Mimo wszystko wsiadłam na motocykl, starając się zachować jak największy dystans miedzy mną, a Marquezem i z przerażeniem odkryłam, że tak się nie dało.
Po pierwsze było za mało miejsca, więc nie mogłam bardziej się odsunąć. A po drugie, nie dość, że to siedzenie było zakrzywione, to jeszcze cholernie śliskie, więc za każdym razem gdy cofałam się w tył, zjeżdżałam z powrotem wprost na plecy Marca. Także ten... było źle.
- Dobra Kotek, trzymaj się. - rzucił Marc, zupełnie nieświadomy moich problemów.
A. I właśnie odkryłam kolejny. Żeby to przeżyć, będę musiała go objąć... Tia. Mogłoby się wydawać, że to żaden problem, ale ja kompletnie nie wiedziałam jak mam się za to zabrać. Na próbę przejechałam dłońmi po jego brzuchu... I to był zły pomysł, bo wtedy nabrałam ochoty, by robić to cały czas.
Boże. Te mięśnie... Takie twarde. Idealnie wyrzeźbione, aż było je czuć pod koszulką. Po prostu... brakło mi słów.
Przełykaj Kat. - powiedziałam sobie - Przełykaj, bo zaczniesz się ślinić.
Dobrze, że Marc nie widział mojej twarzy...
Nie mogąc się powstrzymać, jeszcze raz przesunęłam rękami po jego brzuchu i wtedy poczułam, że lekko zadrżał. Co to? Było mu zimno? No ale nie dziwiłam się. Facet założył koszulkę na krótki rękaw, kiedy na dworze było ledwie dwadzieścia stopni i wiał dość chłodny wiatrek. Pff. Miał za swoje.
Wtedy to Marc odpalił motocykl, a ja zapomniałam o wszystkich 'problemach' i z przerażeniem chwyciłam go kurczowo w pasie, głowę położyłam mu na plecach i zamknęłam oczy, czekając aż ruszymy... I się nie doczekałam.
Zamiast tego poczułam, że Marquez chwycił moje ręce i delikatnie poluzował uścisk. Zdezorientowana uniosłam głowę.
- Wiesz, podczas jazdy motocyklem też muszę oddychać. - wyjaśnił z kpiącym uśmieszkiem.
- Och, wybacz. - mruknęłam, czując, że się czerwienie. Zabrałam ręce, by po chwili znowu, tym razem delikatniej, go objąć. Nie skomentował tego, tylko ruszył gwałtownie, czego się kompletnie nie spodziewałam i odruchowo wbiłam mu palce w boki. W efekcie Marc wykonał jakiś dziwny manewr, podczas którego całe życie przeleciało mi przed oczami, bo ledwo uniknęliśmy wywrotki.
Krzyknęłam... No dobra - wydarłam się przeraźliwie i gdy tylko Marquez zjechał na pobocze, zatrzymując się, przywaliłam mu z całej siły w ramię. Nawet nie drgnął... Przykre. Ale nie zniechęciło mnie to.
- Idioto! Co to miało być?! - darłam się.
To też nie zrobiło na nim większego wrażenia.
- Wybacz, zapomniałem wspomnieć, że mam łaskotki. - wyszczerzył się.
- Nienawidzę cię. - warknęłam, na co jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Też cię kocham, Kotek...
Z mojego gardła wydobył się dziwny warkot, a słysząc to Marquez tylko się zaśmiał. Kiedyś. Go. Pobiję.
Po chwili Marc znowu ruszył. Tym razem obyło się bez żadnych komplikacji i spokojnie jechaliśmy w stronę hotelu. A przynamniej chciałabym, żeby tak było. Z Marquezem niestety się tak nie dało... Czy on do cholery nie mógł zrozumieć, że ulica to nie tor wyścigowy?? No cóż, najwidoczniej nie, bo pędził, łamiąc po drodze chyba każdy przepis. Kto mu pozwolił jeździć na tym motocyklu? Takich ludzi nie powinno się wypuszczać na ulicę...
A co było ze mną? JA TAM UMIERAŁAM! A, i odkryłam jeszcze, że jazda z zamkniętymi oczami to zdecydowanie zły pomysł...
W każdym razie, jakimś cudem udało się nam dojechać do hotelu, wziąć aparat i wrócić z powrotem, nie rozbijając się po drodzę, o co cały czas modliłam się w duchu podczas jazdy.
Na tor dotarliśmy pod koniec pierwszego treningu Moto3. Gdy tylko weszliśmy do boksu, na Marqueza rzucił się cały jego sztab i od razu zaczęli przygotowania do treningu MotoGP, który miał się przecież zacząć za kilkanaście minut.
Ja za to, mając już swój aparat, wyszłam na zewnątrz i zaczęłam robić zdjęcia. Byłam tak tym zaabsorbowana, że nie zauważyłam chłopaka, który stanął obok i przyglądał mi się, póki się nie odezwał:
- Może zapozować?
Przestraszona, aż podskoczyłam, co skomentował cichym śmiechem.
- Spokoojnie. Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć. - powiedział z szerokim uśmiechem i wyciągnął w moją stronę rękę. - Jestem Pol.
Pol... Pol... Ha! Przecież to był młodszy z braci Espargaro.
- Kat. - odparłam, podając mu dłoń, po czym dyskretnie zaczęłam go obczajać.
Całkiem przystojny facet - ciemne, krótkie włosy, zielone oczy, wysoki, dobrze zbudowany, ubrany w dżinsy i koszulkę z logiem Monster'a... Gdyby nie fakt, że powiedziałam 'nie' dla jakiegokolwiek mężczyzny w moim życiu, pewnie bym się nim zainteresowała.
- Miło mi cię poznać. - dodałam.
- Mnie również. Z tego co wiem, jesteś rzecznikiem prasowym Repsol Hondy?
- Tak. - potwierdziłam zaskoczona, że coś o mnie wie.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym musiał iść przygotowywać się do treningu. Przez całą rozmowę szczerzył zęby i mnie rozśmieszał. Z miejsca go polubiłam.
Był zupełnie inny niż Marquez... Stop. Z kim ja go porównuję? Marc to zupełnie inna bajka. Arogancki, zarozumiały, rozpieszczony, podczas gdy Pol to jego całkowite przeciwieństwo. A przynajmniej tyle wywnioskowałam z naszego spotkania. Jednego. Ta...
W każdym razie: nieważne.
Trochę skołowana wróciłam do boksu, gdzie zaczynał się już pierwszy trening MotoGP i czekała na mnie Gabi.
Od razu na mnie naskoczyła i nie dała mi spokoju, póki nie opowiedziałam jej całej historii z Marquezem i jego motocyklem. Ja za to dowiedziałam się, że kiedy mnie nie było, ona przebywała z Maverickiem, Mel, Alexem i Luisem w boksie Suzuki. I ona mi mówiła, że między nią a Mave nic się nie dzieje...
CZYTASZ
Be different because it's beautiful
FanfictionMłoda dziennikarka trafia do świata MotoGP, gdzie życie uprzykrza jej pewien bardzo irytujący, ale zabójczo przystojny facet...