Rozdział XIV

267 25 4
                                    

-Jason, ja... -głos mi odmówił posłuszeństwa. Usiadłem na podłodze i skuliłem się.

Syn Jupitera kucnął przede mną. Położył mi rękę na ramieniu i powiedział:

-Tak też myślałem... Miłego treningu.

Po tych słowach wstał i poszedł na pokład. Wiedziałem, że Nadia będzie na mnie czekać. Podniosłem się i starałem się otrzeć łzy z policzków. W sali stała córka Ateny.

-Już myślałam, że uciekłeś -powiedziała z przekąsem. Potem jednak zobaczyła moje łzy. Rzuciła miecz na podłogę i podbiegła do mnie. Z ust wydobył jej się najbardziej współczujący głos, na jaki było ją stać.- Nico, co się stało?

Nie mogłem patrzeć jej w oczy spuściłem głowę w dół. Ona natychmiast chwyciła moją twarz w swoje ręce i delikatnie ją podniosła. Spojrzała mi głęboko w oczy. Czułem się jakby czytała moje myśli, czuła to, co ja czułem. Pocałowałem ją w policzek i uciekłem. Bogowie... Co ja zrobiłem. Za bardzo poddałem się uczuciom. Pobiegłem do mojego drugiego ulubionego miejsca. Wszedłem do bocianiego gniazda. Siedziałem tam skulony, smutny i myślałem, że nie mam szans. Ona taka piękna, mądra, odważna, waleczna, wszechstronnie uzdolniona... A ja? Byłem i nadal jestem nikim. Nikt mnie nie kocha oprócz Hazel- mojej siostry. Jestem samolubny, nie ufam ludziom i ogólnie trudno ze mną nawiązać jakikolwiek kontakt. Siedziałem chyba tam z dwie godziny, kiedy usłyszałem jak ktoś wchodzi do bocianiego gniazda. „Jason"- pomyślałem.

-Jason, idź sobie! -krzyknąłem wyładowując całą swój smutek i żal.

-Nico... -odezwał się „ten" głos.

Podniosłem głowę. Na schodach stała Nadia.

-Mogę wejść? -spytała.

-Tak -spuściłem głowę. Mój głos był taki żałosny, że aż sam bym się nad sobą użalił.

Magda usiadła obok mnie i powiedziała:

-Tata zawsze mi mówił, że z życiu trzeba być odważnym. Także, a nawet przede wszystkim, w miłości. Inaczej nie zasmakujemy prawdziwego szczęścia -chyba się zarumieniłem, ponieważ po chwili dodała. -Tylko nie zrozum mnie źle.

-Nie -odpowiedziałem.- Po co tu w ogóle przyszłaś?

-Po pierwsze -zaczęła.- Chciałam cię pocieszyć, po drugie chciałam siebie pocieszyć, a po trzecie chciałam ci coś ważnego powiedzieć.

-A, więc słucham.

-Widzisz... -nie zdążyła powiedzieć, kiedy usłyszeliśmy wołanie.

-Nico, Nadia kolacja podana! –Krzyknął Leo.

-Powiem wam wszystkim po kolacji.

Zeszliśmy z gniazda i weszliśmy do mesy. Nie mogłem się doczekać. To, co Nadia chciała powiedzieć było z pewnością bardzo ważne...


_______________

Teraz już prawda się ujawni...

Do czwartku!

N.A.

Nieśmiertelność za miłość {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz