Rozdział dziewiętnasty

301 20 18
                                    

*perspektywa Mel*

Bliscy to najważniejsze osoby w naszym życiu. To dla nich żyjemy, dla nich staramy się być coraz lepsi. Z nimi przeżywamy wzloty i upadki, z nimi śmiejemy się i płaczemy, to wreszcie z nimi wspieramy się nawzajem, mimo kłótni i nieporozumień.

Co jednak gdy ich zabraknie? Kiedy odejdą już na zawsze?

To jakbyśmy stracili cześć siebie. Pustka jaką odczuwamy jest nie do zniesienia. Wiedza, że już nigdy nie zobaczymy ukochanej osoby, nie przytulimy... To wszystko jest aż nazbyt przytłaczające. Do tego dochodzą nieprzespane noce, płacz w poduszkę, niekończąca się tęsknota, sztuczne uśmiechy przed ludźmi, kiedy udajemy, że sobie radzimy, a  tak naprawdę w środku rozsypujemy się na kawałki.

Ja niestety wiem jak to jest... aż za dobrze.

Dwa lata.
Dokładnie dwa lata temu moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym.
Jechali na kolację z okazji dziewiętnastej rocznicy ślubu.

Pamiętam jak pomagałam mamie się szykować, jak wybierałyśmy sukienkę, jak prostowanłam jej włosy... Jej śmiech i przekomarzanki.
Jak tata uśmiechnięty wszedł do pokoju, z zachwytem spojrzał na mamę, po czym z udawaną powagą zwrócił się do mnie i spytał czy może ją porwać na jeden wieczór tylko dla siebie. Ja równie uroczyście odparłam, że nie mam nic przeciwko.
Gdybym tylko wiedziała...

Odprowadziłam ich do drzwi, a gdy już mieli wychodzić, mama odwróciła się do mnie i  z troską spytała czy sobie poradzę. Przewracając oczami, odparłam, że mam przecież osiemnaście lat i jestem z natury grzeczna. Na to jedynie uśmiechnęła się i pocałowała mnie w czoło, tata za to poklepał mnie po głowie. Powiedzieli jeszcze tylko, że pewnie wrócą  późno i żebym na nich nie czekała, po czym poszli do samochodu.

Nic nie wskazywało na to, że widzę ich po raz ostatni...

Kiedy około dziewiętnastej ktoś zapukał do drzwi miałam złe przeczucia.
Nikogo nie zapraszałam, a to nie mogli być rodzice, bo oni wyszli zaledwie kilkanaście minut temu.

Gdy wyjrzałam przez wizjer i dostrzegłam policjanta, już wiedziałam. Wiedziałam, że musiało stać się coś bardzo złego i kiedy otwierałam drzwi modliłam się tylko w duchu, żeby nie chodziło o rodziców.

Moje modlitwy nie zostały jednak wysłuchane.

Kiedy policjant ze smutkiem oznajmił mi, że mieli wypadek, krew odpłynęła mi z twarzy. Gdy jednak usłyszałam jego dalsze słowa, moje serce stanęło.

Moi rodzice nie żyli.
Uderzył w nich tir, który wyjeżdżał z bocznej drogi. Nie mieli szans na przeżycie.

Dalszą część wieczóru pamiętam jak przez mgłę. Z otępieniem powtarzałam sobie, że to nieprawda, że to tylko zły sen, że oni żyją i jak się obudzę, będą przy mnie...

Tak się jednak nie stało.
Zostałam sama.

Nie miałam rodzeństwa, dziadków, a z dalszą rodziną nie utrzymywaliśmy stałego kontaktu.
Jedyne dobre stosunki utrzymywałam z Mave, moim kuzynem. To właśnie on jako pierwszy zjawił się u mnie po tej tragedii i w sumie tylko dzięki niemu jakoś się trzymałam.
Pomógł mi też przetrwać pogrzeb...

Przez całą ceremonię źle się czułam, bolała mnie głowa i było mi za gorąco. Kiedy jeszcze wszyscy zaczęli podchodzić i ze współczuciem składać mi kondolencje, miałam ochotę uciec, zamknąć się w pokoju i zacząć płakać.
I w sumie zrobiłam to, tyle że było już po wszystkim.

Aż do dzisiaj nic nie jest w stanie zapełnić tej pustki, która powstała w moim sercu po stracie rodziców i jestem pewna, że nie będzie. A w takie dni jak ten odczuwalna jest dziesięć razy mocniej.

Be different because it's beautiful Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz