– Witamy w waszym nowym domu! – krzyknął doktor.
Nie byliśmy z tego powodu zadowoleni i daliśmy to po sobie poznać, jednak jeśli to miejsce miało wyleczyć Adę – zostanę tu.
– Ty pójdziesz z nim – zwrócił się do mnie pan Malinowski, po czym podszedł do jednego z uzbrojonych i szepnął mu coś do ucha, a ten rozkazał ruchem dłoni, bym za nim podążał.
– Co zrobicie z Adą? – zapytałem, nie ruszając się z miejsca. Nie zostawię jej, jeśli grozi jej niebezpieczeństwo.
– Tu jest bezpieczna – odpowiedział doktor, a następnie przekazał ją do rąk Hanny. – Ufasz tej dziewczynie, mam rację?
Milczałem, a po chwili zobaczyłem lekki grymas na twarzy szatynki.
– Twoja siostra będzie pod kontrolą najlepszych – zapewnił mnie i przewrócił oczami.
Kiwając głową, poszedłem za mężczyzną w kombinezonie.
– Gdzie idziemy? – zadałem kolejne pytanie, na które odpowiedzi nie otrzymałem.
Całą drogę przyglądałem się temu miejscu i myślałem o tym, co tu zaszło. Nie chciałem w to wierzyć, jednak wiedziałem, że powinienem. Modliłem się, aby to był sen, choć wiedziałem, że nim nie był.
Ale mama? Co z nią, do cholery? Tego nie rozumiałem. A co jeśli wpuściła te stwory do domu? Nie, nie, nie. To nie mogło się dla niej tak skończyć.
Zawsze była tak szczęśliwą i piękną kobietą. To niemożliwe, że tak zakończyła swoje życie. Musiała gdzieś wyjechać, jestem tego pewien. Tylko gdzie? Czy gdziekolwiek teraz jest bezpiecznie?
Wkrótce doszliśmy do stalowych drzwi otwieranych na kod. Kiedy uzbrojony go wpisał, mogliśmy wejść do środka.
Od razu po wejściu nie skupiłem się na tym, co jest w środku, a na tym, że w pomieszczeniu panowała nieprzyjemna woń potu. Nie chciałem jednak dać po sobie poznać, że nawet zapach potrafi doprowadzić mnie do wyraźnego grymasu.
Zobaczyłem obskurny korytarz pomalowany na czarno i bardzo mało naświetlony, a po bokach widniały zielone kraty za którymi znajdowało się również zielone łóżko, lampa oraz... więźniowie? Nie wiem, jakiego określenia użyć, by było poprawne. Może to chorzy ludzie?
– Na koniec – rozkazał, każąc mi iść przed siebie; aż do końca korytarza. Wykonałem jego polecenie, lecz podczas tego musiałem słuchać uwag, docinków lub zupełnie nieistotnych rzeczy... cóż, przynajmniej dla mnie.
– Dostaniemy dziś kolację? – spytał jeden z nich.
– Możesz pomarzyć – odpowiedział mu na to kolega z naprzeciwka, po czym machnął dłonią.
– Jestem tak cholernie głodny! – odezwał się kolejny.
– Hej, nowy – szepnął któryś z nich, ale starałem się nie zwracać na niego uwagi. W tym całym zamieszaniu nawet nie byłem pewien, który z nich do mnie mówił. – Jestem ugryziony, też chcesz?
– Po co tu siedzę? – rozmyślał jeszcze kolejny. – Niedługo koniec świata.
– Zwariuję tu. Zwariuję!
– Spory z ciebie chłopak, musisz smakować wyśmienicie...
Słyszałem milion głosów, choć cel było maksymalnie dziesięć. Kiedy jeden przestawał mówić, drugi zaczynał. Sam nawet nie wiedziałem, które wypowiedzi lub wskazówki są skierowane w moją stronę. Robił się z tego wielki chaos, czym starałem się nie przejmować. W końcu to dziwacy! Ale przecież ja jestem wśród nich...
CZYTASZ
Dom śmierci
Science FictionZiemia była naszym domem. Nie zawsze i nie wszędzie panował pokój, ale staraliśmy się utrzymywać harmonię. Teraz jest już na to za późno. W czasach, które nastały, każdemu przyda się znajomość sztuki przetrwania. Zastąpiła ona bowiem wszystko - miło...