Kontunacja pierwszego One-Shitu o tym 'shipie'. Powtórzenie tego czegoś chciała Werciaax... Na przyłość... Proszę nie powtarzajcie zamówień. ;-; No to lecim z tym gównem!
Narrator
(...) Z ciemności wyłoniła się para fioletowych oczów które patrzyły się wprost na ciebie. Czułaś niesamowity niepokój. Kto to był? Tajemnicza osoba zbliżała się do ciebie. Nie, to nie mógł być on. Przecież on cię lubił... Czy tylko udawał? Może od początku to planował? Mimo ciemności zauważyłaś ostry jak brzytwa nóż kuchenny. Mimo upływu czasu doskonale pamiętasz tą broń jak i chłopaka który ją posiada. Metalowe, lekko zniszczone ostrze z wyrytymi inicjałami sprawiało, że nóż był jedyny w swoim rodzaju. Do tego ta zaschnięta krew na rączce... Kiedy widzisz te dwie litery od razu wiesz z kim masz do czynienia. Niestety, chłopak wydawał ci kiedyś się pełen zaufania kiedy odrzekł, że nie może cię zabić. Czyżby zmienił zdanie? Może wszystko udawał? Zimny metal otarł się lekko o twoją skórę na policzku. Czemu nie mogłaś się ruszać i tak po prostu uciec? Wszystko straciło sens. Czułaś się zdradzona jak i smutna. Wzięłaś głęboki wdech. Jak się okazało był to twój ostatni, ponieważ nóż przebił twoje serce powodując szybką, lecz trochę bolesną śmierć. Jednak największym bólem okazało się zdradzenie przez 'przyjaciela', a jeżeli ból fizyczny jakiego przed chwilą doznałaś. Zanim odeszłaś z tego świata usłyszałaś prawie, że nie słyszalne 'przepraszam' i ciche szlochanie.
Otworzyłaś szeroko oczy podnosząc się do pozycji siedzącej. Oddychałaś szybko cała zalana potem. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu. Był to twój pokój. Spokojnie, to był tylko sen... Raczej koszmar. Przypomniało ci się, że bardzo często część tego co ci się śni realizuje się w jakiś sposób. Przerażało cię to. A co jeśli teraz będzie tak samo? A co jeżeli on od samego początku udawał i tylko się czai, żeby cię zabić? W duchu modliłaś się, żeby to nie była prawda. Wstałaś i rozciągnęłaś się. Mimo pseudo ostrzeżenia miałaś ochotę się przejść. Sięgnęłaś do szafy po jakieś ciuchy i poszłaś do łazienki. Przebrałaś się z ubrania jakie wcześniej wzięłaś. Umyłaś zęby, uczesałaś włosy i namalowałaś sobie lekki makijaż. Wróciłaś do pokoju i rzuciłaś piżamę na łóżko. Schowałaś do kieszeni słuchawki, kluczę oraz telefon. Nie wiedziałaś bowiem która jest godzina i czy ktoś przypadkiem jest w domu. Poszłaś do przedpokoju. O dziwo byłaś sama... Ubrałaś buty oraz kurtkę. Wyszłaś z domu zamykając za sobą drzwi nie myśląc nawet, żeby coś zjeść. Nie czułaś się głodna. Założyłaś słuchawki na uszy i podłączyłaś je do telefonu. Odblokowałaś go, weszłaś w aplikacje 'MP3' i włączyłaś piosenkę która paskowała do twojego nastroju. Ruszyłaś mokrym od deszczu chodnikiem. Twoim celem był park... Ten sam, w którym nie cały rok temu zobaczyłaś śmierć dziecka... i poznałaś jego. Nigdy nie zapomnisz tego dnia. Krzyk tego dzieciaka, krew... I przyciągające fioletowe oczy. Mimo wszystko nadal go lubiłaś... Może nawet coś więcej...? Nie miałaś pojęcia co do niego czułaś. Przypomniałaś sobie, że od długiego czasu go nie widziałaś. Ciekawe czemu chociaż do ciebie nie napisał... Może ma jakieś sprawy do załatwienia... Nie wiedziałaś. Mimo, że dużo o nim usłyszałaś nie do końca go znałaś. On jest po prostu nieprzewidywalny. Możliwe nawet, że mimo przysięgi nadal zabija ludzi. Lub ma problemy z policją... To wie tylko on. Skręciłaś w kolejną uliczkę i zbliżałaś się coraz bardziej do celu. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, że zaczęło padać. Jednakże niezbyt cię to obchodziło. Jeżeli zmokniesz to najwyżej się przeziębisz... To nic strasznego. Przekroczyłaś bramę parku. Pierwsze co rzuciło ci się w oczy to para siedząca na ławce schowana za czerwonym parasolem. Przeszłaś obok nich. Zauważyłaś bukiet róż w ręku dziewczyny. No przecież, dziś są walentynki. Ale... Jaka to jest różnica? I tak nie masz z kim ich świętować. Jedyne co możesz dziś robić to jak zwykle włóczenie się do późna a w nocy oglądać jakiś film. Od jakiś trzech lat właśnie tak obchodziłaś czternasty lutego. Na spacerze przyglądałaś się z bólem szczęśliwym parom. Przeszłaś przez krzaki przechodząc przez mały strumyk. Spojrzałaś na polanę. Nie było tak kolorowa jak tamtego lata. Szare niebo, deszcz... Do tego ptaki pochowały się i nie śpiewały. Stanęłaś pod wierzbą patrząc w tafle wody. Parę łez spłynęło ci po policzku. A może były to tylko krople deszczu? Całkiem możliwe. Usłyszałaś, że ktoś przechodzi przez krzaki. Pewnie niesie kolejną osobę która nie ma jak spędzać walentynek. Wiedziałaś, że to pewnie osoba której nie znasz więc nie odwracałaś się. Zauważyłaś, że ktoś stanął obok ciebie. Zniechęceniem spojrzałaś na ową osobę. Zamurowało cię. To był on, Vincent. Chłopak patrzył się na ciebie z lekkim uśmiechem. Nie miałaś pojęcia jak zareagować. Z jednej stron się cieszyłaś w końcu dawno go nie widziałaś. Lecz nadal miałaś w pamięci swój sen. Na całe szczęście chłopak znów zaczął rozmowę.
- No cześć. Dawno się nie widzieliśmy... Doprawdy zabawne, że znów spotykamy się w tym samym miejscu. Ale w innych okolicznościach. Przepraszam, że nie odzywałem się, miałem coś do załatwienia. I w sumie... To została mi tylko jedna rzecz i mam spokój.
Z kieszeni wyciągnął ten sam nóż którym zabił dziecko tamtego lata. Od razu oprzytomniałaś. Lecz zamiast strachu ogarnęła cię złość.
- Na prawdę?! Czekam aż łaskawie napiszesz chociaż jednego SMS'a, nareszcie się spotykamy, a ty do mnie z nożem?! Serio?! Szlag by cię Vincent!
Oburzona odwróciłaś się na pięcie i poszłaś przed siebie. Miałaś go serdecznie dość. Czyli co? Od początku planował cię zabić? Śmieć! Przeszłaś przez krzaki i ruszyłaś ścieżką prowadzącą do bramy. O dziwo przestało padać... Szybko. W oddali zauważyłaś jakąś babę z psem. Nie zwracałaś na nich zbytniej uwagi. Jednak to co powiedziała ta kobieta lekko cię zaniepokoiło.
- Przepraszam, on się od was boi.
Was? Odwróciłaś się i natychmiast zauważyłaś Vincent'a stojącego za tobą jakby nigdy nic. Posłałaś mu zabójcze spojrzenie, a on tylko się uśmiechnął. Baba z psem poszła sobie zostawiając was samych. Staliście tak przez chwilę patrząc się na siebie. Po około dwóch minutach jak zwykle to on odezwał się pierwszy.
- Wiem co sobie myślisz... Ale to nie tak!
- Serio? A jak niby?
Vincent wziął głęboki wdech. Wyglądała na... zawstydzonego?
- Nie chciałem cię zaatakować. Chciałem wyciągnąć coś z kieszeni ale przez przypadek wziąłem nóż... Przepraszam, to z przyzwyczajenia. Tak na prawdę to chciałem ci coś dać... Bo widzisz, od tamtego lata czułem coś, czego nigdy wcześniej nie doznałem. To jest bardzo dziwne uczucie... Bo widzisz ja... Ech... Nie umiem tego powiedzieć...
- Spokojnie... Weź...
Nie dokończyłaś zdania ponieważ chłopak wbił się w twoje usta wtulając się w ciebie mocno. Na początku nie mogłaś się ruszać, ale po chwili oddałaś pocałunek. Czyli on czuł to samo co ty! To było najlepsze co zdarzyło się od długiego czasu. Czyli ten cały koszmar nie miał sensu. Vincent nie chciał ci nic zrobić. Po paru minutach niechętnie odsunęliście się od siebie.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Najlepsze walentynki w życiu! - pomyślałaś.
Kogo obchodzi, że to nie walentynki! Ważne, że miałam pomysł!
Do następnego! :3
CZYTASZ
One-Shots
RandomTak po prostu zwykłe krótkie historie specjalnie dla was. Co tam nowego czy dziwnego? (Nigdy nie ufaj opisom)