Vincent x Vincent (Violet)

1.2K 38 4
                                    

Zamówione przez Paczarja... Serio?  No dobra... Ale... Nie mówiłaś mi, że nie mogę zrobić z jednego baby... ~~ Vincent jest już w czwartym One-Shit'cie... Interesujące. xD Niah Niah... (za dużo Undertale) No to lecim!

------------------------------------------------
Vincent

Kolejny dzień w mojej bardzo ciekawej pracy. Ta... Jasne. Pilnowanie animatronów za dnia, lub w nocy patrząc na kamery jest takie interesujące! Szczególnie, że zawsze mam z kimś zmianę. Niezbyt mi to pasowało. Wszyscy mnie wkurzali... Ogólnie stróżów, prócz mnie, jest czterech. Jeden z nich ta Mike, pokazujący wszystkim i wszystkiemu fack'a oraz mający wszystko w dupie debil. Drugi to bojący się wszystkiego kurdupel, znany jako Jeremy. Inny to gruby i rudy Fritz który cały czas coś żre. Ostatni to wysoki na około dwa metry, wygadany Scott. Po prostu żyć nie umierać... Do tego nie płacą tu zbyt dobrze. Kiedyś mi się tak nudziło, że zabiałem piątkę dzieci i dałem do kostiumów... Co śmieszne nikt ich jeszcze nie wykrył. Kiedy przychodziła któraś matka pytając się o zaginione dziecko, ciężko mi było się nie zaśmiać. Jakie tępe dzidy, boże. W sumie... To nie żałowałem tego co zrobiłem. Panika którą wywołałem nieźle mnie śmieszyła. Na prawdę, żyje z idiotami... Chodź sam nie jestem normalny... Można powiedzieć, że jestem wariatem pośród świrów. Tak, to dobre określenie. Westchnąłem cicho. Znów mi się nudzi... Wsadziłem ręce do kieszeni. Tak, miałem przy sobie nóż. Uśmiechnąłem się. It's time to die... Zauważyłem, że jakaś smarkula weszła na zaplecze. Zaśmiałem się cicho i wszedłem niezauważony do pomieszczenia. Dziewczyna nawet mnie nie zauważyła. Po prostu przyglądała się zapasowym maskom. Wyciągnąłem broń i po cichu zakradłem się do niej. Zasłoniłem jej usta dłonią i uśmiechnąłem się szeroko. Dziewczyna wystraszyła się. Zaczęła się wiercić, ale nic jej to nie dało. Wbiłem jej nóż w brzuch. Krzyknęła ale moja dłoń stłumiła dźwięk. Lubiłem jak dzieciaki wołały o pomoc... Ale ktoś mógł nas usłyszeć i było by słabo... Wyciągnąłem nóż jeździłem nim po jej szyi i ramieniu. Po zrobieniu parę nacięć wbiłem jej broń w serce. Ciało oparło na ziemię. Zaśmiałem się cicho. Na podłodze była dość spora kałuża krwi. No cóż... Wyciągnąłem nóż z ciała i wyczyściłem go chusteczką. Schowałem do kieszeni i wyszedłem zza zaplecza. Nikt mnie na szczęście nie zauważył. Wszedłem do pokoju dla pracowników. Zdjąłem koszulę i rzuciłem do mojego plecaka. Ubrałem tą zapasową i wyszedłem z pomieszczenia. Własnie tak zawsze robiłem. Chowałem bronie i zmieniałem zakrwawione koszule. Bo po co miałbym pozbywać się ciał? Nikt jeszcze ich nie wykrył... A tym bardziej, że to byłem ja. Ale używałem do tego animatronów... Na moje nieszczęście nie było już żadnego dla zabitej przed chwilą dziewczyny... Mogłem o tym pomyśleć.. Wróciłem zrezygnowany na zaplecze. Zdziwiło mnie to, że zastałem tam jakąś babę która przyglądała się zwłokom kucając. Nie była ona wystraszona. Wręcz przeciwnie... Uśmiechała się. Przyjrzałem jej się. Miała długie, fioletowe włosy. Na sobie bluzę tego samego koloru, czarna spodenki oraz trampki. Podniosła wzrok i spojrzała na mnie swoimi piwnymi oczami. Nie widziałem co mam zrobić. Nie wyglądała na wystraszoną czy wściekłą. Może była taka jak ja? Ale... Nie. Nie zaufam jej tak od razu. Wstała i zrobiła parę kroków w moją stronę.

- Ty to zrobiłeś?

Nosz kurwa...

- Może... - mruknąłem.

Dziewczyna uśmiechnęła się dziwnie.

- Wiem, że tak.

- To czego się pytasz?

- Chciałam zobaczyć czy mi od razu zaufasz... Ale nie jesteś takim idiotą jak myślałam.

- Aha... I co? Zabiłem ją. Co ci to niby da?

Wzruszyła ramionami.

- Obserwuje cię od jakiegoś czasu... Wiesz, mamy podobne charaktery...

-  Tia...

Westchnęła zniecierpliwiona.

- Pozbędę się tego ciała za ciebie. Namówiłam Paul'a na to, żeby mnie przyjął.

- Niby po co? Cholernie tu nudno i za wiele tu nie płacą.

- Wiem... ale... no nie ważne. Idź już, jeszcze ktoś zauważy, że zniknąłeś.

Kiwnąłem głową i wyszedłem. Kto to był? Kim kol wiek jest będę miał ją na dystans. Oparłem się o ścianę i przyglądałem się dzieciom. Mam nadzieje, że ta baba dotrzyma słowa. Wcześniej miałem w dupie czy ktoś znajdzie te trupy.. Ale nagle coś mi zaczęło zależeć, żeby zniknęło... Może dlatego, że to była moja kuzynka? Tak... Przyszła kiedyś do mnie z ciocią.... Nawet ją polubiłem... No ale tego już nie zmienię. Nie żyje. Mam nadzieje, że ciotka nie będzie do mnie przychodzić z płaczem... To w końcu moja rodzina... Westchnąłem. Jak ja zawsze wszystko komplikuje... Przynajmniej czasem nie bywa tak nudno. Chociaż to. Spojrzałem na zegarek, piąta. Jeszcze parę godzin... Ruszyłem w stronę sceny. Wszystko było w porządku. Nawet nikt nie zauważył, ze mojej kuzynka zniknęła... Heh, nie była zbyt lubiana... Może dlatego. Ktoś poklepał mnie po ramieniu. Odwróciłem się. To była ta baba.

- Już załatwione.

- Szybko... Dzięki.

- Spoko

- Jak ty masz w ogóle na imię?

- Violet.

- Ładne imię. Ja jestem Vincent.

- Wiem.

Uśmiechnęła się i przypatrywała się dzieciom.

-  Czemu mi pomogłaś?

- Jakoś tak...

Spojrzałem na nią podejrzliwe. Coś w to nie wierzę. Nikt normalny nie pomagałby zabójcy chować ciała ofiary od tak.. Pewnie ma do mnie jakiś interes... Tylko jaki? Może chcę, żebym kogoś dla niej zabił? Heh, a ja tylko o tym...

- Może spotkamy się jeszcze?

- Możemy...

- Świetnie. Kiedy masz czas?

- Jutro mam wolne.

- Okey. To o piętnastej w kawiarni obok szkoły?

- Pewnie.

Uśmiechnęła się szerzej i wyszła z pizzerii. Może coś się o niej dowiem... A jeżeli ma do mnie interes to mi może jutro powiedzieć... Poszedłem do Pirate Cove. Foxy zabawiał dzieci. Normalka. Lis spojrzał prosto na mnie. Jego oczy zmieniły kolor na czarny z białymi punktami. Dusza mnie zauważyła i przejęła kontrole. Niech to szlag.

- Kogo my tu mamy... - usłyszałem głos animatronika.

To nie był dobry moment. Szedłem szybko na zaplecze. Nie mogłem biec bo zwracałbym na siebie uwagę... Znaleźli by ten pieprzony nóż... Było by słabo. Słyszałem, że Foxy idzie za mną. Wszedłem w końcu na zaplecze. Rozejrzałem się. Gdzie by tu się schować? Uśmiechnąłem się widząc Springbonnie'go. Ostrożnie ubrałem na siebie kostium. Do pokoju wszedł lis. Zacząłem się śmiać. Nic mi nie może zrobić. Po chwili mina mi zrzedła. Zaczęło padać. Przez dziurawy dach spłynęły na mnie parę kropel. Sprężyny puściły wbijając się w moje ciało. Krzyknąłem klęcząc na ziemi. Spojrzałem błagalni na lisa. Ale on tylko się uśmiechnął i wyszedł. Położyłem się na podłodze wijąc się z bólu.

- Pomocy... - tylko to zdołałem z siebie wykrztusić.

Do pokoju weszła Puppet. Zdjęła swą maskę a za nią była... Violet?

- Pomóż mi...

- Przykro mi... Nie miałam wyjścia...

Przykucnęła obok mnie i pocałowała w czoło. Chciała wstać ale złapałem ją za ramię.

- Czemu to zrobiłaś?

- Zabiłeś moją siostrę...

- Pieprz się, zdrajco.

Odwróciła wzrok. Puściłem ją a ona wyszła. Zemszczę się... Jakoś... Wrócę tu jeszcze... Zamknąłem swe animatronicz powieki.

Miał być inny koniec ale cicho. xD Nawiązanie będzie do ,,Springtrap x P. Mangle" xD

One-Shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz