Rozdział 63

142 9 2
                                    

Czując lekkie zawroty głowy odepchnęłam się od chłodnego muru, do którego przed chwilą przyciskałam policzek. 

Zmusiłam mój mózg do myślenia. Nie miałam pewności gdzie może być król. Teoretycznie najbardziej bezpieczne w miejsce w tej chwili to sala tronowa. Jest nie do zdobycia. Jednak skąd mogłam wiedzieć, że władca nie przewidział, że tam na początek skieruję swoje poszukiwania?

Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłam się szybko mierząc w napastnika pięścią, ale on zdążył złapać moją rękę. W tym momencie moje mięśnie rozluźniły się. To był Al.

-Nie mam pojęcia jak na to wpadłaś, ale to było wspaniałe - oznajmił z uśmiechem.

Nie odpowiedziałam, tylko przypadłam do niego i objęłam go mocno. 

-Muszę iść, Al - szepnęłam. - Ale nie wiem czy dam radę, jestem wyczerpana.

Chłopak przycisnął mnie mocniej do siebie, a ja mimo, że wokół nas duchy siały spustoszenie, poczułam się bezpieczniej i pewniej. Czułam taką ulgę, że Al żyje, że najchętniej stałabym z nim tak do wieczora, mimo to wszystko we mnie krzyczało i poganiało mnie. 

Al puścił mnie po czym złapał za rękę i pociągnął w stronę zamku.

-Co ty robisz? - zamrugałam zdziwiona.

-Idę z tobą.

Nie zamierzałam się z nim kłócić. Prawdę powiedziawszy, poczułam się lepiej, mając świadomość, że nie muszę mierzyć się z tym wszystkim sama.

Kiedy tylko przekroczyliśmy wielkie drzwi, zorientowałam się, że moja armia już tu była. Gdzieniegdzie leżeli martwi strażnicy, a po lśniącej niegdyś posadzce spływała krew. Otrząsnęłam się szybko i zmuszając się do wysiłku ruszyłam biegiem w stronę sali tronowej.

-Gdzie jeszcze może ukrywać się król? - zawołałam do Ala.

-Jeśli nie będzie go w sali tronowej, nie sądzę, by w ogóle był w zamku - odparł. - Wszystkie inne części są już zdobyte przez nas.

Pozostawało mi się tylko modlić, by temu głupcowi nie przyszło do głowy zwiewać z własnego zamku. 

Wzięłam kilka głębokich wdechów by się uspokoić. Z sobą słyszałam lekkie kroki Ala i to sprawiało, że zaczęła mi wracać pewność siebie.  Dotknęłam palcem prawego nadgarstka, by upewnić się, że niebieska perełka na rzemyku wciąż tam jest. 

Nagle coś przyszło mi do głowy. Po chwili wahania sięgnęłam do lewego buta i wydobyłam z niego jeden z noży, których nie użyłam dziś ani razu. To był ten, który znalazłam z złotym pokoju, z ozdobną literą L. Poczułam jak w żołądku zaczyna mi wrzeć. Drugi raz tego dnia, odpowiedź na wcześniejsze pytania spadła na mnie znikąd. 

To wszystko było tak oczywiste, że mogłam teraz tylko walić się po głowie i powtarzać, jaka byłam głupia. Ten pokój należał do moich rodziców. Dlatego wszystko w nim wydawało mi się tamie znajome, a jednocześnie obce. Przyjrzałam się jeszcze raz ostremu sztyletowi. Jeśli mój tok myślenia był dobry, nie tylko bransoletka była warunkiem zabicia króla, ale też ta broń.

Jak dobrze, że wzięłam ze sobą ten nóż - pomyślałam odmawiając w duchu modlitwę dziękczynną. 

W końcu zatrzymaliśmy się na zakręcie przed salą tronową. Ja dotąd nie spotkaliśmy żadnych żołnierzy ale teraz przed podwójnymi drzwiami, stało ich aż trzech.

-W środku będzie ich więcej - ostrzegł mnie Al - postaram się odwrócić ich uwagę od ciebie.

-Nie wiemy ilu ich tam będzie - odszepnęłam - co jeśli nie damy im rady we dwójkę? Zanim ich pokonamy, król zwieje.

Po drugiej stronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz