Obudziło mnie lekkie pukanie do drzwi. Wyskoczyłam z łóżka i naciągnęłam wełniany sweter wołając przy tym "proszę"
Po chwili ukazała mi się rozczochrana głowa Ala. Musiało być naprawdę wcześnie.
-Coś się stało? - Zapytałam jeszcze sennym głosem
-Mam ci do przekazania, że akcja zaplanowana jest na jutro.
-Co?! - Otworzyłam szerzej oczy - nie jesteśmy jeszcze gotowi.
-Nie mamy większego wyboru - odparł chłopak spoglądając na mnie - w tym miesiącu przyjeżdża więcej powozów niż zwykle. Kolejna taka okazja może się nie powtórzyć.
Poczułam jak moje serce przyspiesza na myśl o tak szybkim podejściu do walki.
-Dobrze - nakazałam sobie spokój - co w takim razie mam zrobić?
Na wargach Ala zatańczył figlarny uśmieszek
-To ty jesteś przywódcą - zauważył - ja tylko przyszedłem po twoje rozkazy.
W tym momencie miałam ochotę rzucić w niego największą poduszką jaka znajdowała się na moim łóżku.
-Najpierw - oznajmiłam - to ty musisz mi wyjaśnić nad czym tak wczoraj debatowaliście z Drew.
Chłopak westchnął teatralnie i wyłożył się na moim łóżku. Po chwili dołączyłam do niego.-Ustaliliśmy, że najlepiej będzie, jeśli zaatakujemy ze wszystkim stron naraz - Oznajmił.
-To w ogóle możliwe? - zmarszczyłam brwi.
-Tak, chociaż trudne do wykonania. Pamiętasz tą część, przez którą uciekaliśmy? Tam właśnie mamy największe szanse - dodał gdy potwierdziłam skinieniem głowy.
-Tam jest tylko niewielki otwór i maksymalnie kilka okienek - przywołałam w pamięci obraz zamku.
-Właśnie - Al. uśmiechnął się. Wystarczy, że wejdzie tamtędy dwadzieścia ludzi. Nie będą się spodziewali ataku z tamtej strony, a efekt zaskoczenia będzie kluczowy.
Nie była do tego przekonana. Jeśli coś się nie uda? Nie chciałam, żeby moi żołnierze ginęli bezsensownie.
-No dobrze - przytaknęłam niechętnie, spoglądając na chłopaka. - Mówiłeś coś jeszcze o pozostałych stronach.
-Tak - skinął głową. - Tam będzie najciekawiej. Jeśli obejdziemy ich w kółku, nie będą wiedzieli co mają robić. Ich własne mury obronne staną się ich wrogiem.
Zastanowiłam się chwilę, próbując wyobrazić sobie tę sytuację. Jeśli dosłownie z każdej strony, król będzie miał wojowników, może mieć problem z wysłaniem swoich na czas. A wtedy, my moglibyśmy ostrzelać, tych, co będą próbowali bronić się na murach.
-I o tym właśnie gadaliście cały wczorajszy wieczór? - zapytałam przysuwając się niepewnie do chłopaka.
-Musieliśmy omówić wszystkie argumenty - odparł cicho.
Czułam bijące od niego ciepło. Wyglądał tak, jak na początku, kiedy go poznałam. Bujne, lekko rozczochrane włosy i zdrowy odcień skóry.
-Sam? - usłyszałam jego głos i poczułam jak obejmuje mnie ramieniem. Nie protestowałam. Mało tego, przysunęłam się jeszcze bliżej i oparłam głowę między jego szyją a obojczykiem, chcąc dać do zrozumienia jaką podjęłam decyzję. Pachniał lasem, mydłem i czymś jeszcze, czego nie potrafiłam rozróżnić. Przymknęłam oczy rozkoszując się tą chwilą. Al głaskał mnie delikatnie po plecach. Czułam jak cały drży. Czyżby się czegoś bał?
Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej przycisnęłam swoje usta do jego warg. Przez moment wydawał się zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. Włożył rękę w mojej włosy i przycisnął mocniej do siebie. Wydałam zduszony okrzyk i przywarłam do niego całym ciałem.Po pewnym czasie oderwał się ode mnie niechętnie i oparł głowę o moje czoło.
-Muszę iść - szepnął.
-Dokąd? - zapytałam przesuwając dłonią po jego silnych ramionach.
-Za chwilę odjeżdża odział mający przejąć więźniarki. Dowodzę nimi.
Zamarłam.
-Co? - tylko tyle udało mi się wykrztusić.
-Muszę, Sam - westchnął ciężko. - Przyszedłem po to, żeby ci przekazać informacje. Ale chciałam się też pożegnać i dowiedzieć jaką podjęłaś decyzję - poczułam jak się uśmiecha - ale o to już nie muszę pytać.
Ja jednak go już nie słuchałam. W głowie dźwięczały mi słowa "przyszedłem się pożegnać". Ale nie mógł tam pójść! Przecież to właśnie był najniebezpieczniejszy front.
-Nie możesz, Al, proszę - jęknęłam błagalnie.
-Przestań - chłopak złapał mnie za ręce i spojrzał mi w oczy. Wtedy do mnie dotarło, że to nie moja decyzja. Nie mam na to żadnego wpływu.
-Kiedy dokładnie? - zapytałam łamiącym się głosem
-Za godzinę.
Skinęłam głową i wyplątując się z jego objąć, wstałam z łóżka. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne obcisłe spodnie i bluzkę w tym samy kolorze.
-Co ty robisz? - usłyszałam za sobą głos Ala.
Nie odpowiedziałam mu jednak tylko zniknęłam za drzwiami łazienki. Kiedy byłam już ubrana w strój bojowy, wciągnęłam na nogi, wysokie i miękkie buty do polowania. Szybko przypięłam pas z bronią i spojrzałam na zaniepokojonego chłopaka.
-Jestem gotowa. Idę z tobą - dodałam, gdy pokręcił głową, na znak, że nie rozumie.
-Nie możesz - odparł spokojnie - musisz wygłosić mowę.
-To wygłoszę, ją jak wrócę - Wzruszyłam ramionami. - Nie przekonasz mnie, Al - powiedziałam twardo.
Chłopak przez chwilę wpatrywał się we mnie w milczeniu, po czym westchnął ciężko.
-Ale gdy tylko pojawią się pierwsze wieści o powozach, wracasz do bazy, jasne?
-Jak słońce - odparłam.
Chłopak westchnął ponownie.
-Chodźmy jeszcze coś zjeść.
Posłusznie poszłam za nim do stołówki. Wsunęłam palce w jego dłoń. Uścisnął mnie lekko. Nadal drżał. To było dziwne, nie posądzałam go o to, że boi się swojego zadania. Al nie bał się takich wyzwań. Coś innego musiało go przerażać.
-O, tu jesteście! - usłyszałam za sobą głos Drew i szybko puściłam dłoń chłopaka.
-Wyjaśniłeś jej wszystko? - zapytał patrząc podejrzliwie na przyjaciela.
-Tak - Al potaknął - A ty? Gdzie się wybierasz?
-Z tobą - odparł jakby to było oczywiste.
Spojrzałam triumfalnie na chłopaka. Wyglądał jakby nie miał siły kłócić się z Drew, więc zrobił tylko niezadowoloną minę.
-W takim razie chodźmy - powiedziałam i ruszyłam dalej.
Szliśmy w milczeniu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to może być ostatni spacer w takim gronie.

CZYTASZ
Po drugiej stronie
FantasyŚwiat staje na głowie, by przetrwać trudny okres. Ona jest sama nie ma nikogo kto może jej pomóc, i nikt jej tego nie ułatwia. Monotonne życie zmienia jeden moment, jedno zjawisko. Potem życie toczy się dalej własnym rytmem z ludźmi, którzy mogą zmi...