Rozdział siódmy

247 16 4
                                    


Kolejne tygodnie mijały bardzo szybko.

Najpierw polecieliśmy z zespołem do Argentyny na kolejny wyścig.

Cały ten weekend został zdominowany przez Marqueza, który wygrał kwalifikacje jak i później cały wyścig, a Repsol mógł świętować podwójne podium, bo trzecie miejsce zajął Dani.

Oczywiście nie obyło się bez wpadki... Marc, jak to ma w zwyczaju, wskakiwał sobie na podium. Tym razem jednak z przepięknym wślizgiem wylądował.... na tyłku. No cóż, lepiej pozostawię to bez komentarza...

Dzięki temu zwycięstwu Marquez objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej, wyprzedzając Lorenzo, który wyścigu nie ukończył. Ogromną szansę na podium miał Viñales, który cały czas jechał w czołówce. Niestety wylądował na poboczu...

Następnym naszym przystankiem były Stany Zjednoczone.

Wyścig na torze w Austin również padł łupem Marca, a Dani niestety się wywrócił, zabierając ze sobą Dovizioso. Także ten weekend możemy zaliczyć do udanych tylko w połowie.

Następny wyścig w Jerez...

                                      *

- W końcu Hiszpania. - westchnęła Gabi z rozmarzeniem, gdy dolatywaliśmy do Jerez. Być może zachwycałabym się razem z nią, gdyby nie fakt, że byłam przerażona wizją rychłego lądowania...

Mimo wszystko jakoś to przetrwałam i chwilę później znajdowałyśmy się już w drodze do hotelu. Jak się okazało na miejscu, cały nasz team został zakwaterowany w tym samym hotelu, łącznie z zawodnikami. Zazwyczaj (a przynajmniej przez trzy ostatnie GP) każdy rezerwował sobie pokój na własną rękę, w różnych miejscach, jednak tym razem było inaczej. Wszyscy zostaliśmy upchnięci na jednym piętrze... I kto ma pokój dokładnie naprzeciwko? No oczywiście, że Marc...

Wiem, bo widziałam jak przed chwilą wnosił do niego swoje bagaże. Hmm, ja i Gabi właściwie teraz robimy to samo, tyle że idzie nam o wiele gorzej... Nie było by żadnego problemu, gdyby nie te podwyższane progi, na które nie da się niestety tak po prostu wjechać walizką na kółkach. Kto to wymyślił?? Ja się pytam kto?!

Gabi pierwsza uporała się z problemem i zniknęła we wnętrzu pokoju... nie pomagając mi. Zapamiętam to sobie...

Westchnęłam cicho i nachyliłam się, żeby chwycić walizkę od spodu, gdy padł na mnie czyjś cień.

- Może pomóc? - spytał jego właściciel.

Zaskoczona odwróciłam się i wyprostowałam gwałtownie. Zbyt gwałtownie...

Jako że nie spodziewałam się, że ten osobnik będzie nade mną tak bardzo pochylony... prostując się, przyrżnęłam czołem z dość dużą siłą w jego szczękę. Auć...

Odskoczyłam w tył i dla jeszcze lepszego efektu, potknęłam się o własny bagaż i runęłam na plecy. Podwójne auć...

A oto nade mną ujrzałam twarz młodszego brata Marca, który rozmasowywał sobie dolną część twarzy. Czyli wychodzi na to, że to jemu przyłożyłam... No brawo Kat, brawo. Czy ja żadnego z Marquezów nie mogę poznać w normalny sposób?

- Nic ci nie jest? - spytał stroskany Alex, patrząc na mnie z góry.

- Co? Niee. - wystękałam.

No i oczywiście. Jakby było mało mojego nieszczęścia, zwabiony hałasem z pokoju naprzeciwko wyjrzał Marc...

Jedym spojrzeniem ogarnął sytuację (ja leżąca na podłodze, znokautowany Alex) i... parsknął śmiechem.

Be different because it's beautiful Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz