Moim zadaniem podczas wojny było doprowadzenie wojsk do zamku. Później miałam obserwować poszczególne linie frontu i wysyłać pomoc w zagrożone miejsca. Sama też musiałam się udzielać w razie potrzeby, co akurat bardzo mi odpowiadało. Nie wiem czy zniosłabym bierne bycie dowódcą. Przede wszystkim jednak, musiałam zabić króla.
Ponad tysiąc Dafinierów ustawiło się w swoich zespołach, czekając na oznakę wymarszu. Kiedy w końcu ruszyliśmy, słychać było tylko miarowy stukot butów o ziemię. Szłam na przedzie i po kolei wskazywałam na odziały, które musiały się odłączyć by dotrzeć na swoje stanowiska.
Miałam na sobie czarne, przylegające do ciała spodnie i zieloną koszulkę z krótkim rękawem. Do wysokich, miękkich butów wsunęłam dwa noże i kilka ostrych gwiazdek. Na plecach miałam zawiązany pas z bronią, który dostałam od przyjaciół, były w nim dwa miecze i noże. Do tego upchałam tam jeszcze składany łuk i kilka strzał. Z tym wyposażeniem ważyłam chyba z tonę, ale na szczęście udało mi się wykręcić od zakładanie równie ciężkiej zbroi.
Kiedy dotarliśmy do głównego rozwidlenia, stanęłam, a wraz ze mną cały pochód. Spojrzałam na Amy i skinęłam jej głową. W odpowiedzi uniosła rękę i kiwnęła na swój odział. To właśnie on, miał atakować od strony urwiska. Kiedy dziewczyna oddaliła się, kiwnęłam na Alana, oni mięli czekać, aż zadanie Amy będzie miało się ku końcowi, i zajechać ponownie w to samo miejsce.
W wojnie brali udział zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Dla Dafinierów nie było takich podziałów, dlatego znaczna część zespołów była pod dowództwem przedstawicielek żeńskiej płci.
Jessica, była w oddziale Amy, a Tommy dostał własny zespół, tak samo jak Drew. Nori z kolei znalazł swoje miejsce wśród łuczników.
Szłam przed siebie starając się wyglądać na odważną i zaciętą. W rzeczywistości czułam jak węzeł w moim brzuchu zacieśnia się, w miarę jak zbliżamy się do zamku. Rano dręczyły mnie różne lęki, o życie Ala, moich ludzi, o zwycięstwo nad królem, a nawet o Lenę. Jednak kiedy weszłam do stołówki i ujrzałam Dafinierów patrzących na mnie z szacunkiem, uczucia te stopniały jak lód. Znów poczułam się przywódcą.
W końcu nadszedł ten moment. Musiałam się odłączyć i ukryć na wzgórzu, by obserwować przebieg bitwy. Z ciężkim sercem, zrobiłam to. Po kilku minutach marszu w samotności, dotarłam na swoje stanowisko i przycupnęłam w zaroślach. Ze swego miejsca widziałam, że wszystkie moje wojska rozpoczynają właśnie atak. Z rozbawieniem przyglądałam się, jak żołnierze króla w panice zbierają siły i próbują odeprzeć Dafinierów.
Od strony urwiska, nie napotkaliśmy żadnych oporów. To dobrze. Dopiero kiedy do akcji wkroczył oddział Alana, pojawili się tam jacyś strażnicy. Pierwsi ludzie byli już w środku. Uznałam, że w takim razie mogę już dołączyć do bitwy.
Pędząc ile sił w nogach, wbiegłam przez główną bramę do zamku, która była już wyważona i stanęłam zaskoczona. Król zdołał już zgromadzić całkiem sporo żołnierzy. Straciliśmy przewagę liczebną. Nie czekając dłużej, wyciągnęłam oba miecze i zaczęłam ciąć nimi rozglądając się jednocześnie za zespołem którym miał dowodzić Al. Nigdzie ich jednak nie widziałam.
CZYTASZ
Po drugiej stronie
FantasíaŚwiat staje na głowie, by przetrwać trudny okres. Ona jest sama nie ma nikogo kto może jej pomóc, i nikt jej tego nie ułatwia. Monotonne życie zmienia jeden moment, jedno zjawisko. Potem życie toczy się dalej własnym rytmem z ludźmi, którzy mogą zmi...