I'm scared to get close
And I hate being alone
I long for that feeling to not feel at all The higher I get the lower I'll sink
I can't drown my demons
They know how to swim
/Bring Me the Horizon "Can you feel my heart"/Od dwóch godzin siedziałem w szkolnej kozie. Zajebiście. Traciłem czas, który mógłbym spożytkować dziesięć razy lepiej, na ślęczeniu nad dodatkowymi zadaniami. Szlag by wziął tych debili, przez których tu jestem.
*
Zaczęło się podobnie, jak zawsze. Przeważnie znosiłem zaczepki w sposób neutralny, ale dziś po prostu puściły mi nerwy.
-Nasz kochany Way, pogromca duchów!- zawołał Will, gdy tylko zauważył mnie na szkolnym korytarzu. Jak zwykle otaczała go cała ekipa ludzi. Nigdy nie chodził sam, jakby się bał, że gdy będzie w pojedynkę, ktoś może mu wpierdolić. I ja, gdy tylko go zobaczyłem, miałem ochotę to zrobić.- Co tym razem ci powiedział twój wymyślony przyjaciel? -zapytał z drwiną w głosie.-Czy to dziewczyna? Zakochałeś się?
-To nie dziewczyna- odpowiedziałem i zaraz tego pożałowałem.
-WAY-GEJ!- zawył Will tak głośno, że usłyszała go chyba cała szkoła. -WYMYŚLIŁ SOBIE NIEISTNIEJĄCEGO CHŁOPAKA! CO ZA PIĘKNA PARA! CZEKAJMY NA ŚLUB...
Więcej nie zdążył powiedzieć, bo gwałtowność mojego uderzenia zwaliła go z nóg. Z okrzykiem zdziwienia przewrócił się na podłogę, a gdy tylko to zrobił, zebrałem w sobie całą siłę i kopnąłem go prosto w twarz. Ktoś z tłumu odciągnął mnie, wykręcając mi ręce do tyłu, a ja miotałem się, chcąc przyłożyć mu jeszcze raz, jeszcze mocniej. Will pluł krwią i miał widocznie złamany nos, ale mi to nie wystarczało. Chciałem dać mu solidną nauczkę. Chciałem go zniszczyć. Chciałem...
-Way, do dyrektora- warknęła na mnie nauczycielka matmy. Nie wiem, kiedy się tu znalazła, adrenalina szumiała mi w uszach i nie myślałem o niczym innym, poza rozmazaniem twarzy Willa po podłodze i patrzeniu, jak się wykrwawia.
-Wspaniale- rzuciłem.
Nawet nie czułem się źle.
*
Źle poczułem się dopiero później, kiedy siedziałem nad tymi wszystkimi karnymi zadaniami. Rozumiem, chcieli jakoś wyegzekwować na mnie za to, co zrobiłem, ale mogliby to zrobić w inny sposób. Naprawdę, taka kara niewiele we mnie zmieni. No dobra, żadna by mnie nie zmieniła. Z lekka wybuchowy charakter to cecha, z którą można walczyć, ale nigdy się jej stuprocentowo nie wypleni.
Wreszcie skończyłem to, co kazano mi zrobić i wypuszczono mnie do domu. W drodze powrotnej rozmyślałem nad listem Franka. Minął prawie tydzień, od kiedy go otrzymałem, a jego nadal ani śladu. Jakby był na mnie dalej śmiertelnie obrażony za jeden głupi błąd. Byłem debilem. Może i nie powinienem zrobić tego, co zrobiłem, ale z drugiej strony, dlaczego się tak zdenerwował, a potem pokazał się Mikesowi? Ten fakt nie dawał mi spokoju. A poza tym ten list do nieżyjącego ojca... To było ciężkie do przetrawienia.
Wróciłem do domu. Gdy dotarłem po schodach do mojego pokoju, rzuciłem plecak na podłogę i chciałem walnąć się jak długi na łóżko, ale widząc to, co zobaczyłem, zamarłem.
W pomieszczeniu panował bałagan, jakiego nigdy nie widziałem. To znaczy- nie jestem pedantem, ale przeważnie mam na tyle porządek, żeby jakoś ogarniać co gdzie jest. A tymczasem- szafa leżała przewrócona na podłodze. Wypadły z niej wszystkie ubrania i komiksy. Łóżko zostało przesunięte na sam środek pokoju, poduszki i pościel podarte. Z biurka wyrwana była szuflada, kredki i ołówki rozsypały się po podłodze w towarzystwie moich rysunków. O co, do cholery, chodzi?
Wtedy zauważyłem planszę, leżącą na łóżku i aż prosząca się o użycie. No tak. Mogłem się tego domyślić. Nie zwlekając ani chwili dłużej, usiadłem na podłodze (tam, gdzie nie było aż tak dużo rozwalonych rzeczy) i położyłem na swoich kolanach tablicę.
-Frank- powiedziałem po wykonaniu obrotu.- Wiem, że tu jesteś.
Jestem.
Na dźwięk jego głosu niemal stanęło mi serce. Tak strasznie cieszyłem się, że w końcu zechciał się do mnie odezwać. Zachowałem jednak spokój, wiedząc, że lepiej nie pokazywać swoich uczuć przed nim.
-Pokażesz mi się?
A co będę z tego miał?
-Proszę. Lepiej mi się rozmawia, kiedy na ciebie patrzę. Bez tego mam wrażenie, jakbym gadał ze sobą.
Usłyszałem ciche westchnienie i po chwili Frank zmaterializował się na podłodze przede mną. Siedział z podkurczonymi do klatki piersiowej nogami i wyglądał na bardzo zaspanego. Ale przecież duchy nie śpią. Jak mógłby być zmęczony?
-To ty to zrobiłeś?- wskazałem na przewróconą szafę i łóżko. Pokiwał głową. -Dlaczego?
Wkurzyłem się. Chciałem trochę się wyżyć. Przepraszam.
-Nie wiedziałem, że tak możesz.
Oczywiście, że mogę. Mogę przenosić przedmioty i chodzić po domu. Przecież przyniosłem ci jeden z listów. Mógłbym nawet cię zabić, gdybym chciał.
-Ale nie chcesz.- To nie było pytanie, tylko stwierdzenie.
Uwierz mi, że gdybym chciał, dawno byłbyś martwy. Dzisiaj w nocy przyglądałem ci się, gdy spałeś. Wyglądasz jak dziecko, kiedy drzemiesz, wiedziałeś o tym?
Pokręciłem głową, nieco zdziwiony. Wiem, że Frank może się pokazywać, kiedy chce, a przez resztę czasu być niewidocznym, ale o to bym go nie podejrzewał.
-Przeczytałem list adresowany do twojego ojca- oświadczyłem, tak, jakby tego nie wiedział. Na pewno wiedział, przecież wiedział wszystko. -Byłem trochę zszokowany.
Jak i zapewne każdym listem. Nie martw się, następne nie będą lepsze. Wylewałem tam wszystko, co mi leżało na sercu, a nie były to przyjemne rzeczy. Tylko w tych listach mówiłem szczerą prawdę i dlatego chciałem, żebyś je przeczytał.
-Dlaczego nie możesz mi tego po prostu powiedzieć? Pokazujesz mi się i robisz dla mnie ten wielki wyjątek, rozmawiasz ze mną, ale każesz mi szukać i czytać jakieś kartki. Nie mógłbyś wyznać mi tego wszystkiego?
Nie mógłbym.
Myślałem, że powie coś jeszcze, ale milczał. Przez chwilę siedzieliśmy i patrzyliśmy się na siebie. Wydawało mi się, albo dzisiaj Frank wyglądał na jeszcze bardziej zabiedzonego, niż zwykle. Ta sama co zawsze bluza leżała na nim luźniej, włosy miał potargane, a pod oczami znajdowały się wielkie, sine cienie. W chwili obecnej mógłbym powiedzieć, że przypomina ducha.
-Dlaczego napisałeś list do ojca, chociaż wiedziałeś, że nie otrzymasz odpowiedzi?
A czy to nie wspaniałe? Ojciec nie mógł mi odpisać, ale to znaczyło, że nie mógł także mnie wyśmiać ani nic. Pewnie i tak by tego nie zrobił, bo mnie rozumiał, ale zawsze miałem tę świadomość, że nie usłyszę od niego złego słowa. Nigdy go nie spotkałem w zaświatach, więc nawet nie miałem okazji zapytać, czy wiedział o tym liście.
-Frank... Mógłbym cię dotknąć?- zapytałem i natychmiast tego pożałowałem. Widocznie się zdenerwował. -Chciałbym ci uścisnąć dłoń... Poczuć, jak to jest dotykać ducha...
Frank mruknął coś niezrozumiałego, ale wstał i podszedł do mnie. Niepewnie, patrząc mi w oczy, podał mi rękę. Przyjąłem ją ostrożnie. Uczucie dotyku było conajmniej dziwne- jakbym trzymał chłodny, delikatny materiał. Jego palce zdawały się być miękkie i zimne, co nie było do końca logiczne- martwi byli lodowaci, ale mięśnie po śmierci sztywnieją. On był jakby półżywy.
Trzymałem jego dłoń chyba dość długo, ale w końcu zabrał ją i posłał mi przyjazne spojrzenie, po raz pierwszy w trakcie naszej znajomości.
Do zobaczenia.
Powiedział jedynie, zanim odwrócił się i zniknął..
![](https://img.wattpad.com/cover/65160506-288-k442658.jpg)
CZYTASZ
Another night and I'll be with you (Frerard)
FanfictionMam ochotę ich wszystkich pozabijać. liczba słów: 13736