Rozdział XXX

194 26 7
                                    

-Proszę, proszę. Syn Hadesa. Co za miłe spotkanie -skłamał Boreasz.- Przyszedłeś tu uratować swoją jedyną, wybraną...?

-Zakazałam ci przyjść tutaj -z trudem powiedziała Nadia, lecz ten głos nie należał do niej. Był on zimny, chropowaty, niemiły. Jakby w jej gardło powoli zamarzało i zamiast dźwięków coraz częściej przebijały świsty. Wiedziałem, że musimy pokonać Boreasza, lecz najpierw musiał on wyleczyć Polkę.

-Po pierwsze nikt nie będzie mi kazał robić czegoś, czego nie chcę. Po drugie dzisiaj są twoje urodziny. Po trzecie masz ją wyleczyć! -w moim głosie brzmiała taka pewność siebie, że aż sam się zdziwiłem.

-Żeby to było takie proste! -odparł Boreasz.

-No to wytłumacz -spróbowałem grać na czas, lecz wiedziałem, że w tej sytuacji nie było to do końca dobre rozwiązanie. Nie wpadłem jednak na lepsze.

-Myślę, że mogę wam trochę przybliżyć tę sprawę... -zaczął opowieść Boreasz.- Mojego dziadka, to jest Hyperiona, brat, czyli Okeanos spłodził Okeanidy. Jedną z nich była Metyda, matka Ateny. Spędziłem z Metydą całe swoje dzieciństwo -spojrzałem na Nadię. Jej oczy stały się dziwnie niebieskie. Usta były coraz bardziej sine. Musiałem coś zrobić.- Razem bawiliśmy się, śmialiśmy. Zakochałem się w niej, a ona we mnie. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Niestety Okeanos nie pochwalał naszej znajomości. Nie lubił mojej matki, czyli Eos. Okeanos pokazał Metydę Zeusowi... On też się w niej zakochał. Biliśmy się. Mój opór był niezłomny, lecz to Zeus wygrał. Miał z Metydą córkę -Boreasz zrobił się granatowy ze złości. Odbiło się to również na Magdzie. Wynikało z tego, że od humoru Boreasza zależało to, czy Polka przeżyje. Mało pocieszające- Porzucił moją ukochaną przy najbliższej okazji! Okeanos zakazał mi się do niej zbliżyć, a potem... Zeus ją zjadł. A w jej miejsce wstąpiła Atena.

Boreasz był strasznie smutny i zdenerwowany. Przez pewną chwilę zrobiło mi się go szkoda, lecz później przypomniałem sobie o Nadii i zdawałem sobie sprawę, że jeżeli magicznie nie polepszy się jego humor ona może umrzeć. Zdenerwowałem się.

-W takim razie nie powinieneś mścić się na dzieciach Ateny, lecz na Okeanosie! Nie rób tego- to przecież nielogiczne! Co one ci złego zrobiły?!

-Nie będziesz mi mówił, co mam robić -odparł Boreasz.

-Ej, to mój tekst -chwyciłem miecz i zaatakowałem boga.

Boreasz był bardzo trudnym przeciwnikiem. Ciąłem mieczem szybciej niż kiedykolwiek. Moje siły były jednak ograniczone. W pewnej chwili spojrzałem na Nadię, a raczej na pustą przestrzeń, po której została. Zapatrzyłem się jednak za długo. W pewnej chwili wielka siła uderzyła w moją pierś. Bezwładny upadłem do tyłu. Ból zawładnął moim ciałem, jakby do każdego skrawka mojego ciała, przeczepiono ciężkie na sto kilogramów odważniki. Z trudem udało mi się podnieść głowę. Pot spływał mi po czole. Spojrzałem na swoje ręce. Były bladoniebieskie. Jak Nadia wytrzymywała ten ból tyle czasu... A w ogóle gdzie ona była? Z trudem podparłem się rękoma.

-Gdzie ona jest? -spytałem szorstko- nie był to mój głos.

-Chcesz przed swoją śmiercią ujrzeć twarz swojej jedynej, tak? Proszę spędźcie swoje ostatnie chwile razem. I tak za chwilę umrzecie! -odparł.

Koło mnie pojawiła się wielka kostka lodu. W niej siedziała Nadia. Wyglądała okropnie. Była cała niebieska. Jej oczy świeciły się jak szkło. Kostka zniknęła, a Polka upadła na podłogę. Chwyciłem jej rękę. Była straszliwie zimna. Mało by nie brakowało, żeby moja dłoń nie skleiła się z jej- tak jak to jest, gdy przytrzyma się dłużej palce na powierzchni metalu, kiedy panuje wielki mróz. Chciała coś powiedzieć, lecz położyłem palec wskazujący na swoich ustach.

-Zrobię coś, ale nie potrzebuję byś się na to zgadzała. Przemyślałem to i... To jest najlepsze wyjście -spojrzała na mnie zaniepokojona.- Reyna w tajemnicy nauczyła mnie przekazywać energię ludziom. Nie umiem robić tego tak jak ona, ale to zawsze coś. Ja umrę, ale ty będziesz żyła.

-O nie... di Angelo... Nie pozwalam... ci... abyś robił... coś takiego... -z trudem łapała powietrze.

-Ja już podjąłem decyzję. Nic jej nie zmieni -powiedziałem.

-Nie... Nico...

-Tak. Kocham cię -pocałowałem ją w czoło.- Żyj szczęśliwie, pokonaj Boreasza i... Nigdy o mnie nie zapomnij.

Następnie chwyciłem mocniej jej dłoń. Po kolei przypominałem sobie swoje najlepsze chwile w życiu, wszystkie szczęśliwe chwile, które pamiętałem, cały sens istnienia. Ból był nie do zniesienia, ale wiedziałem, że robię to dla Nadii. Oddałem jej wszystko. Szczęście, radość, miłość- to już ze mnie wyleciało. Cierpiałem bardzo. Krzyknąłem, jak na torturach. Zimny pot oblał mi skórę. Ostatnią rzeczą, którą zrobiłem, było oddanie Nadii nadziei. Wtedy już nic ze mnie nie pozostało. Moja osobowość jakoby zaginęła- nie było jej. Zostało cierpienie, ból i strach. Znowu krzyknąłem. Trząsłem się z bólu. Usłyszałem krzyk Nadii, jednak przed oczami miałem już wtedy tylko ciemność.

________
Mam nadzieję, że się wam podoba 💞💞

Dziękuję też za wszystkie gwiazdki i komentarze (w szczególności za nie) 💘💘.

Do wtorku 💖💖
N.A.

Nieśmiertelność za miłość {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz