15

6.8K 364 84
                                    

— A takie babskie ploteczki! — krzyknął Zabini.

— Nie zapominaj o mnie! Ja babą nie jestem — powiedział podirytowany blondyn. Zaśmiałem się.

— Mogę dołączyć? — zapytałem.

— Jasne Harry! — powiedziała Hermiona i klepnęła miejsce po jej prawej stronie, które było wolne.

Cały czas żartowaliśmy i śmialiśmy się. W międzyczasie dosiadła się do nas Rose. Nawet nie zauważyłem, kiedy Ron wyszedł z Wielkiej Sali wkurzony i czerwony na całej twarzy.

//Rose//

Miło rozmawiało nam się na kolacji. Po pewnym czasie przypomniałam sobie o czymś ważnym.

— Harry! Kiedy są nabory do drużyny? — zapytałam.

— Eeee... Gdzieś za dwa tygodnie, a co? Chciałabyś spróbować? — zapytał.

— Najpierw muszę się nauczyć latać! — zaśmiałam się.

— Mogę ci pomóc! — zaproponował chłopak.

— Naprawdę? Dziękuje! — powiedziałam i przytuliłam go.

//Hermiona//

Gdy wszyscy już się najedliśmy, razem ruszyliśmy w stronę Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych. Chcieliśmy się bardziej poznać... Tak naprawdę, to mimo że z Malfoyem i Zabinim chodzimy do szkoły już siedem lat, nie znamy się prawie w ogóle.

Zagraliśmy w dwadzieścia pytań. Oczywiście Malfoy i Zabini wyjęli Ognistą i poczęstowali nią Harry'ego. Nawet nie wiem, kiedy wszyscy zasnęliśmy. No super, a jutro wtorek i pierwsza transmutacja. Znowu.

//Ginny//

Obudziłam się i od razu zaczęła boleć mnie szyja. Dopiero po chwili zorientowałam się dlaczego.

Spałam na podłodze. Zauważyłam, że nikt jeszcze nie wstał. Złapałam rękę Hermiony i spojrzałam na jej zegarek.

Było wpół do dziesiątej. Zaraz, zaraz... Transmutacja zaczyna się we wtorki za dziesięć dziewiąta!

— O nie... Nie, nie, nie, nie. Nieeeeeeeee! — zaczęłam krzyczeć. — Wszyscy wstawać! Od ponad trzydziestu minut trwa transmutacja! — krzyczałam najgłośniej jak mogłam. — Wstawać lenie! — Wszyscy zerwali się z podłogi w tym samym czasie.

— Że co?! McGonagall nas zabije! — powiedziała wystraszona Hermiona.

Szybko pobiegła do swojej sypialni, a zaraz po niej Malfoy, do swojej. Ja i reszta wybiegliśmy i poszliśmy po nasze rzeczy. Kilka minut pózniej wszyscy spotkaliśmy się przed salą i wpadliśmy jak burza.

— Pani profesor, przepraszamy za spóźnienie!

— Nie chcieliśmy!

— Przepraszamy, to się więcej nie powtórzy! — Wszyscy mówiliśmy w tym samym momencie, przez co pani profesor pewnie nic nie zrozumiała.

— Panno Granger. Niech mi to pani wytłumaczy — powiedziała surowym tonem.

— Pani profesor, bardzo przepraszamy. Wczoraj wieczorem... My... Uczyliśmy się razem i zasnęliśmy... A rano... Straciliśmy poczucie czasu. To się więcej nie powtórzy — powiedziałam. Pani profesor westchnęła.

— Dobrze, siadajcie — powiedziała. — Skoro są już wszyscy, to muszę Wam coś powiedzieć. Mówię to teraz, a nie na uczcie ponieważ Obronę Przed Czarną Magią macie po tej lekcji. Nowy nauczyciel już jest. Nazywa się Lucas Collins. Był uczniem Durmstrangu. — Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej dzwonek i wszyscy ruszyli do wyjścia.

//Hermiona//

Ruszyliśmy pod salę od Obrony Przed Czarną Magią. Byłam ciekawa, jaką technikę uczenia nas, będzie stosował nowy nauczyciel...

— Prawda, Hermiono? — Usłyszałam.

— Proszę? — zapytałam zdezorientowana.

— Ugh... Mówię, że przekonałaś się już do latania, prawda?

— Tak, to prawda. To dzięki wam. Przez ten wiatr we włosach, przestałam myśleć o wojnie, wtedy pierwszy raz od tamtego czasu byłam szczęśliwa... — powiedziałam.

Zadzwonił dzwonek.
Weszliśmy do sali, usiadłam tym razem z Rose. Przy biurku stał wysoki brunet, wyglądał na około dwadzieścia sześć lat.

— Witam wszystkich! Nazywam się Lucas Collins i będę waszym nauczycielem od Obrony Przed Czarną Magią. Od razu mowię, że na moich lekcjach często będziemy pracować w parach lub grupach. — Spodobał mi się ten pomysł. Rzeczywiście, można wtedy bardziej zintegrować uczniów.

Cała lekcja minęła bardziej organizacyjnie, przedstawialiśmy się i pan Collins próbował zapamiętać nasze imiona. Pierwszy nauczyciel, który mówi do uczniów po imieniu.

Następną miałam Numerologię. Siedzę na niej sama i szczerze mówiąc nie przeszkadza mi to. Pożegnałam się z resztą i ruszyłam pod salę. Po chwili zadzwonił dźwięk i weszłam do środka. Usiadłam w ławce i wyjęłam książki.

— Tutaj wolne? — zapytał mnie chłopak. Skądś go kojarzę...

— Tak...

— Teodor Nott — powiedział. Podał mi rękę i uśmiechnął się.

— Hermiona Granger. — Odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłam jego dłoń. Już go pamiętam. Jest Ślizgonem, ale nigdy nam nie dokuczał. Z tego co pamiętam, na przerwach zawsze czytał książki i często widywałam go w bibliotece.

— Gdzie siedziałeś na poprzednich lekcjach? — zapytałam.

— Nie było mnie, bo leżałem w Świętym Mungu. Jeden Śmierciożerca był na wolności i oberwałem od niego zaklęciem. Ale złapali go Aurorzy — powiedział.

— Cisza! — powiedziała profesor Vector.

Do końca lekcji już nic nie mówiliśmy, chyba że profesorka o coś zapytała. Kolejny Ślizgon.

Ten rok będzie wyjątkowy.

Cały dzień minął strasznie szybko. Wróciłam do swojego pokoju i położyłam się na łożku. Zasnęłam i ominęła mnie kolacja.

Obudziłam się rano, w środę. Zaczynałam dzisiaj lekcje Zielarstwem. Gdy byłam gotowa, zeszłam na śniadanie. Nikogo znajomego nie widziałam.

Dziwne.

lost love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz