Dla Wanllexis.
Mangle
Znów się zaczęło.
Jerry zapowiedział nasz występ, który zaraz się zacznie.
Słyszałam jak nas wołają, nie widząc nas, skrytych za kurtyną.
Ponownie zostajemy do tego zmuszoni. Musimy śpiewać, dla nich. Tych małych potworów. Upakarzają nas przez cały czas. I mój największy koszmar, Jerry. To on był moim szefem, stwórcą.
Mimo, że jestem tylko maszyną, miałam uczucia, a on to wykorzystywał. Bawił się mną jak jakąś marionetką. Należałam przecież do niego.
Niestety nic nie mogłam zrobić, jestem doszczędnie zniszczona. Przez nich. To oni nam to zrobili.
Spojrzałam na drugą głową, która kiedyś była animatronikiem.
On również tego nie chciał. Chował się pod fioletowym kocem, którym byłam opatulona. Jedyną rzeczą, którą posiadałam. Czułam się winna, to ja go toczepiłam do mojego zestawu. Teraz musi cierpieć razem ze mną.
Po chwili kurtyna sama się odsłoniła. Światła zostały skierowane na nas również jak wzrok zebranych. Strach i gorycz nagle we mnie zagościły. Znów mogli nam coś zrobić.
Nienawidziłam występować. Chciałam już z tym skończyć. Lecz sama nie dam rady. Potrzebuje go, teraz.
Rozejrzałam się po sali. Nigdzie go nie było. Zniknął. Dokładnie jak moja nadzieja, na koniec tego piekła.
Wszyscy zaczęli się niecierpliwić. Słyszałam jak krzyczeli i marudzili. Szef wysłał mi wściekłe spojrzenie. Przymrużyłam oczy, czułam, jak wylewa się z nich czarna ciecz. Która zastępowała ludzkie łzy.
Opadłam na kolana chowając twarz w dłoniach. Oni tylko krzyczeli, niektórzy nawet się śmiali. Wszyscy byli przeciwko mnie, chcieli mojego upadku. Nawet on od mnie odszedł. Bezpowrotnie. Razem z moją wolnością i chęcią do "życia".
Czułam, jak coś lepkiego trafia o moje ramię. Po czym zaczęło powoli lecieć w dół. Spojrzałam przez łzy na te potwory. Trzymali w rękach coś czerwonego, jakby jakieś warzywo...
Jeden dzieciak rzucił nim o mnie. No tak, to był pomidor.
Rzeczy oczywista.
Skrzywiłam się.
To było strasznie dziwne. Próbowałam schować się chociaż pod kocem, lecz znikąd zniknął. Spojrzałam na drugą głowę. Również nie był z tego zadowolony. Szepnęłam do niego ciche "Przepraszam". Nie musiał tu być, gdyby nie ja.- Cyrkowy potworze, wstań i zaśpiewaj! - krzyknęła nagle grupa.
Fala czerwonych kropek była coraz bliżej mojej twarzy. Nie minęła chwila, byłam cała ubrudzona pomidorami.
Jednak, jedno z nich trafiło mnie w moje zdrowe, prawe oko, które odruchowo zasłoniłam dłonią. Szybko wyrzuciłam czerwoną plamę gdzieś w dal. Jednakże sok z warzywa wleciało mi do środka, gdzie były kable. Nie musiałam długo czekać na reakcje systemu. Poczułam jak prąd przechodzi przez całe moje ciało. Doszło nawet do drugiej głowy. Ogarnęła mną nagła złość. Nabrałam siły. Tak jak całkiem inna osoba. Pełna mocy i możliwości.
Wstałam dumnie z ziemi. Nikogo to niezbyt ruszyło. Sam Jerry śmiał się jak opętany. Pf, jest już stary, a głupi.
Zacisnęłam dłonie w pięści, uśmiechając się szeroko. Zrobiłam dwa pierwsze kroki do przodu. Wykonałam wysoki skok.
Chwyciłam się mocno sufitu. O dziwo, nie spadłam. Namierzyłam mój pierwszy cel. Był to najstarszy z grupki. Obliczyłam odległości i czas reakcji chłopaka. Zeskoczyłam wprost na niego, otwierając pysk. Nawet nie zdąrzył choćby mrugnąć.
Wbiłam mu się w czoło, odrywając mu jego kawałek. Krew natychmiast zaczęła obficie lecieć z rany. Brudząc przy tym mnie i kilka osób stojących obok. Szybko zauważyli co się stało. Wpadli w panikę.
Wyplułam kawałek skóry gdzieś na podłogę, która była już cała w czerwonej cieszy. Rozejrzałam się po pokoju. Nikogo nie było. Chcą się bawić, tak?
Zabawmy się więc!
Wspięłam się na sufit i wypełzłam z pomieszczenia. Szukałam dzieci i Jerry'go.
Nasłuchiwałam jakichkolwiek dźwięków. Jedyne co słyszałam to moje "kroki". Przeszukałam całą pizzerię, jednak nikogo nie było. Zawiedziona weszłam do ostatniego pokoju, czyli na zaplecze.
Było tu strasznie ciemno. Jednak moje robotowe oczy były przyzwyaczajone do nagłej zmiany światła, przez co mogłam doskonale widzieć.
Nie było tu żadnego dziecka. Jedyne co zauważyłam był kostium złotego niedźwiedzia. Siedział jakoś taj dziwacznie na podłodze, z głową w dół. Podeszłam do niego niepewnie. Czy on był pusty? A może dusza po prostu jest nieaktywna? A może chowa się w nim jedno z bachorów?
Byłam strasznie ciekawa co jest z nim nie tak.
Byliśmy już twarzą w twarz.
Sekundę później misiek podniósł głowę, patrząc się na mnie pustymi oczodołami. Podskoczyłam, tego się nie spodziewałam. Nie odezwał się, przez długą chwilę się na mnie patrzył. Ja jakby zahipnotyzowana, stałam tak wpatrując się w niego.
CZYTASZ
One-Shots
RandomTak po prostu zwykłe krótkie historie specjalnie dla was. Co tam nowego czy dziwnego? (Nigdy nie ufaj opisom)