Rozdział XX

269 28 24
                                    

[PROSZĘ O PRZECZYTANIE NOTATKI POD ROZDZIAŁEM]

Lekkie sprostowanie do ostatniego zdania.No nie do końca wszystko powiedziałem Nadii. Zachowałem dla siebie parę osobistych fragmentów. Poza tym... Jeżeli chodzi o moją siostrę... Tylko mi się wydawało... (Obiecuję, że do tematu Bianki powrócę.) Polka słuchała z zaciekawieniem mojej historii.

-Czyli Atena chce mnie zabić, tak? Spodziewałam się tego... -odgarnęła włosy.

-Co w takim wypadku zrobisz?

-Nic. Na razie pójdę na obiad i będę miała gdzieś wszystkie problemy tego świata-powiedziała.

-Tak... Masz rację. Ale ty naprawdę będziesz nas uczyć tańczyć? -spytałem, kiedy szliśmy na pokład.

-Oczywiście! Co myślałeś?

-Może to, że się wymigam...

-O nie, nie, nie! Potrzebuje partnera do tańca!

-Tego jeszcze brakowało... -z zakłopotaniem potarłem ręką o kark.

-Nie marudź! A, i masz usiąść koło mnie na obiedzie- to rozkaz! -uśmiechnęła się.

Więc zająłem swoje miejsce koło Nadii podczas posiłku. Wszyscy byli w dobrych nastrojach. Żartowaliśmy, śmialiśmy się, rozmawialiśmy. Polka bardzo zaprzyjaźniła się z Annabeth. Ucieszyło mnie to. Cóż i tak prędzej, czy później musiało się to zdarzyć. Przecież były siostrami! Gdyby się nie polubiły, byłoby to co najmniej dziwne. Po obiedzie Annabeth zapytała Nadię:

-Mogłabyś coś zaśpiewać?

-No nie wiem... -wahała się.

-Zaśpiewaj! Nie wstydź się! -krzyknęła Kalipso.

-Nie masz czego się wstydzić! -Jason dodał jej otuchy.

-Jak nie chcesz, to ja mogę zaśpiewać! -Leo nie uprzedzając nikogo, wskoczył na stół i wykonał swoją wersję „Single Ladies", fałszując i trzepiąc się przy tym niczym dziki, nieokiełznany i chory na ADHD wół piżmowy (Nie, żebym kiedykolwiek w swoim życiu widział trzepiącego się woła piżmowego, a do tego dzikiego, nieokiełznanego i chorego na ADHD). Byłbym zapomniał! Pięknemu występowi towarzyszył dźwięk tłuczonych talerzy, których Leo zapomniał zdjąć przed wejściem na scenę.

Po skończeniu jakże przepięknego występu (Mam nadzieję, że czuć tę ociekającą sarkazmem wypowiedź), mesa wyglądała jak po przejściu huraganu. Wszędzie leżały kawałki stłuczonego szkła. Nie tylko tego. Widać było też piękną, dorodną skórkę od banana, której jednak Leo nie zauważył, zaślepiony swoją dumą z występu, wykonanego przed chwilą i zeskakując ze „sceny", oczywiście musiał się o nią poślizgnąć.

Podsumowując: wielki, nieokiełznany wół piżmowy wleciał do mesy, wskoczył na stół wrzeszcząc na całe gardło swoją wersję „Single Ladies", co brzmiało raczej jak torturowanie kota, potłukł wszystkie talerze i szklanki oraz zeskakując z mebla wywalił się o skórkę z banana. 

Leo leżał na podłodze po mojej prawej i kurczowo trzymał się swoich mięśni pośladków.

-Nic ci się nie stało, Leo? -spytała Kalipso, nawet nie trudząc się podniesieniem z miejsca.

-Nie, nie, nic... Aua! Mój piękny tyłek! -krzyknął.

-Leo... A tak w ogóle jakiego rodzaju tanecznego był ten układ? -spytał Frank, który nadal nie mógł otrząsnąć się z szoku.

-Nie widać?! Miał to być seks-taniec. Czyż nie okazałem wam wszystkim moich wdzięków? -uśmiechnął się niczym psychopata.- Przecież jestem taki seksowny!

Nieśmiertelność za miłość {ZAKOŃCZONE}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz