Niechętnie się odwróciłem i ujrzałem tego samego człowieka, który jednocześnie nas uratował i zaprowadził tu, co było złe i niebezpieczne. Doktor Malinowski.
– Odpowiesz na moje pytanie? – uniósł pytająco lewą brew. Wyglądał na śmiertelnie poważnego, co przyprawiało mnie o jeszcze większy lęk.
– Gdzie jest moja siostra? – wydukałem. Próbowałem być twardy; wyobrażałem sobie swój głos jako niski głos mężczyzny. Prawdą jednak było to, że gdy trząsłem się ze strachu, jedyne co byłem w stanie wydusić to wręcz piskliwy ton.
Puścił mój kark i przez dłuższy czas milczał, patrząc mi prosto w oczy. To również było przerażające, ale robiłem to samo. A przynajmniej się starałem. Nie chciałem odwracać od niego wzroku, by pokazać, że nie jestem aż takim tchórzem. Po chwili przybliżył się do mnie. Czułem, jakby mi groził i próbował mnie zabić wzrokiem. No, bo w końcu nic nie mówił.
– Jesteś niesamowity – roześmiał mi się jedynie prosto w twarz, po czym odsunął się i klasnął w dłonie. Uniknął odpowiedzi na moje pytanie.
Skrzywiłem się. To prawda; byłem szczęśliwy. Moja (jedna z wielu) obawa o to, że zostanę przez niego skrzywdzony właśnie odfrunęła. Ale... do cholery, o co mu chodziło?! Wydawał się być taki przyjacielski. A może tylko takiego zgrywał? W takim wypadku, nie powinien iść na studia lekarskie tylko do szkoły aktorskiej. Przecież czarny charakter nie może być miły! To się kłóci ze wszystkim! A on był zły. Musiał być. Więził niewinnych ludzi w celach i traktował ich jak zwierzęta.
– Nie rozumiem – zaśmiałem się nerwowo.
– Nie? – zapytał zdziwiony, jakby to, co mówił, było najprostszą rzeczą na świecie. Nic bardziej mylnego. Zupełnie nie rozumiałem, czy jego wahania nastroju zaraz każą mu sprać mnie na kwaśne jabłko, czy naprawdę jest miłym człowiekiem, czego ja nie potrafiłem docenić. A może byłem zbyt naiwny?
– Słyszałem, co się stało i jestem pełen podziwu. Nie znałem do tej pory osoby, która sprzeciwiła się Zygmuntowi. To jeden z najlepszych wojskowych w tym budynku, a jest ich tu naprawdę wiele – przewiązał ręce na klatce piersiowej, ciągle się uśmiechając.
Jeśli to najlepszy pracownik tego budynku, to musimy być zgubieni, jeśli przyjdzie co do czego. Dlatego chcę opuścić to miejsce jak najszybciej, lecz nie sam.
– Gdzie jest Ada? – powtórzyłem, tym razem z większą pewnością siebie. Zauważyłem, że jest przyjacielsko nastawiony – przynajmniej póki co – dlatego przestałem się bać.
– Jest bezpieczna – wywrócił oczami. Mówił to już jakiś czas temu, ale skąd mogę wiedzieć, że nie jest to kłamstwem?
– Zaprowadź mnie do niej – zażądałem, zaciskając pięści. Wtem ogarnęła mnie niesamowita złość. Wiem dlaczego; chodzi o Adę. Mogli testować na niej lekarstwa, zamknąć ją w klatce i traktować jak zwierzę... Ale czy nie powinienem być szczęśliwy, że nic mi nie jest?
Żyję i mam się dobrze – cóż, tylko jeśli chodzi o stan fizyczny – mimo tego, że znaleziono mnie. Mogli zrobić mi wiele rzeczy, po których mógłbym się nie pozbierać, ale ja tu stoję. Ponadto, rozmawiam z człowiekiem, który porwał moją siostrę.
A może za bardzo dramatyzujemy? Może żadna apokalipsa nie będzie miała miejsca? Ludzie wciąż wychodzą do pracy, do parków i sklepów. Ja również chcę wyjść na świeże powietrze i nie musieć się przejmować niczym, żyć jak dawniej. W końcu to możliwe. Jeszcze.
– Niestety, nie mogę tego zrobić.
– Kiedy będę mógł się z nią zobaczyć?
– Nie jestem pewien. Wygląda znacznie gorzej niż wtedy, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy.
CZYTASZ
Dom śmierci
Science FictionZiemia była naszym domem. Nie zawsze i nie wszędzie panował pokój, ale staraliśmy się utrzymywać harmonię. Teraz jest już na to za późno. W czasach, które nastały, każdemu przyda się znajomość sztuki przetrwania. Zastąpiła ona bowiem wszystko - miło...