Rozdział VI

397 34 4
                                    

Wymieniłem szybkie spojrzenia z Hazel i Frankiem. Było nam wszystkim bardzo głupio z tego, co powiedzieliśmy. Nie zastanawiałem się długo, ruszyłem za nią w dół schodami. Chyba usłyszałem coś, czego nie powinienem był usłyszeć... W korytarzu prowadzącym do kajut roznosił się przepiękny śpiew. Towarzyszyła mu gra na gitarze. Piosenka była w języku włoskim. Tekst opowiadał o samotności i jaka towarzyszyła temu uczuciu, nienawiści. Melodia była piękna i smutna. Zadawałem sobie pytanie. Kto to śpiewa? Podkradłem się cicho po kolei do kolejnych kajut. Stanąłem przy dodatkowej dla gości- pewnie tam była Nadia. Tu głos stawał się głośniejszy. Nie miałem wątpliwości. To ona śpiewała. Usiadłem na korytarzu i wsłuchiwałem się w jej anielski głos. Raz śpiewała po włosku, raz po hiszpańsku, raz po niemiecku a nawet raz po polsku, tak, aby nikt nie zrozumiał, o czym jest piosenka. Nadia pewnie nie wiedziała, że rozumiałem ją- umiałem przecież włoski. Usłyszałem przytłumione kroki i powitania. To moi przyjaciele weszli już na pokład. Potem poczułem, że odrywamy się od ziemi. Ruszyliśmy. Miałem nadzieję, że nic nie zdoła przerwać śpiewu Nadii. Był taki piękny... No właśnie! Jej głos był piękny! On mnie otumanił! Nigdy nie spotkałem się z dzieckiem Ateny, które śpiewałoby tak prześlicznie. To nie mogło być tylko dziecko Ateny. Może błogosławieństwo? Tak, pewnie tak. Ona przecież jeszcze grała na gitarze. A może to podkład? Nie to niemożliwe. Nim się nie spostrzegłem zasnąłem. Obudził mnie głos Piper.

-Nic ci się nie stało Nico?

-Nie, nie... -powiedziałem zaspanym głosem.- Po prostu nie wyspałem się w nocy i zasnąłem.

-Jak tam uważasz... -odparła.- Chciałam ci powiedzieć, że będziemy mieli zaraz kolację... Może zjesz z nami? Nie jadłeś przecież obiadu.

-Na Hadesa, to, która jest godzina?!- zapytałem zdziwiony i od razu wstałem rozbudzony.

-Około 19. Tak mi się wydaje... Uważaj lepiej z imionami.

-Ile ja spałem! –skarciłem siebie.

-A... -zaczęła Piper.- Widziałeś się z Nadią?

-Nie, nie miałem takiego zamiaru... -skłamałem.- A wyszła już z kajuty?

-Nie. Chyba cały czas w niej siedzi -spojrzała na mnie podejrzliwie.- Mógłbyś jej powiedzieć o kolacji? Ja muszę iść jeszcze do Jasona.

-Dobrze... -ukrywałem zakłopotanie.- A muszę tam iść?

-Coś ci nie pasuje? –spytała Piper jeszcze bardziej podejrzliwa.

-Nie, nie już idę- odparłem.

Piper obrzuciła mnie ostatnim najbardziej podejrzliwym spojrzeniem, jakie kiedykolwiek widziałem. Po tym odwróciła się i weszła na pokład. Cały trząsłem się z nerwów. Nie wiedziałem jak wyglądam, ani co mam powiedzieć. Będzie to nasza pierwsza chwila sam-na-sam. Uczesałem sobie włosy palcami i ruszyłem do kajuty Nadii. Otworzyłem drzwi. Pokój był takiej samej wielkości jak mój, lecz wyglądał na o wiele większy. Ściany były pomalowane na biało. Po prawej stronie stało łóżko zasłane białą pościelą. Po lewej ujrzałem biurko usypane różnymi rodzajami papierów, kredek, ołówków, długopisów i węgla. Za nim było wejście do łazienki. Na środku pokoju znajdowało się wielkie okno, które przepuszczało dużo światła słonecznego. Przed nim stało krzesło, a na nim siedziała Nadia. Miała nogi założone jedną na drugą. Odwróciła głowę, kiedy usłyszała, że ktoś otworzył drzwi. Na kolanach miała jeszcze niedokończony, lecz piękny namalowany krajobraz. Spojrzała na mnie z wyrzutem.

-Co ty tu robisz?! Wynocha z mojego pokoju! –krzyknęła i wyprowadziła mnie za drzwi.

-Ale... Ja... Piper... -chciałem powiedzieć, ale mi nie dała.

-Nie wchodź już więcej do mojego pokoju bez pozwolenia! A, i poza tym naucz się pukać do drzwi!

Zatrzasnęła je przed moim nosem. Odwróciłem się i zacząłem iść na kolację, aż nagle usłyszałem cichy i niepewny głos Nadii:

-Nico, chodź na chwilę...

___________

Kolejny rozdział i akcja coraz bardziej się rozkręca. 💗💗

Dziękuję wszystkim tym, którzy czytają moje bazgroły 💖💓

Do soboty
N.A.

Nieśmiertelność za miłość {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz