- Zrobiłaś to specjalnie. Zamurowało mnie. Przez chwile myślałam że się przesłyszałam.- Coo? - zdołałam wreszcie wykrztusić- Nie udawaj, potknęłaś się tylko po to żebym musiał cię złapać - kontynuował z kpiącym uśmieszkiem - Już miałem doczynienia z jakimi jak ty.W tym momencie zrozumiałam o co mu chodzi. Oo nie kolego, tak się bawić nie będziemy. - Czekaj, czyli ty myślisz, że straciłam równowagę tylko po to żeby znaleść się w twoich ramionach? - spytałam z uniesionymi brwiami, zaczynając być już porządnie wkurzona. - Ja tak nie myślę, ja to wiem. - powiedział, szczerząc zęby. W tym momencie straciłam nad sobą panowanie.- Słuchaj - warknęłam - nie wiem o co ci chodzi, chyba masz zbyt bujną wyobraźnię, ale wiedz, że już wolałabym pocałować podłogę, niż zostać złapana przez takiego dupka.- Uuu, spokojnie, nie denerwuj się, złość piękności szkodzi. - zaśmiał się. Miałam ochotę w coś uderzyć. Albo w kogoś. Ten facet swoją pewnością siebie działał mi na nerwy. Gdyby tylko nie był taki przystojny... Dobra Kat, weź się w garść. Popatrzyłam na niego z pogardą i chciałam go wyminąć, ale zastąpił mi droge.
- Nawet się nie przedstawisz swojemu wybawcy? - spytał unosząc jedną brew
- Nie. - warknęłam. Miałam już go dosyć, więc zaczęłam rozważać powrót do pokoju.
- Ja mam na imie Marc. - rzucił, a ja w końcu przypomniałam sobie skąd go znam. O cholera, jęknęłam w duchu. Przecież to Marc Márquez! Jak ja mogłam go nie poznać? Chociaż przyznaje, w rzeczywistości wygląda o wiele lepiej niż na zdjęciach. Mój Boże, przecież ja wyzwałam go od dupków. Brawo Kat, o wywiadzie możesz już zapomnieć. Z drugiej strony miałam powód. Skoro jest taki zarozumiały i myśli, że dziewczyny w jego towarzystwie pragną tylko tego, żeby znaleść się w jego ramionach... Chociaż, tu akurat może i miał troche racji. Przyjrzałam się dokładnie jego rękom, takie umięśnione... ciekawe jakby to było gdyby mnie nimi objął... O mój Boże, Kat, ogarnij się. Przecież to zarozumiały gnojek.
- Hmm, powiesz mi wreszcie jak masz na imię, czy będziesz tak stać i się na mnie gapić? - spytał, przerywając moje rozmyślania. Ups, poczułam, że się czerwienie. Jednak zanim zdążył to skomentować, drzwi mojego pokoju otworzyły się i wyjrzała zza nich rozczochrana głowa mojej współlokatorki.
- Kaat! Z kim rozmawiasz? - spytała niezbyt przytomnie, pewnie dopiero co wstała.
- Eee, poczekaj chwilę, zaraz przyjdę. - powiedziałam
- Okeej. - wymamrotała jeszcze, po czym zniknęła spowrotem za drzwiami.
- Bardzo mi przykro, ale jak sam widzisz muszę już iść. - zwróciłam się do Marca z przesłodzonym uśmiechem na ustach.
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy Kat. - odpowiedział tym samym tonem, przesadnie podkreślając moje imie. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Skąd ty... a no tak Gabi. - mruknęłam
- Swoją drogą... Kat?? Tak jak Kot? Kotek? - roześmiał się
- Wystarczy Kat. - powiedziałam, posyłając mu mordercze spojrzenie. Spojrzał na mnie i znowu zaniósł się śmiechem. Jeszcze troche a się posika. Nie no, sory facet, ale nie bedziesz się ze mnie naśmiewał. Odwróciłam się na pięcie.
- Chrzań się. - rzuciłam przez ramię i ruszyłam w stronę pokoju.
- Ee, Koteeek poczekaj! - krzyknął, ale na szczęście dopadłam już do drzwi. Szybko weszłam do środka. Niestety tam czekała na mnie całkowicie już rozbudzona Gabi. Wiedziałam, że nie odpuści, póki nie opowiem jej wszystkiego ze szczegółami.
- Kto to był?? - spytała zaciekawiona, po chwili zorientowała się, że jestem wkurzona. Zmrużyła oczy - Zdenerwował cię? Mam mu przywalić?
Spojrzałam na nią i roześmiałam się, a cała moja złość wyparowała.
- Niee, spokojnie nie ma się czym przejmować. - zapewniłam
- W takim razie dlaczego jak weszłaś, wygladałaś na zdenerwowaną? - spytała
- Bo byłam. - rzuciłam krótko. Gabi rzuciła mi pytające spojrzenie i uniosła brwi. Westchnęłam.
- To przez tego faceta z którym rozmawiałam. Tak na marginesie to był Marc Márquez, ale...
- Czeeej, że co?! - przerwała mi Gabi - Rozmawiałaś z Márquezem?? TYM Márquezem?!
- No przecież mówię. - rzuciłam
- Bujasz!
- Serio, potknęłam się, a on mnie złapał. - powiedziałam i spojrzałam na Gabi, była zachwycona
- O moj Boże to takie romantyczne - pisnęła, a ja przewróciłam oczami.
- Uwierz, nie ma się czym ekscytować. - mruknęłam - Straszny z niego dupek... Stwierdził, że potknęłam się specjalnie, żeby znaleść się w jego ramionach.
- Serio? - przyjaciółka się roześmiała
- Tak. Zarozumiały palant... Co nie zmienia faktu, że jest zabójczo przystojny. - westchnęłam.
- Czekaj, skoro już go poznałaś to może poprosisz o wywiad? - spytała podekscytowana
- Nie ma mowy, nie będę go o nic prosić. - odparłam
- Ee, no Kat - jęknęła Gabi - to dla nas wielka szansa.
- Przecież to nie tak, że ja go znam - powiedziałam - Po prostu chwile z nim gadałam. Pewnie nawet nie będzie mnie pamiętał.
- Hmm, o tobie nie da się zapomnieć - przyjaciółka znacząco poruszyła brwiami. Roześmiałam się.
- Taa, chciałabym. Chociaż, może faktycznie zapamięta to, że nazwałam go dupkiem.
Tym razem to Gabi wybuchnęła śmiechem.
- Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że zwyzywałaś Marca Marqueza? - wykrztusiła przyjaciółka, zwijając się ze śmiechu.
- No co? Zasłużył. - broniłam się.
- No to teraz masz jak w banku to, że będzie cię pamiętał. - powiedziała Gabi i znowu zaniosła się śmiechem. Po chwili do niej dołączyłam.
- Dobra wystarczy. - rzuciłam ocierając łzy - Zostawmy Márqueza w spokoju i chodźmy się przejść.
- Okeej, tylko się przebiorę. - odparła Gabi.
Po dwudziestu minutach wyszłyśmy z hotelu i ruszyłyśmy na miasto. Dzisiejszy dzień mamy wolny, ale juto o 10 jesteśmy umówione na zwiedzanie toru wyścigowego, a później idziemy na konferencje prasowe zawodników.
Aktualnie siedzimy w małej kawiarence w pobliżu hotelu. Sporo chodziłyśmy po mieście i zatrzymałyśmy się tam, żeby odpocząć. Przewijało się tu dużo ludzi, ale w pewnym momencie Gabi lekko mnie szturchnęła i pokazała na dosyć wysokiego bruneta.
- Patrz, to jest Alex, brat Marca.- szepnęła.
- Serio? - spojrzałam na śmiejącego się i rozmawiającego z jakimś facetem chłopaka. Stał do mnie przodem, więc mogłam mu się przyjrzeć. Był dość podobny do brata, ale wyglądał na zdecydowanie sympatyczniejszego.
- Tak, a widzisz tego z którym rozmawia? To Alex Rins. - dodała Gabi. Skąd ona to wszystko wie? Hmm, chyba muszę jeszcze raz dokładnie obejrzeć zdjęcia zawodników... Wtem do kawiarni wszedł nie kto inny jak Marc we własnej osobie. Jęknęłam cicho i pokazałam go przyjaciółce. Ta zachichotała.
- Chodźmy stąd. - rzuciłam, obserwując go. Podszedł do brata i Rinsa i wdał się z nimi w rozmowę. Co chwila wybuchał śmiechem. W pewnym momencie chyba wyczuł, że mu się przyglądam, bo spojrzał na mnie. Momentalnie jego mina zmieniła się na dokładnie tą samą co wtedy na korytarzu. Kpiąco uniósł jedną brew. Szybko odwróciłam wzrok i spojrzałam na przyjaciółkę, która obserwowała mnie z rozbawieniem.
- Wygląda na to, że jednak cię pamięta. - powiedziała. Przewróciłam oczami i znowu na niego spojrzałam. Nadal mi się przyglądał. Popatrzyłam mu prosto w oczy, nie odwrócił wzroku. Poczułam, że robi mi się gorąco, ale nie przerwałam kontaktu aż do chwili, w której Gabi mnie szturchnęła.
- Możemy już iść. - rzuciła wstając. Ja też podniosłam się z krzesła i ruszyłam za nią w stronę wyjścia, ani razu nie patrząc już na Marca.Po dziesięciu minutach byłyśmy spowrotem w hotelu. Po ciągłym łażeniu byłam padnięta, więc szybko się wykąpałam i poszłam spać.
*
Następnego dnia wstałam o ósmej. O dziesiątej miałyśmy zwiedzać tor, więc zaczęłam się szykować. Wzięłam prysznic, ubrałam się w szorty, luźną koszulkę i trampki. Ciemne włosy zostawiłam rozpuszczone. Tak naszykowana wyszłam do pokoju, gdzie Gabi właśnie wstawała. Weszła do łazienki, a ja z braku lepszego zajęcia, zaczęłam przeglądać zdjęcia zawodników, żeby nie najeść się wstydu jak ich spotkam.
Po pół godziny, przyjaciółka wróciła naszykowana. Ubrała się w krótkie dżinsowe spodenki, koszulę na grubych ramiączkach i sandały, a swoje blond włosy związała w koka.
Wzięłam jeszcze okulary przeciwsłoneczne i torebkę i wyszłyśmy z pokoju.
Poszłyśmy na śniadanie do tej samej małej kawiarenki co wczoraj.
Po śniadaniu udałyśmy się na tor. Dojechałyśmy tam chwilę przed czasem, ale i tak bez problemu nas wpuszczono. Miałyśmy dostęp do boksów, więc od razu się tam udałyśmy. Kręciło się tam sporo zawodników, którzy przyszli na zapoznanie z torem. Niektórzy jeździli takimi małymi, śmiesznymi skuterami, a jeszcze inni... biegali po torze, czyli ponad pięć kilometrów.
W większości boksów nie było nikogo, ale w pewnym momencie weszłyśmy do tego zajętego przez Suzuki - siedział tam Maverick Viñales wraz z jakimś facetem, pewnie ze swojego teamu. Po chwili nas zauważył. Z uśmiechem zerwał się z fotela i podszedł się przywitać. Byłyśmy zaskoczone.
- Witajcie, jestem Maverick. - zaczął, wyciągając dłoń, którą uścisnęłyśmy.
- Ja jestem Gabrysia, a to Kat. - odezwała się przyjaciółka po angielsku
- Jesteśmy dziennikarkami z Polski. - dodałam po hiszpańsku. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Mówisz po hiszpańsku? - spytał uradowany
- Tak. W połowie jestem hiszpanką. - wzruszyłam ramionami. Gabi chrząknęła znacząco. W tej samej chwili Mavericka zawołał jego towarzysz, który, jak nam wytłumaczył, jest szefem jego mechaników. Pożegnałyśmy się i ruszyłyśmy dalej. W końcu, gdy już zwiedziłyśmy wszystkie boksy, udałyśmy się na spacer po torze.
Wzięłam ze sobą aparat, więc porobiłyśmy sporo zdjęć. Miałyśmy już wracać, gdy za plecami usłyszałam znajomy głos.
- A kogo my tu mamy?
CZYTASZ
Be different because it's beautiful
FanfictionMłoda dziennikarka trafia do świata MotoGP, gdzie życie uprzykrza jej pewien bardzo irytujący, ale zabójczo przystojny facet...