O dziwo dziwny shit dla Paczarja. Lecim!
------------------------------------
Alex/Golden
Miałam już serdecznie dosyć! Wszystkiego! Vincent'a, pizzeri i... Bycia animatnik'iem! Potrzebowałam odpoczynku. Szłam przed siebie prawie, że waląc nogami o chodnik. Pewnie dziwnie to wyglądało... Ale mnie to nie obchodzi. Muszę się uspokoić... Spacer mi dobrze zrobi. Świerze powierze, JASNOŚĆ oraz przestrzeń. Nie mogłam już wytrzymać w tamtej placówce. Udawać kogoś, kim nie jestem. Być uznaną za nikogo... Nie potrzebną nikomu... Porzuconą... Czuć tylko zapach pizzy oraz... Trupów. Przecież ja i moi ,,przyjaciele" zmarliśmy... Przez niego, Vincent'a. Jednak oni zostali uwolneni i mogli odejść. Ale coś się stało i ja nadal tu jestem. Muszę się męczyć przez... Długi czas. Nie liczę na zbawienie. Skoro nie poszłam jeszcze do nieba, oznacza to, że chyba na nie zasługuje. Skoro tak, to co ja takiego zrobiłam? Jak jedyna nie przyłożyłam się do zabicia wtedy tego stróża, Paul'a. Raczej to nie przez to. Ale ja kompletnie nie pamiętam, żebym zrobiła coś mega strasznego... To Vincent zabijał, nie ja... Więc o co chodzi? Zaczęłam zagłębiać się w las i zbliżać się do jakiejś góry. Ludzie mówili, że nazywa się 'Ebott' i nie wolno tam iść. Na samym szczycie jest dziura która prowadzi do podziemnego świata. Tam mieszkają potwory które nienawidzą ludzi... Jak dla mnie to jest wyssana z palca historia na dobranoc dla dzieci, które są niegrzeczne. No, zaraz się przekonam, czy to prawda. Zaczęłam się wspinać na ową górę. Powiem, że była dość wysoka. Najwyższa w tej okolicy... W sumie to jedyna. Po paru minutach stałam już na samym szczycie. Faktycznie, jest tu jakaś wielka przepaść. Powoli zrobiłam parę kroków w jej stronę, żeby jej się przyjrzeć. Niestety potknęłam się o wielką, kolczastą rośline i zaczęłam spadać w ciemną odchłoń. Może to mnie jakoś uwolni? Może zniszczy moje ciało, a duszę zaprowadzi do nieba. Jednak przed walnięcie się plackiem na ziemią straciłam przytomność.
Otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to sufit. Jestem w domu? Czy to wszystko był sen? Podniosłam się siadając na wygodnym łóżku. To nie był mój pokój. Nie mam pojęcia gdzie ja jestem... Cała obolała wstałam i rozciągnęłam się ostrożnie. Dziwne, że jestem martwa, ale nadal czuję ból. Po chwili drzwi się otworzyły. W progu stał szkielet w niebiskiej bluzie z kapturem... Chwila, co? Uśmiechnął się do mnie.
- O, już wstałaś. To w sumie ciekawe, że tu trafiłaś. Nie za często mamy gości z wewnątrz. Chociaż... Osatni który tutaj była... Jest... Powiedzmy, że po prostu żałuje, że się nią zająłem. Ale ty wyglądasz... No inaczej. Coś czuję, że warto ci zaufać.
- Czekaj... Jestem w podziemiach? Może dlatego mnie wszystko boli... Jak się nazywasz?
- Sans... Sans the Skieleton. A ty?
- Aleksa. - odpowiedziałam krótko. - Opowiesz mi o tym gościu?
- No dobrze. Tak więc, niedawno do podziemi wpadła dziewczyna o imieniu Frisk. Nie wzbudzała podejrzeń, jest w końcu dzieckiem. Po jakimś czasie pokazała jaka jest na prawdę. Zabiła dużo potworów. W tym także mojego brata... To mi po nim zostało. - ze smutkiem na twa... czaszce wskazał na czerwony szal który nosił na szyi. - Nadal się obwiniam, że nie nia zdąrzyłem mu pomóc... Teraz planuje pozbyć się Frisk. Raz na zawsze. To tak w skrócie. Martwie się, że i ciebie skrzywdzi.
- Przykro mi z powodu twojego brata... Ja też straciłam bliskie mi osoby. Więc wiem, jak się czujesz.
Podeszłam do niego i przytuliłam mocno. Na chwilę go zamurował, ale potem odwzajemnił gest. Dziwnie było przytulać szkieleta... Ale jednocześnie nawet fajnie. Po paru minutach odsuneliśmy się od siebie. Zauważyłam na jego czaszce niebieskie... Rumieńce? Uch...
CZYTASZ
One-Shots
LosoweTak po prostu zwykłe krótkie historie specjalnie dla was. Co tam nowego czy dziwnego? (Nigdy nie ufaj opisom)