— Musimy się zatrzymać — rzekłem, po czym ziewnąłem. Moja siła i energia ulotniły się już dawno, ale dopiero teraz, gdy nawet naciskanie pedału gazu stało się dla mnie trudnością, byłem tego w pełni świadomy. Jechaliśmy jeszcze przez krótki czas, a następnie zahamowałem gwałtownie. Było to na tyle nagłe, że siedząca bez pasów bezpieczeństwa Hanna, która, pogrążona w myślach, opierała swą głowę o zamkniętą szybę samochodu, szybko przemieściła się na przód, nie do końca wiedząc, co dzieje się wokół niej. Sądziłem, że zaraz wypadnie z pojazdu, lecz ostatecznie udało jej się zostać na swoim siedzeniu.
— Przepraszam — szepnąłem, lecz na tyle głośno, by mogła mnie usłyszeć, po czym zmierzwiłem dłonią włosy i oparłem głowę o kierownicę. — Potrzebuję odpoczynku.
W odpowiedzi moja towarzyszka jedynie skinęła głową, jakby wszystko rozumiała. Nie obrzuciła mnie nawet nienawistnym spojrzeniem, co często robiła. W jej oczach zaś widziałem zrozumienie i współczucie.
— Zjedź jedynie na pobocze — uśmiechnęła się lekko. Była to ostatnia rzecz, którą miałem zamiar zrobić przed zaśnięciem. Nie chciałem, żeby ktoś natrafił na nasz wielki samochód na środku kamiennej ścieżki. Swoją drogą, kto wie, ile jeszcze kilometrów nas czekało, by dotrzeć do centrum miasta.
Zjechałem na pobocze przy lesie, po czym wyjąłem kluczki ze stacyjki. Spojrzałem ostatni raz na zachodzące słońce, kryjące się za nieubranymi, usychającymi drzewami i odprężyłem się. To musi brzmieć strasznie głupio, mam rację? Byłem w stanie zrelaksować się pierwszy raz, odkąd zostaliśmy uprowadzeni! Dlaczego? Sam nie wiem. Musiałem mieć wszystko na uwadze, mieć oczy dookoła głowy, a mimo wszystko byłem w stanie ze spokojem zamknąć oczy i przespać się. Fakt, iż w dalszym ciągu byłem zmieszany całym wydarzeniem ani trochę mi nie przeszkadzał. Mało tego, na moment zupełnie zapomniałem, że to całe okrucieństwo, jakie nas spotkało, miało miejsce. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie wyidealizowany obraz tej sytuacji: spacer z siostrą i przyjaciółką przy zachodzącym słońcu. Naprawdę chciałem wierzyć, że tak jest.
Zwinnym ruchem zasunąłem szybę, by później móc oprzeć o nią swą głowę; tak, jak zrobiła to Hanna. Objąłem rękoma Adę i czułem bicie jej serca. To działało na mnie jak tabletki uspokajające. Wiedziałem, że ona przeżyje. Niedługo później pogrążyłem się w śnie.
Po, jak sądziłem, kilku godzinach, gdy nastał zmrok, z trudnością otworzyłem oczy. Obudziło mnie głośne warczenie, którego nie potrafiłem opisać, lecz byłem pewien, że gdzieś je już słyszałem. Zanim spojrzałem, co działo się za szybą, rozejrzałem się wokół siebie. Mimo, że wewnątrz samochodu nie działo się nic niepokojącego, profilaktycznie zacząłem szukać kluczyków, które przed zapadnięciem w sen umieściłem gdzieś obok mnie.
Niedługo później znalazłem przedmiot pod mym siedzeniem. Tak jak podejrzewałem, były w tym obszarze. Włożyłem je do stacyjki i wreszcie wyjrzałem przez okno, oceniając szybko naszą obecną sytuację. Ujrzałem ludzi. Dużo ludzi... no, tak jakby. Doktorek nazywał ich, na przykład zombie oraz sztywnymi, lecz ja w dalszym ciągu nie chciałem uwierzyć własnym oczom, iż istnieje stworzenie pokroju zombie. Przecież to niemożliwe! To wszystko pojawiało się wyłącznie w filmach i grach! Jeśli jednak miałbym je jakkolwiek nazywać, wybrałbym „potwory". W zasadzie, nie wiedzieliśmy do końca czym one są. Nie mogliśmy się ograniczać.
Wytrzeszczyłem jedynie oczy i nie mogłem oderwać od nich wzroku. Czułem, jak moje dłonie zastygają odkąd tylko zobaczyłem te kreatury. Nie mogłem nimi poruszyć. Wtem zauważyłem, jak jeden z umarłych zbliża się w stronę naszego auta. Przestałem oddychać, choć miałem świadomość, że on tego nie widzi. Mimo wszystko — zrobiłem to, tak dla pewności. Podszedł na tyle blisko, że czubkiem nosa muskał szybę, wgapiając się w nią. Jego puste ślepia i sina karnacja naprawdę przypominały te legendarne zombie, lecz póki nikt nie będzie w stanie udowodnić mi, że to na pewno one — nie będę wpychał ich do tej kategorii.
CZYTASZ
Dom śmierci
Science FictionZiemia była naszym domem. Nie zawsze i nie wszędzie panował pokój, ale staraliśmy się utrzymywać harmonię. Teraz jest już na to za późno. W czasach, które nastały, każdemu przyda się znajomość sztuki przetrwania. Zastąpiła ona bowiem wszystko - miło...