Rozdział X

394 30 11
                                    

Zaniemówiła. Spojrzała się na mnie, jakbym popełnił morderstwo. Żałowałem, że to powiedziałem. Potem, ku mojemu zdziwieniu, odetchnęła. Znów na mnie spojrzała. Teraz jej wzrok był łagodny, lecz za nim czaiło się coś jeszcze, jakaś tajemnica, którą chciała ukryć.

-Mam go po tacie... -zaczęła mówić, lecz jej głos był niepewny, a zdania... Cóż były to tylko urywki.- Mój tata to... On jest... Był... On... Mój...

-Nie mów niczego, co miałoby ci sprawiać przykrość -powiedziałem.

-Dziękuje ci, synu Hadesa -powiedziała, a w oczach stanęły jej łzy.

Potem zrobiła ruch, którego się nie spodziewałem. Oparła głowę o moje ramię i się do mnie przysunęła. Chwyciła moją dłoń i splotła swoje palce z moimi. Istny żar rozprzestrzenił się po całym moim ciele. Miała zgrabną dłoń. Kiedy już minęła faza pierwszego szoku pocałowałem ją w czoło i powiedziałem najbardziej zatroskanym głosem, na jaki było mnie stać:

-Wszystko będzie dobrze.

Po tych słowach pierwsza łza skapnęła na moją bluzkę. Wolną ręką ją objąłem i położyłem swoją głowę na jej. I tak siedzieliśmy patrząc jak noc przemienia się w dzień. Magdę około 5 zmorzył sen. Wstałem i założyłem buty. Wyszedłem z jej kajuty i cicho wszedłem do swojej. Długo nie pospałem. Obudził mnie huk. Następnie na całym statku zabrzmiał alarm. Wybiegłem pierwszy z kajuty. Miecz oczywiście miałem w ręce. W prawie tym samym czasie drzwi otworzyli inni. W rękach również trzymali broń. Ani razu nie spojrzałem w oczy Nadii. Hałas się powielał.

-Na górę! -krzyknęła Annabeth.

Wszyscy ruszyliśmy po schodach na pokład. Niespodziewanie nad moją głową przeleciał jakiś stwór. Podniosłem miecz, gotowy do ataku. Przede mną wylądowała największa harpia, jaką kiedykolwiek w życiu widziałem. Miała 1,80 metrów wysokości, a rozpiętość skrzydeł wynosiła ponad 3 metry. Za mną moi przyjaciele również powyciągali miecze, a Frank napiął łuk.

-Spokojnie, spokojnie -powiedziała zimnym głosem.- Ja w misji pokojowej.

-Nie sądzę, żeby harpie były kiedykolwiek nastawione pokojowo -powiedziała Piper.     

-Och, widzisz... Od razu mówię wam, żebyście opuścili broń. Myśleliście, że nie przyjdę bez wsparcia?

Po tych słowach z różnych części statku wyłaniały się harpie. Było ich coraz więcej. W końcu wynurzyło się ich ponad 500. Powoli podlatywały i zatoczyły krąg. Niektóre unosiły się w powietrzu. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że czeka nas zacięta walka. Każda harpia była tylko odrobinę mniejsza od... Właśnie, kim ona była?

-Grozisz nam śmiercią przed przedstawieniem siebie? -palnąłem bez zastanowienia. Brzmiało to zbyt odważnie niż bym chciał.

-Oczywiście... To już nie te czasy. Nikt mnie teraz nie rozpoznaje!- Wyglądała na oburzoną.- Jestem Kelajno- jedną z trzech sióstr, z których każda reprezentuje inny aspekt wielkiej burzy. Moje imię oznacza ciemność lub mrok. Jestem harpią, którą napotkał Eneasz. Dałam mu wróżbę jego nadchodzących podróży. I po to samo odwiedziłam was. Macie na pokładzie wyjątkową osobę, która potrzebuje przepowiedni. Nie chowaj się, nie zasłaniaj się innymi. Wyjdź i miej odwagę stanąć przede mną, Nadio.

___________

I jak? Podoba się? 💖💖

To mój dziesiąty rozdział i teraz naprawdę wiem, że niepotrzebnie czekałam AŻ TAK DŁUGO, żeby to opublikować. Wiem, że to dziękowanie staje się już monotonne, ale naprawdę jestem wam BARDZO wdzięczna.

Do wtorku 💞
N.A.

Nieśmiertelność za miłość {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz