2

393 30 3
                                    

    Obudziłam sie bardzo wcześnie, różnorakie myśli na temat wyborów po prostu nie dawały mi spać. Boze, jak ja nie nawidze tego dnia. Najchętniej uciekłabym gdzieś daleko, zdala od jakiejś Owogi i tych cholernych wyborów. Zabrałabym tylko Crisa, czyli mojego najlepszego przyjaciela, który jest dla mnie jak brat i traktuje go jak część rodziny bo znamy sie już od najmłodszych lat.

   Postanowilam iść na spacer, bo przecież możliwie, że juz nigdy nie zobacze tego miasta, bo z tego co wiem Wybrani nigdy jeszcze nie wrócili do domu. Poszłam, jak zawsze w moje ulubione miejsce. Chcialam chociaż przez chwilę nacieszyć sie naturą Ziemi. Mała łąka otoczona bujnymi drzewami z widokiem na góry. W takiej sytuacji lepiej być nie może.

    Leżałam sama nasłuchując odgłosów ptaków, kiedy nagle coś poruszyło się w krzakach. Odruchowo wyciągnęłam nóż z kieszeni. Uwierzcie mi, w tych czasach nawet pięcioletnie dziecko ma go w kieszeni, na wypadek spotkania z Szaleńcem, czyli czlowiekiem zarażonym Owagą. Zapomnialam powiedzieć, że ktoś zarażony tym wirusem staje sie po prostu dzikim zwierzęciem, nie umie już posługiwać się rozumem i zabija wszystkich żeby tylko przetrwać. Podeszlam cicho do miejsca, gdzie ruszało się to coś i chwilę poczekałam, aż wyskoczy.            Niespodziewanie przewróciłam się na ziemie, upuszczając przy tym nóż. Już po mnie. Usłyszałam kogoś śmiech, obróciłam sie na plecy bez żadnego oporu przeciwnika i wtedy ujrzałam Crisa.
- Boże, nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś głupku. - powiedziałam z ulgą
- Siedziałaś tak samotnie, doskonała okazja żeby sprawdzić twoje umiejętności. Niestety, musisz się jeszcze nauczyc, a ja z chęcią ci pomoge. - odparł
- A jeśli mnie wylosują?
I tak nagle obydwoje przypomnieliśmy sobie, że niedługo zaczną się wybory. Spojrzał na zegarek.
-Domyślam się, że musimy już iść- powiedzialam.
-Niestety
   Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w strone miasta. Jak zwykle, panował tam przed losowaniem wielki chaos. Wszyscy szykowali juz swoje dzieci, bo mimo wszystko było to "uroczyste" święto. Rozdzieliliśmy się z Crisem do swoich domów i zobaczyliśmy się dopiero kiedy obowiązkowo wszystkie dzieci i nastolatki szli do centrum miasta, gdzie odbywało się to wszystko.

   Na placu stała już wielka kula z karteczkami nazwisk i imion. Był już też prezydent i wiele innych "ważnych" osób. Przeszył mnie dreszcz. Założyciel wyborów wygłosił swoją mowe, ktora otwierała uroczystość. Zaczęło się losowanie. Mala dziewczynką, chyba córka pana prezydenta, wyjęła karteczke i podała swojemu tacie.
- Drodzy Państwo, miesięcznym Wybranym zostaje...

Rok 3187 ( zawieszone do końca wakacji)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz