Rozdział dziewiąty

223 18 11
                                    

Z racji ostatniego, tragicznego wypadku podczas GP Katalonii, jako że Luis Salom był jednym z moich ulubionych zawodników, postanowiłam dołączyć jego postać do mojego opowiadania, by w ten sposób go upamiętnić... 





*perspektywa Mel*

Właśnie kończyłam się rozpakowywać, gdy ktoś zapukał do drzwi. To mogła być tylko jedna osoba. Rzuciłam się, żeby otworzyć.
- Luuiiis! - pisnęłam wpadając w ramiona mojego najlepszego przyjaciela, z którym ostatnio widziałam się dobre dwa tygodnie temu.
- Czymże sobie zasłużyłem na tak wylewne powitanie? - roześmiał się, tuląc mnie mocno.
- Tęskniłam.
- Ja za tobą też. - uśmiechnął się lekko.
Po chwili niechętnie się odsunęłam.
- Może wejdziesz?
- Nie ja wejde, a ty wyjdziesz. - wyszczerzył się i nim zdążyłam się zorientować, zostałam wyciągniętą na korytarz - Idziemy!
- Ale dokąd? - spytałam zdziwiona.
- Do Mave. - mrugnął.
No tak, mój kochany kuzyn - Maverick Viñales - jedyna rodzina jaka mi pozostała, po tym jak moi rodzice zginęli dwa lata temu w wypadku samochodowym. To on pomógł mi się pozbierać. Wówczas miałam zaledwie osiemnaście lat i było to dla mnie strasznie trudne.
Dzięki niemu poznałam też Luisa, który teraz jest moim najlepszym przyjacielem... Także zawdzięczam mu bardzo dużo i dlatego staram się jak najczęściej go odwiedzać, szczególnie podczas europejskich rund, takich jak ta w Jerez.
- Halo, ziemia do Mel. Gdzie mi odpłynęłaś? - roześmiany Salom pomachał mi ręką tuż przed twarzą.
- Po prostu zastanawiam się co tam słychać u Mave. - odparłam.
- Spokojnie, zaraz się dowiesz.
- Przecież wiesz, że cierpliwość nie jest moją najmocniejszą stroną...
- Ojj, tu się zgodzę. - uśmiechnął się - Pamiętasz jak... - i tu zaczęło się wymienianie moich licznych wpadek...
Spojrzałam na Luisa, który z ożywieniem opowiadał różne zabawne historie, które wydarzyły się podczas naszej znajomości. A było ich bardzo dużo...
Dwa słowa, którymi mogę go opisać? Wiecznie uśmiechnięty... Cokolwiek by się nie działo, zawsze pozostaje optymistą. To sprawia, że wszystkich do niego ciągnie, a w szczególności mnie. Mimo że przyjaźnimy się zaledwie od dwóch lat, zdążyłam się już bardzo mocno do niego przywiązać. Nie wiem jak wcześniej mogłam żyć bez tego zaraźliwego uśmiechu i wspaniałego poczucia humoru. Niestety okoliczności w których się poznaliśmy nie były przyjemne... Stało się to gdy po raz pierwszy od śmierci rodziców Mave zabrał mnie na wyścig, kiedy to jeszcze jeździł w Moto2, a Salom był jego zespołowym partnerem. Było to podczas Grand Prix Hiszpanii, naszej domowej rundy.
Byłam bardzo przybita i zagubiona błąkałam się po padoku, gdy wpadłam na Luisa. Od razu zauważył, że coś jest nie tak i jakimś cudem zmusił mnie do zwierzeń... Nie wiem jak to zrobił, bo nie należę do osób opowiadających o swoich problemach zupełnie obcym ludziom, jednak coś w jego spojrzeniu powiedziało mi, że mogę mu zaufać i czas pokazał, że dobrze zrobiłam... Tak więc opowiedziałam mu wszystko, a on prostu mnie przytulił... bez żadnych komentarzy. Wytedy, w ramionach całkowicie nieznajomej osoby, po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam się bezpiecznie. I tak też pozostało do dzisiaj...
- Ej, ty mnie wogóle nie słuchasz. - Luis szturchnął mnie marszcząc brwi - Co się dzisiaj z tobą dzieje?
- Nie wiem. - odpowiedziałam szczerze, bo serio wyjątkowo zebrało mi się na wspomnienia...
Salom tylko pokręcił głową, po czym się zatrzymał.
- Jesteśmy na miejscu.
No tak. Kręgielnia. Gdzie indziej mógłby być Mave? Mimowolnie się uśmiechnęłam. Bardzo często, gdy tylko miał trochę wolnego czasu, chodził w takie miejsca.
Weszłam za Luisem do środka i zaczęłam wypatrywać Mavericka. Po chwili zobaczyłam go po drugiej stronie pomieszczenia, gdzie stał rozmawiając z jakąś blondynką. Dopiero wtedy uderzyło mnie to, jak bardzo mi go brakowało... Niewiele myśląc ruszyłam pędem w jego stronę.
- Mavee! - wydarłam się tylko, po czym dosłownie na niego skoczyłam. Zaskoczony potknął się i prawie wylądowaliśmy na podłodze, na szczęście udało się nam opanować sytuację.
- No, no, twój widok prawie zwalił mnie z nóg. - zażartował Mack.
- Spokojnie, mnie też przywitała w podobny sposób. - roześmiał się Luis, który dopiero teraz dołączył do naszego grona.
- Bardzo śmieszne. Po prostu za wami tęskniłam. - wzruszyłam ramionami...

*perspektywa Gabi*

Co to kuźwa miało być??
Stałam sobie spokojnie, rozmawiając z Maverickiem, gdy ten nagle został staranowany przez jakąś dziewczynę, która rzuciła się na niego z dzikim okrzykiem... Początkowo myślałam, że to jakaś psychofanka, w końcu jesteśmy w hiszpanii, jednak po zachowaniu Viñalesa zorientowałam się, że ta dwójka zna się od dawna. I to bardzo dobrze... aż za dobrze.
Gdy tak patrzyłam jak się przytulają, poczułam ukłucie
zazdrości. I wtedy do mnie dotarło: to musi być jego dziewczyna! No tak, co ja sobie myślałam? Przecież to oczywiste, że facet taki jak Mave musi być zajęty... Zresztą czym ja się przejmuje? Przecież już dawno ustaliłam sobie, że w moim życiu nie ma miejsca na faceta. Koniec, kropka.
No tak, tylko jak wytłumaczyć moją reakcję? Dobra, nieważne.
Ejj, a kim jest ten koleś co przyszedł z tą brunetką? Całkiem przystojny... i chyba gdzieś go już widziałam. Tylko gdzie?
W każdym razie cała trójka wdała się w rozmowę po hiszpańsku, a ja wyłapywałam tyko niektóre zdania... Wtedy to postanowiłam, że muszę przyłożyć się do nauki tego języka.
Podczas gdy oni rozmawiali całkowicie mnie ignorując, jakby mnie tam nie było, ja stwierdziłam, że nie ma sensu dłużej tam sterczeć i zaczęłam dyskretnie się wycofywać, ale nie uszło to uwadze Viñalesa...
- Gabi, dokąd idziesz? Jeszcze nie skończyliśmy grać...
A tak, kręgle. Z dumą mogę powiedzieć, że jak dotąd skopałam Maverickowi tyłek. Nie był zadowolony, oj nie.
- Eee, na mnie już czas, chyba powinnam wracać do hotelu. - powiedziałam.
- Poczekaj jeszcze chwilę, odprowadzę cię. - rzucił.
- Nie trzeba, zostań ze swoimi znajomymi. - odparłam, uśmiechając się z przymusem.
- A właśnie, Gab, to są Mel i Luis. - wskazał na dwójkę stojącą obok, po czym zwrócił się do nich. - To jest Gabi.
Grzecznie przywitałam się z obojgiem, po czym wyszłam z budynku.
Nie uszłam daleko, gdy dogonił mnie Mave.
- Hej, mówiłem żebyś zaczekała! - powiedział zdyszany.
- A ja mówiłam, że poradzę sobie sama. - odparowałam.
Zmarszczył brwi.
- Co jest?
- A co ma być? - burnęłam.
- Od dłuższej chwili dziwnie się zachowujesz...
- Co masz na myśli, mówiąc dziwnie? - uniosłam brwi.
- Noo, jesteś taka... oschła? Jakbyś chciała jak najszybciej się mnie pozbyć... - zauważył.
Z zaskoczeniem stwierdziłam, że ma rację. Nie wiem czemu się tak zachowywałam. Może miało to związek z pewną ciemnowłosą dziewczyną? Nie. Zdecydowanie. Nie jestem zazdrosna! Chodzi raczej o to, że tak po prostu mnie zignorował. I tylko o to.
- No wiesz, to nie ja zaprosiłam kogoś na kręgle, a gdy tylko zjawił się ktoś inny, olałam go. - powiedziałam urażona.
Palnął się otwartą dłonią w czoło.
- Serio? I tylko o to chodzi? - parsknął. - Jeśli tak to przepraszam, już więcej się to nie powtórzy. - obiecał, salutując.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nic nie poradzę na to, że nie potrafię się na niego gniewać....
Przewróciłam oczami.
- Okeej. - zaśmiałam się, po czym podjęliśmy rozmowę na luźniejsze tematy.
Nim się obejrzałam, byłam z powrotem w hotelu.

Be different because it's beautiful Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz