Rozdział dwudziesty

182 15 17
                                    


*perspektywa Mel*

- Nie ruszaj się!

- Ale...

- Ani mi się waż drgnąć!

- A...

- Ciii....

- Nienawidzę tego. - burknęłam, patrząc na roześmianego Luisa, który krążył wokół mnie i robił zdjęcia.

Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie robił ich mi.

- Przecież każdy chce mieć zdjęcia w blasku wschodzącego słońca, halo, co z Tobą nie tak? - spytał szczerząc się.

- Po prostu tego nie lubię i kropka.

- Ach Melanio... no już uśmiech proszę.

Patrząc na niego z żądzą mordu w oczach, wyszczerzyłam zęby w
wymuszonym uśmiechu.

- Ooo jak ładnie. Naprawdę nie wiem jak to możliwe, że jesteś singielką. - parsknął, pstrykając kolejne zdjęcia.

- No rzeczywiście bardzo śmieszne... Dawaj to. - wyciągnęłam rękę, czekając aż odda aparat. Zamiast tego cofnął się o krok i pokiwał palcem.

- Nie ma mowy, seszyn profeszyn jeszcze nie dobiegła końca.

Przewróciłam oczami.

- Luis, daj aparat. Teraz ja się pobawię  w fotografa.

Spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Przecież nie lubisz robić zdjęć.

- Ale na pewno wolę to niż pozowanie. No już. - kiwnęłam dłonią.

Luis, nadal patrząc na mnie spod zmrużonych powiek, ostrożnie podał mi aparat.

- Przecież go nie zjem. - prychnęłam.

- No nie wiem... ostatni aparat, który miałaś w swoich rękach, marnie skończył.

- Ciii - mruknęłam, robiąc pierwsze zdjęcie.

Po chwili Luis się całkowicie rozluźnił i zaczął pozować. Musiałam przyznać, że szło mu o wiele lepiej niż mi. Wręcz bardzo dobrze. Był taki naturalny, śmiał się i wygłupiał, a ja miałam pretekst, żeby bez skrępowania się na niego gapić. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że naprawdę wpadłam po uszy. Mogłam spędzić cały dzień patrząc na niego.

W pewnym momencie znudziło mu się pozowanie samemu, więc zabrał mi aparat i zaczął robić sobie ze mną selfie. Ale ja raczej nie współpracowałam, także wyglądało to mniej więcej  tak, że Luis robił głupie miny, a ja próbowałam zakryć sobie twarz. Jednak nie zawsze mi się to udawało.

Po skończonej sesji udaliśmy się do padoku, gdzie właśnie rozpoczynał się pierwszy trening MotoGP, a ja obiecałam Luisowi, że za te tortury, na jakie skazał mnie od rana, będę cały dzień biegać za nim z aparatem, dopóki nie zrobię mu naprawdę przypałowego zdjęcia.

Jak powiedziałam tak też robiłam – chodziłam za nim po całym boksie Repsol Hondy, gdzie udaliśmy się żeby wspierać starszego z braci Marquez. Tyle że Salom na każdej fotografii wyglądał dobrze, co było cholernie irytujące.

Tę „zabawę” przerwał nam chóralny jęk członków zespołu, bowiem na telebimach ukazał się nie kto inny jak Marc Marquez. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że zamiast zobaczyć jak jedzie na motocyklu, obserwowaliśmy jak wybiło go wysoko w powietrze, po czym huknął o asfalt i przekoziołkował kilka razy.

W boksie zapanowała totalna cisza,  wszyscy czekali, aż leżący bez ruchu Marc da jakiś znak, że wszystko z nim w porządku, albo chociaż że jest przytomny.

Be different because it's beautiful Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz