Razem z Jess wyszłyśmy za wyjątkowo spiętym Tomem z sali.
Ledwo zamknęłyśmy drzwi, a odwrócił się do nas i zaczął nerwowo szeptać.
-Szef chce wysłać was na front..
-Nie mam mowy - Przerwałam - Ja mam inne zajęcia
-Wiem - Niecierpliwie machnął ręką - Ale on, ma taki plan, wie, że w jakiś sposób jesteś związana z tym wszystkim, ale uważa, że najlepszym pomysłem, będzie sprawdzenie, czy masz jakieś specjalne umiejętności podczas walki.
-To jakiś absurd!
-Ciszej - Zganił mnie
Chciał coś jeszcze dodać, ale w tym momencie z ciemności wyszedł Drew. Z kapturem nasuniętym na głowię podszedł do nas cicho i powiedział napiętym głosem.
-Al wysłał posłańca. Musicie uciekać. I to jak najszybciej.
-Ale co się dzieje?
-Nie ma czasu - Przerwał - Idziecie teraz z Tomem do waszego pokoju. Zabieracie jak najmniej rzeczy, ale musicie mieć na sobie płaszcz i broń żeby nie wzbudzać podejrzeń. Za godzinę wyjdziecie spokojnie i udacie się północnym korytarzem, zza waszej komnaty. Nikt się nie będzie czepiał, bo macie już pełne prawa, ale gdyby ktoś was zaczepił, idziecie do Boba po broń. Na końcu będzie na was czekał Nori. Wyprowadzi was na zewnątrz, ja w tym czasie załatwię jeszcze parę spraw, a wy na koniach, które znajdziecie za jaskinią. Jedziecie na południe, jak najciszej, my z Tommym dołączymy do was, jak skończymy tutaj. Jasne?
Nie zdążyłyśmy nic odpowiedzieć, bo Drew zniknął z powrotem.
-Chodźmy - Wychrypiał kucharz i nie czekając na nas ruszył przed siebie.
Wymieniłyśmy z Jess zaniepokojone spojrzenia ale ruszyłyśmy za Tomem.
Byłam zdenerwowana ale i podekscytowana wizją ucieczki. Wprawdzie na razie nie zależało mi aż tak bardzo na opuszczeniu tego miejsca, ale jeśli jest taka potrzeba, nie widzę przeszkód.
Tommy wręcz wepchnął nas do pokoju i trzasnął za nami drzwi. Rozpoczęłyśmy z Jess wyścigi w pakowaniu. Nerwowymi ruchami poprawiałam broń przy udzie, włożyłam jeszcze jeden nóż do buta i szczelnie zacisnęłam płaszcz. Nie miałyśmy tutaj żadnych zapasów, więc mam nadzieję, że Tommy i Drew się tym zajmą. W bawełniane płótno zawinęłam zapasowe ubrania i kostkę różanego mydła.
Odetchnęłam głęboko. Byłam gotowa. Nagle naszła mnie jeszcze jedna myśl. Otworzyłam drzwi wielkiej szafy, w której znajdował się zapas broni. Wyjęłam jeszcze jeden pas na broń i przypięłam do niego dwa długie miecze po czy związałam je na plecach i upewniłam się, że płaszcz zasłania sztylety na udzie.
Odszukałam wzrokiem Jess, która biegała po pokoju w poszukiwaniu jakiś rzeczy.
-Jak najmniej! - Przypomniałam jej - Nie będziesz potrzebować aż tulu par spodni - Warknęłam i wyrwałam jej ubrania z rąk. Z westchnieniem zaczęłam zbierać rzeczy i tak jak swoje, związałam jej mały pakuneczek w lnianym worku.
-Masz broń? - Spytałam jej. W odpowiedzi pokazała mi twa sztylety i miecz przy pasie. Skinęłam z aprobatą głową.
-Myślisz, że godzina już minęła? - Spytała drżącym głosem.
-Nie wiem. Ale może chodźmy już.
Ostrożnie uchyliłam drzwi. Nie zobaczyłam nikogo więc siląc się na swobodę wyszłam i z przerażeniem uświadomiłam sobie, że nie wiem gdzie jest północny korytarz. Rzuciłam Jessice zdesperowanie spojrzenie, a ona nic nie rozumiejąc uśmiechnęła się łagodnie. Przeklnęłam się w myślach, że nie pomyślałam o tym wcześniej.
Ruszyłam niepewnie w najbliższy korytarz, a moja przyjaciółka posłusznie podążyła za mną. Widocznie postanowiła mi całkowicie zaufać. Co mi nie pomogło, przełknęłam ślinę i rozluźniłam mięśnie. Jeśli pomylimy korytarze Drew nas zabije. Cały plan legnie w gruzach. Po chwili, gdy do głównego korytarza dołączyła ścieżka ze stołówki, zrobiło się bardziej tłoczno. Jakiś mężczyzna przyglądał się nam podejrzanie, spojrzałam na niego wyzywająco. Ku mojemu przerażeniu, facet podszedł do nas pewnym krokiem.
-Nie powinnyście być na szkoleniu? - Spytał z wymuszoną uprzejmością
-Skończyłyśmy już szkolenie - Odparłam zimno i na dowód tego wyjęłam z kieszeni mały kluczyk.
-Rzeczywiście. A więc gdzie idziecie?
-Do zbrojmistrza Bobiego - Odparłam siląc się na spokój
Przez chwilę przyglądał nam się uważnie, ale po chwili uśmiechnął się i powiedział
-Musicie się jeszcze nauczyć korytarzy. Do Boba w tamtą stronę - Wskazał dłonią na ciemny korytarz po drugiej stronie.
-Och, ma pan rację. Musimy się jeszcze wiele nauczyć - Powiedziała Jess ze słodkim uśmiechem,
Odwróciłyśmy się prędko, i prawi biegiem weszłyśmy w pusty korytarz.
-Musimy wrócić - Jess szarpnęła mnie za rękę
-Nie - Szepnęłam jej - Ja pomyliłam korytarze. A skoro miałyśmy mówić, że idziemy po broń, to chyba musimy być wiarygodne, prawda?
Próbowałam przekonać samą siebie, ale Jessica tego nie zauważyła tylko skinęła głową.
Z całych się starając się nie biec, przemierzałyśmy ciemny korytarz od czasu do czasu mijając kogoś śpieszącego się gdzieś z nowym zapasem broni.
-Sam, gdzie jest ten koniec korytarza? - Spytała zaniepokojona przyjaciółka
-Nie wiem - Warknęłam. Sama byłam przestraszona, jeszcze tylko mi brakowało zawodzenia Jess.
Minęłyśmy komnatę, z której buchało gorące powietrze, więc pewnie to była kuźnia. Ale szłyśmy dalej, nagle korytarz ostro zakręcił w prawo a my znalazłyśmy się w ślepym zaułku. Już miałam przyznać się przyjaciółce, że nie miałam pojęcia gdzie idziemy, gdy przed nami wylądowała ciemna postać.
-Co tak długo? - Warknął Nori.
Nie czekając na odpowiedź, pociągnął nas w stronę ściany. Nie wiedziałam co robi, ale ufałam mu. Ku mojemu zaskoczeniu wepchnął nas w wąską i niską szczelinę w ścianie.
-Przesuwajcie się bokiem - Poradził cicho - Korytarz ma może z dwanaście metrów.
Idąc na ugiętych kolanach oparłam się plecami o ścianę i dotknęłam dłońmi zimnej i mokrej skały.
Korytarz wcale nie miał dwunastu metrów. Był o wiele dłuższy, a ja już po paru krokach poczułam, że zimny pot spływa mi po plecach. Zaczęłam szybko oddychać. Ściany zdawały się mnie przygniatać, przysuwać się coraz bliżej. Przed oczami pojawiły mi się ciemne plamy, przestałam iść.
Nagle poczułam ciepłą dłoń Jess na ramieniu. Opanowałam się trochę, wbiłam sobie do głowy jedną myśl: nie zatrzymywać się.
Powtarzałam to sobie non stop, aż w końcu ściana za mną skończyła się, a ja upadłam na plecy.
-Szybko - Pognalił nas Nori.
Jessica pomogła mi wstać, cały czas trzymając mnie za ramię. Czułam się tak pewniej.
Nagle wyszliśmy na zewnątrz, całe szczęście była noc, bo w innym przypadku moglibyśmy oślepnąć.
Nori poprowadził nas za jaskinię, do małego zagajnika, w którym czekały nasze konie. Uśmiechnęłam się na widok Drocona. Chciałam podejść do niego się przywitać, ale Nori przytrzymał mnie. Chciałam warknąć mu coś niemiłego, kiedy zauważyłam, co go powstrzymuje.
Na skale stali strażnicy wpatrzeni prosto w nasze konie. Nie wyglądali na spokojnych.
CZYTASZ
Po drugiej stronie
FantasíaŚwiat staje na głowie, by przetrwać trudny okres. Ona jest sama nie ma nikogo kto może jej pomóc, i nikt jej tego nie ułatwia. Monotonne życie zmienia jeden moment, jedno zjawisko. Potem życie toczy się dalej własnym rytmem z ludźmi, którzy mogą zmi...