Rozdział 53

157 11 2
                                    

Jego twarz pokryta była milionem niewielkich blizn, na oko miał może pięćdziesiąt parę lat. Oceniał mnie wzrokiem przeszukując moja twarz, a później zjeżdżając spojrzeniem niżej. Kiedy otrząsnęłam się już z zaskoczenia wyrwałam mu się i poszukałam wzrokiem płaszcza. Leżał pół metra za mężczyzną. Chciał go ominąć, ale zastąpił mi drogę i znów zamknął w żelaznym uścisku. Nie zareagowałam tylko i wyłącznie dlatego, że Amy ostrzegała, że mam nie wyróżniać się z tłumu, ale jeśli ten człowiek jeszcze raz zrobi jakiś ruch, nie będę potrafiła się powstrzymać. Posłałam mu pełne złości spojrzenie, a on zbliżył swoją twarz do mojej

-Lepiej się nie wyrywaj, panienko - Poczułam jego cuchnący oddech - Jesteś ładna. Mogę mieć dla ciebie dobrze płatną pracę.

Kiedy uświadomiłam sobie o czym mowa, zalała mnie fala wściekłości i zręcznie zablokowałam jego dłonie, już miałam go kopnąć, gdy poczułam na ramieniu mocny uścisk. Amy.

Posłała mi ostrzegawcze spojrzenie mówiące, że mam natychmiast przestać. Z ociąganiem puściłam mężczyznę i uniosłam wysoko głowę

-Obawiam się, że nie jestem godna by przyjąć twoją propozycję, panie - Włożyłam w te słowa całą moją złość i urazę.

Pan, jak go nazwałam, na widok Amy zdziwił się lekko, najwyraźniej myślał, że jestem sama. Gdzie w takim razie podziała się Jess? Rozejrzałam się dyskretnie i dostrzegłam ją przy jednym ze straganów, udawała, że przegląda towar, ale czułam jej baczne spojrzenie.

-Musiała zajść jakaś pomyłka, panie, już idziemy - Odezwała się Amy i pchnęła mnie lekko w stronę mojego płaszcza. Bez problemu udało mi się go zarzucić na siebie, gdyż zainteresowanie mężczyzny przeniosło się teraz na moją towarzyszkę.

-Ależ, to żadne nieporozumienie, moja pani - Uśmiechnął się ukazując szereg żółtych zębów. - Dla pani, również mogę znaleźć ofertę pracy.

Przez twarz Amy przebiegł cień zaskoczenia, który szybko zastąpił zamaskowany wyraz złości.

-Nie jesteśmy z przyjaciółką zainteresowane - Odparła cedząc słowa. Najwyraźniej zapomniała o własnych przestrogach.

-Czyżby? - Uśmiechnął się obleśnie i błyskawicznie złapał ją w pasie i obróciwszy tyłem do siebie przyłożył nóż do jej szyi. Zastygłam w połowie ruchu.

Spojrzałam na dziewczynę, której nieprzenikniona twarz skupiona była na ostrzu.

-Teraz chyba pójdziecie ze mną.

Nie mam pojęcia dlaczego zaczepił akurat mnie, nigdy nie byłam zbyt urodziwa. Co innego Amy, nawet Drew przy niej wymięka.

W chwili gdy, mężczyzna wypowiedział te słowa, nasza przewodniczka z całej siły kopnęła go w kostkę a gdy poluźnił uścisk wyrwała się i dołożyła po głowie.

-Co za bezczelny typ - Syknęła - Jeszcze nikt nigdy tak mnie nie obraził.

-Masz na myśli, że jeszcze nikt nigdy nie proponował ci cudzołóstwa? Mnie też - Uśmiechnęłam się półgębkiem.

-Naciągnij kaptur - Spoważniała - Już i tak wywołałyśmy duże zamieszanie.

Spojrzałam jeszcze raz na nieprzytomnego mężczyznę i po namyśle dołożyłam mu jeszcze w brzuch.

Amy dyskretne machnęła na Jess, która podeszła do nas od razu

-Myślałam, że mamy się nie rzucać w oczy - Powiedziała na widok pobitego.

-Sytuacja wyjątkowa - Dziewczyna wzruszyła ramionami

Na szczęście, niewiele osób zauważyło zajście, może nawet nikt.

Z Jessicą nie kupiłyśmy nic, przyglądałyśmy się tylko temu dziwnemu miejscu, podczas gdy Amy kupiła parę rzeczy, których nam nie pokazała.

-Jesteście pewne, że nic nie chcecie? - Zapytała nas - Tak okazja może się już nie trafić.

-Mamy wszystko co potrzeba - Zapewniła ją moja przyjaciółka. Nie miałam zamiaru wydawać pieniędzy na jakieś sukienki, a broni nie wolno była nam kupować.

Droga powrotna minęła w ciszy. Zastanawiałam się jaki sens był tej podróży. Owszem, poznałam jakie różnice istnieją między wioskami odciętymi, a tymi, w których handel kwitnie. Ale to jedynie spotęgowało moją nienawiść do króla. Pomyślałam, że może rzeczywiście warto byłoby walczyć u boku dafinierów. Tyle, że oni chcieli bym im dowodziła. Nagle wpadłam na kolejną myśl. Być może kazali mi wyjść na miast właśnie dlatego bym poczuła potrzebę obalenia króla. Westchnęłam cicho. Udało im się. Przynajmniej na tyle, że zdecydowałam się walczyć.

Kiedy dotarłyśmy do bazy, od razu udałam się do Grovera. Klnąc w duchu na plączącą się przy nogach sukienkę przysiadłam na jego łóżku.

Kiedy chłopak poruszył się i spojrzał na mnie zamarłam.

-Sam? - Zapytał głosem, który brzmiał jak dawniej. Na ten dźwięk poczułam ciepło rozlewające się w moim ciele. Już było dobrze.

-To ja, bracie - Uśmiechnęłam się

-Masz na sobie sukienkę - Uniósł brwi, a ja skrzywiłam się

-Dla mnie to też zaskoczenie. - Spojrzałam na niego, wyglądał już lepiej, nie miał tak zapadniętych policzków - Widzę, że czujesz się już lepiej

-Chyba tak - Uśmiechnął się lekko, jakby zapomniał jak to się robiło.

-Nie masz pojęcia jak się o ciebie martwiłam - Nie wytrzymałam i wtuliłam się w niego.

-Wiem - Odparł - Przyjechałaś po mnie.

Usiadłam wyprostowana i spojrzałam na niego uważnie. Powiedzieli mi, że nie wiadomo kiedy poczuje się lepiej. Czy kiedykolwiek poczuje się lepiej. Teraz jednak czuł się dobrze, a ja miałam do niego masę pytań.

-Grover? - Spytałam cicho - Jak to się stało, że cię porwali.

Jego oczy zaszły mgłą, tak, że wystraszyłam się, że znów popadł w otępienie, na szczęście odezwał się po chwili.

-Obudził mnie jakiś hałas, pewnie tupanie. Zaniepokojony wyjrzałem z pokoju. Przez chwilę myślałem, że jest wczesny ranek i wybierasz się na polowanie, ale zorientowałem się, że ktokolwiek był na dole nie był sam. Nie trwało długo, jak kilku mężczyzn wpadło do sypialni ojca. Usłyszałem jakieś krzyki, nerwową rozmowę, a później wszystko zamilkło. O dziwo wiedziałem co się stało. Nie miałem za to pojęcia co robić.

Powinienem był pójść po ciebie, ale wtedy natknąłbym się na nich. Poza tym istniała nadzieja, że nie wiedzą o drugim pięterku. Chciałem uciec przez okno, ale nie zdążyłem, drzwi otwarły się, i dwóch mężczyzn ogłuszyło mnie.

Po tych słowach wpatrywałam się, w niego z czułością. Nie zdawałam sobie sprawy, że mój brat być może uratował mi życie. A już na pewno wolność. Przytuliłam go raz jeszcze i kołysaliśmy się tak chwilę, aż w końcu zorientowałam się, że Grover zasnął.

Delikatnie ułożyłam go z powrotem na łóżku i najciszej jak potrafiłam wyszłam z komnaty. Kiedy zamykałam drzwi o mało nie wpadłam na jedną z lekarek.

-Kto pozwolił ci tu wejść? - Spytała ostro

-Jestem jego siostrą - Odparłam.

Kobieta przyglądała mi się chwilę, po czym odezwała

-Przepraszam najmocniej za mój nietakt. Stan twojego brata jest bez zmian, robimy co możemy, ale trochę potrwa zanim w pełni wróci do siebie.

-Jak to? - Spojrzałam na nią nic nie rozumiejąc - Rozmawiałam z nim przed chwilą, wyglądał normalnie.

Kobieta przyglądała mi się chwilę.

-Musisz zdawać sobie sprawę, że ten staj jest przejściowy. Momentami będzie się zdawało, że już wszystko jest w porządku, a za pięć minut - Machnęła bezradnie rękami.

Cała moja euforia znikła bez śladu. Bez słowa pożegnania odwróciłam się na pięcie i odeszłam nie mając pojęcia dokąd.

Po drugiej stronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz