Jak możecie się domyślić – nie było śladów żadnej elektryczności, żadnych rozrywek.
Nasz pokój był obskurny, koloru zielonego. Ciemnego zielonego. Obrzydliwego, przyprawiającego mnie o wymioty zielonego. Poza tym znajdowały się tam dwa najzwyklejsze łóżka z szarą pościelą, drewniana szafa i wielki, czerwony dywan w najróżniejsze wzorki. Spędzając tam już pierwsze sekundy miałam ochotę płakać.
– Ouch – jęknęłam zawiedziona tym widokiem.
– Hej, nie myślmy negatywnie. – Adam złapał mnie za ramię. – Mamy tu swoje rzeczy – wskazał na łóżko, gdzie leżały nasze otwarte bagaże. Pewnie sprawdzali, czy nie mamy tu nic nieodpowiedniego.
Wcześniej nie widziałam jego walizki. Była szaro–czarna i duża – w przeciwieństwie do mojej. W jej środku dominował kolor niebieski.
– Za pięć minut spotykacie się ze mną i czternastoma innymi grupami przed budynkiem. Musimy zrobić trening. – W drzwiach ujrzałam umięśnionego, opalonego bruneta ledwo po dwudziestce. Strojem nie wyróżniał się wśród swoich współpracowników. Mundur w kolorze moro i ciężkie buty.
– Jaki trening? – zapytałam.
– Przetrwania. – Srzywiłam się. Cokolwiek ma to znaczyć, nie brzmi obiecująco. Swoją drogą – po co mamy się szkolić?
Po chwili uzbrojony wyszedł, a ja nadal patrzyłam się w miejsce, w którym stał. Teraz widziałam tam tylko drewniane drzwi ze srebrną klamką.
– Znajdę wyjście. – Podzieliłam się z Adamem swoim pomysłem, na co on roześmiał się, a ja zmarszczyłam brwi. – O co chodzi?
– Nie powinnaś mieszać się w nic takiego. Jesteś za młoda – powiedział, opadając na łóżko. – Nawet o tym nie myśl.
– Mama powiedziała mi przed wyjazdem, że...
– ,,Wyjazdem". – Zrobił cudzysłów palcami i parsknął. – Nie traktuj tego jak wyjazd, wakacje, ani nic podobnego. Trafniejszym określeniem dla tego miejsca byłoby ,,więzienie". Jesteśmy tu z przymusu.
– Okay – westchnęłam.
– Moja dziewczynka. – Spojrzał na mnie i wyszczerzył zęby.
– Kobieta – poprawiłam go z dumą. – Mama przed trafieniem tu powiedziała, że jestem dorosła i że poradzę sobie. A to oznacza, że dam radę nas stąd wyciągnąć. Wierzysz mi, prawda?
– Tak, tak. – Uśmiech zszedł z jego twarzy bardzo szybko. Co powiedziałam nie tak? – Idziemy. Nic nie kombinuj. – Wstał z łóżka i pociągnął mnie za nadgarstek.
Po chwili byliśmy przed budynkiem. Wiedziałam, że jeśli nie odejdziemy stąd w trybie natychmiastowym – to będzie nasza monotonia. Treningi, ten sam widok codziennie od rana do wieczora, te same ceglane mury... Oszalejemy tutaj.
– Dołączcie do tej grupy. – Podszedł do nas uzbrojony, z którym mieliśmy odbyć trening i wskazał palcem gromadkę liczącą mniej więcej dwadzieścia osób.
Zrobiliśmy tak, jak kazał. Widziałam wśród nich dzieci w moim wieku, starsze panie i panów, i nastolatków, takich jak Adam. Wolałam się jednak do nikogo nie przywiązywać. Wiadomym jest to, że niedługo nas tutaj nie będzie. Muszę tylko wymyślić sposób...
– Słuchajcie mnie. – Usłyszałam doniosły głos. Odwróciłam się i mym oczom ukazał się nasz trener. – Jestem Wiktor. Od dzisiaj będziemy razem ćwiczyć. Codziennie będziemy spotykać się o tej samej godzinie. – Podwinął rękaw i spojrzał na czarny, skórzany zegarek. – 20:04.
– Przepraszam? – odezwała się młoda szatynka. Brunet skinął głową, tym samym dając jej do zrozumienia, że może zadać pytanie. – Nadal nie rozumiem, dlaczego tu jesteśmy. Oddzielono mnie od bliskich i...
– Wyglądam ci na osobę, którą to interesuje? – przerwał jej. – Moim jedynym zadaniem na ten moment jest odbębnić z wami ten trening.
– Mamy prawo wiedzieć, co tu się dzieje! – krzyknęła i wyszła przed szereg. Wiktor podszedł do niej. W jego oczach widać było żywą agresję, jednak tylko odepchnął ją w tył, dając do zrozumienia, żeby przeszła na swoje miejsce. Jak bardzo musieli nas nienawidzić, żeby nie udzielić nam odpowiedzi na najważniejsze pytanie i traktować w taki sposób?
– Ona ma rację – wtrącił się Adam, chowając mnie za swoimi plecami. Mnie, nie ją. Zupełnie, jakby to mi zaraz miało przytrafić się coś złego. – Zostaw ją.
– Będziecie teraz przechodzić bunt? – roześmiał się. – Myślicie, że to wam pomoże?
Spojrzałam się w prawo i ujrzałam drzwi (a w zasadzie bramę), które były naszym ratunkiem. Wyłączyłam się, zupełnie nie interesowało mnie to, co dzieje się na treningu. Właśnie znalazłam wyjście, którego nikt nie pilnuje. A przynajmniej nie w porze naszego szkolenia. To może być wielka szansa.
"Ocknęłam" się w momencie, w którym szatynka leżała na brudnej ziemi, a mój brat nieudolnie szarpał się z Wiktorem. Instruktor dostał cios kopniakiem w brzuch, ale sądząc po wydanym odgłosie, mogło to bardziej zaboleć Adama, który chwilę później oberwał pięścią w twarz.
– Stop! – krzyknęłam i wybuchnęłam płaczem. Nie mogłam na to patrzeć. I tak zareagowałam jako jedyna.
Wiktor odepchnął mojego brata w bok i spojrzał na mnie.
– Aż taka jesteś wrażliwa? – zapytał z szyderczym uśmiechem. – Spójrz na nich. – Wskazał palcem na grupkę ludzi, z którymi miał się odbyć trening. Wśród nich znajdowali się też moi rówieśnicy. – Oni nie uronili nawet łzy! - Przybliżył się do mnie. Bałam się. To ma być uczucie, które będę odczuwać codziennie, jeśli się stąd nie wydostaniemy? To miejsce miało być schronieniem.
– Bo to nie ich bliska osoba – pomyślałam.
Nagle Adam z – już – sinym okiem rzucił się na niego, tym samym odpychając go ode mnie. Obydwoje leżeli na podłodze parę metrów ode mnie. Wyglądali tak marnie. A ja? Stałam przerażona w bezruchu. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam.
– Co tu się, do kurwy nędzy, dzieje?! – krzyknął jeden ze strażników, przechadzający się akurat przez nasz teren przeznaczony do ćwiczeń. Pomógł wstać swojemu współpracownikowi i rozmawiali chwilę bardzo cicho. – Ty i twój pokój nie dostaje dzisiaj kolacji – oznajmił, na co wpółprzytomny Adam odpowiedział środkowym palcem. Myślałam, że to tylko ich podburzy. Powoli zaczynałam się trząść i błagać, by mój brat nie wpakował się w coś strasznego, jednak wszyscy obecni zachowali spokój. – I śniadania jutro rano – splunął na niego, po czym odszedł.
– Jutro rano już nas tu nie będzie – mruknęłam pod nosem.
CZYTASZ
Dom śmierci
Science FictionZiemia była naszym domem. Nie zawsze i nie wszędzie panował pokój, ale staraliśmy się utrzymywać harmonię. Teraz jest już na to za późno. W czasach, które nastały, każdemu przyda się znajomość sztuki przetrwania. Zastąpiła ona bowiem wszystko - miło...