For SandraMikeSchmidt, tak, doczekałaś się. .-.
Jeremy
Nudy.
W telewizji kompletnie nic nie ma!
Porno, głupie horrory, oraz te które już oglądałem no i oczywiście nie śmieszne kabarety.
Czemu nigdy nie leci coś fajnego, gdy mam czas?
Kiedy w końcu po długim tygodniu w pracy, mogę usiąść wygodnie na sofie, opatulony kocem, w dresie, z herbatą oraz pilotem w ręce.
Po co.
Lepiej puszczać fajne filmy kiedy mam projekty, lub kiedy jestem senny.
Minęło tyle czasu, a ja do tego nie przywykłem.
Do tych żmudnych, zimnych oraz ciemnych weekend'ów.
Bez przyjaciół z którymi mogę się spotkać.
Sam w wielkim domu, niczym Kevin z tego popularnego filmu.
To nie wina pracy, czy tego, że przez nią mam rzadko czasu.
Nie.
Mam lęk, przed... no cóż... wyjściem na miasto z kimkolwiek.
Martwię się, że sie upije, zrobię coś głupiego i mój portfel straci kilka bankontów.
Byłem przezorny i na wszystko uważałem.
Za bardzo rozmyślam o konsekwencjach.
Sam już nie wiedziałem, czy to dobrze, czy raczej źle.
Lecz wątpie, abym zdołał to zmienić.
Zawsze będę tym przezornym, samotnym i nudnym typem.Wyjrzałem przez okno.
Ciemno.
Tak mogę określić to, co tam widzę.
Nikt nie ośmielił się wychodzić.
To wszystko przez tych głupich przebierańców, pedofilii oraz Ahmed'ów.
Ten świat staje się coraz gorszy.
Z każdym rokiem wydaję mi się, że ludzkość tak na prawdę się cofa.
My sami niszczymy tą planetę.
Cóż na to może poradzić taki nędzny pracownik, jak ja?
Jedyne co mogę zrobić, to przywyczajać się do otoczenia.
Walczyć w tej miejskiej, typowo amerykańskiej dżungli.Ciszę przerwał dzwonek mojej ulubionej piosenki "Fire" zespołu Pvris.
Niechętnie wziąłem telefon do ręki.
Nie patrząc kto to, odebrałem połączenie przykladając słuchawkę do ucha.
Jedyne co zdołałem usłyszeć, to szum wiatru oraz niezrozumiałe bełkotanie.
Któż to?- J-jeremy? J-jesteś tam?
- Uhm, no jestem.
- To-to ja, Mi-chelle. Cz-czy mó-mógłbyś po-po mnie przy-przyjechać? - między niektórymi sylabami mogłem usłyszeć jak czka. No nie..
- Michelle? Znów się upiłaś? Eh, i pewnie mam cię podwieść do domu?
- Ta-tak.
- Ech... tam gdzie zwykle?
- Yu-yup.
- No dobrze, już po ciebie jadę. Tylko nie narób większego szajsu.
Rozłączyłem się.
Jak mogłem zapomnieć o mojej kochanej przyjaciółce, Michelle.
Co dwa tygodnie muszę po nią przyjeżdżać, ponieważ ta się upija w barach ze swoimi znajomymi.
Ciekawe, co dziś zastane na miejscu.
Wstałem nie chętnie z sofy wyłączając telewizor.
Spojrzałem na moje dresy.
Nie ubrudziłem ich, więc raczej nie muszę się przebierać.
Ubrał szybko buty oraz kurtkę.
Biorąc klucz oraz telefon, zamknął drzwi od mieszkania.
Po kilku sekundach znalazłem się w moim aucie, które stało nie opodal domu.
Jaka szkoda, że nie mam garażu czy gangu.
Ale w sumie po co mi to?
Mam cudowne krawężniki, koło sąsiadów.
To jest przecież o wiele lepsze.
Odpaliłem samochód i wyjechałem na ulice, kierując się do ulubionego baru Michelle.
Był nim mianowicie "Sunny Nights".
Ta nazwa nigdy nie miała dla mnie sensu.
Słoneczne noce.
Tak czy siak, moja przyjaciółka często go odwiedza, z jakiegoś powodu.
Nigdy mi nie zdradziła konkretów.
Zawsze czekała na mnie na dworze, więc nie miałem okazji wejść do środka.
I to w sumie dobrze.
Kto wie co by mnie tam czekało.
Na prawdę, wolę omijać takie rzeczy z daleka.
Hm, coś jest za cicho w tym samochodzie...
Włączyłem radio.
Akurat zaczęła się moja ulubiona piosenka "Looking like this".
Uśmiechnąłem się do siebie samego.
Od razu poczułem się trochę lepiej.
Nawet ta krótka podróż minęła nie najgorzej.
Żadnych korków, pieszych, rowerzystów czy robotów drogowych.
Przy tej piosence wszystko jest lepsze.
Co zabawne, skończyła się akurat wtedy, kiedy dojechałem na miejsce.
Wyłączyłem radio i zaparkowałem nie daleko baru.
Nie mogłem jednak dostrzec brunetki.
Wyłączyłem silnik i wysiadłem z auta, zamykając za sobą drzwi.
Chowając klucze do kieszeni, lekko zdenerwowany ruszyłem w stronę budynku.
Miałem tylko nadzieję, że zaraz z niego wyjdzie.
Nie miałem zamiaru tam wchodzić.
Takie miałem zasady.
Znalazłem się już przy wejściu, ale jej tutaj nie było.
Westchnąłem.
Może zaraz wyjdzie...
Czy lepiej by było do niej zadzownić?
Zauważyłem kolażankę Michelle która właśnie wychodziła z baru.
Nie wyglądała na jakąś mega pijaną.
Zawołałem ją, a ta szybko do mnie podeszła.
Zapomniałem o jednej rzeczy...
To ta wkurzająca, co się w mnie crushuje...- Jeremy! Jak miło cię widzieć. Nagle polubiłeś imprezowanie? Chodź, napijmy się razem! - mówiąc to chwyciła mnie za ramię, próbując pociągnąć do baru.
- Nie... nigdy! Po prostu, muszę odebrać Michelle... wiesz może gdzie ona jest?
- Oooo... - puściła mnie lekko zawiedziona. - Ta, jest w środku, siedzi przy barze. Nie wiem czemu tak się przejmujesz takim przegrywem. Powinnieś znaleźć sobie, no wiesz... kogoś lepszego. - uśmiechnęła się dziwnie.
- Nie dzięki.
Wszedłem do środka.
Głośna muzyka, zapach alkoholu, rażące światło.
Dokładnie tego się spodziewałem.
Zrobiłam kilka kroków omijając tańczących ludzi, szukając baru.
Nie zajęło mi to zbyt długo, było widać go na kilometry.
Od razu zauważyłem ubraną w niebieską bluzę, przysypiającą brunetkę.
Na blacie stało kilka szklanek po jakimś alkoholu.
Stanąłem za nią i dźgnąłem ją palcem w bark.
Leniwie się podniosła i spojrzała na mnie.- Nareszcie! Ile mam na ciebie czekać? Ja tutaj umieram!
- Bardzo miłe powitanie, z resztą jak zwykle. Po za tym, nie przesadzaj. Po prostu pijana jesteś. Jutro na pewno się ożywisz, kiedy zobaczysz rachunek za drinki. Chodź, zawiozę cię do domu.
Dziewczyna wstała chwiejnie z krzesła barowego. Widząc to szybko potrzymałem ją, a on oparła się o moje ramie.
Uśmiechnąłem się do niej lekko i ruszyliśmy powoli w stronę wyjścia.
Ciągle pilnowałem, żebyśmy oboje nie upadli.
O takie rzeczy na prawdę nie jest trudno.
Po chwili w końcu wyszliśmy na zewnątrz.
Muzyka była mniej słyszalna, w końcu światło nie raziło mnie w oczy.
A zamiast zapachu Whisky, czułem świerze powietrze.
Od razu lepiej.
Pomogłem wziąść jej do auta, po czym sam usiadłem za kierownicą.
Zapiąłem nam obojgu pasy, ponieważ Michelle już dawno zasnęła oparta o szybę.
Odpaliłem silnik i wjechałem na drogę.
Przęłączyłem na stacje, gdzie akurat leciała jakaś spokojna piosenka.
Nie chciałem, jeszcze, budzić przyjaciółki.
Droga była o wiele dłuższa niż do mnie do domu.
Ona mieszka na drugim końcu miasta!
Czemu ona idzie taką drogę, tylko po to aby się upić?
Przecież muszą być jakieś bliższe bary...
Czemu więc przychodzi akurat tu?
Zatrzymałem samochód na światłach.
Spojrzałem kątem oka na pasażerke.
Widząc odbicie jej twarzy, zaśmiałem się cicho.
Jej nos był spłaszczony, przez to, że przycisnęła twarz do szyby.
Michelle tylko coś mruknęła przez sen.Reszta drogi minęła bez przeszkód.
Problem pojawił się, kiedy trzeba było wypakować przyjaciółkę z samochodu.
Bałem się ją obudzić.
Bowiem, doskonale wiedziałem jak to się skończy.
Cóż, raz kozi śmierć.
Szturchnąłem ją w ramię, ale ta tylko gadała coś do siebie pod nosem.
Westchnąłem.
Jak zawsze to samo.
Do głowy przyszła mi myśl.
Zadrąbiłem jakdyby nigdy nic.
Podziałało, brunetka natychmiast się obudziła.
Spojrzała na mnie z przymrużonymi oczami, a ja tylko się uśmiechnąłem.
Wysiedliśmy z auto, a ja je zamknąłem, pomogłem Michelle dojść pod same drzwi.
Jutro to dopiero będzie miała kaca.
Współczuje jej, ale ona sama o to się prosi.
Mogła wybrać, no i to już zostało postanowione.
Wziąłem klucze do jej domu i otworzyłem drzwi wejściowe.
Opierając się, weszliśmy do środka.
Dziewczyna spojrzała na mnie z dziwnym uśmiechem na twarzy.- No co...
Przerwała mi szybko.
Przywarła swoje usta do moich.
Nie spodziewałem się tego. Ale po sekundzie oddałem pocałunek.
I tak jutro nie będzie nic pamiętać, prawda?
Oderwaliśmy się od siebie po chwili.
Uśmiechnąłem się do niej lekko nieśmiało.
Nic nie powiedziała, położyła się na kanapie i.... zasnęła.
No tak, czego ja się mogłem spodziewać.
Poszedłem do jej pokoju i wróciłem z kocem, którym ją przykryłem.
Nic tu więcej po mnie...
Wyszedłem z jej domu zamykając drzwi.
Przez całą drogę do mojego mieszkania, myślałem o tym co się stało.
Szczególnie o pocałunku.
Może jednak coś z tego będzie?
Może nasze zauroczenie z liceum powróci?
Może w końcu będziemy razem?
Mam taką nadzieję, tylko ją kocham tak mocno.Pomysł taki 2/10, ale tak już mam z tym shipem.
Co do daty i przerw między shotami... nic nie będę mówić.
Po prostu trudno jest pisać w stresie o 2 w nocy.Tak czy owak, zaniedługo święta!
Kto się cieszy?
U mnie już są stoiska w centrum z szopką, więc brakuje tyko śniegu.A jak tam u was wygląda koniec listopada?
Btw.. dziękuje za prawie 5K!
Chyba serio nikt nie ma ochoty na pisanie shotów, że tyle ludzi to czyta. :D
CZYTASZ
One-Shots
RandomTak po prostu zwykłe krótkie historie specjalnie dla was. Co tam nowego czy dziwnego? (Nigdy nie ufaj opisom)