8 - Grób i łzy

376 50 7
                                    


Wróciłem do domu koło godziny szóstej nad ranem i zanim położyłem się spać, przystanąłem na  chwilę przed lustrem, obserwując ranę na swoim czole. Rozcięcie otoczone było fioletowym siniakiem, które razem wyglądały okropnie. Sama rana miała na oko ze cztery centymetry długości i centymetr szerokości, a zaczynała się jeszcze we włosach, po lewej stronie.

Westchnąłem i poszedłem spać, uprzednio łykając tabletkę przeciwbólową, gdyż ból zdawał się rozsadzać mi czaszkę.
Jednak nie dane było mi nacieszyć się snem, ponieważ trochę więcej niż godzinę później mama wparowała do mojego pokoju, z przejęciem oznajmiając mi, że w szkole wybuchł pożar i przez kilka najbliższych dni będę musiał siedzieć w domu.

Odpowiadałem jej jedynie "uhum", przez większość czasu, błagając w duchu, żeby już sobie poszła. A kiedy tylko zniknęła, dziękowałem Bogu, że nie zauważyła rany, po czym znów zapadłem w sen.

Śniłem o zjawie - o przerażającej, czarnej dziurze zamiast twarzy i o tym, jak każdy mógłby nią być. Wyobrażałem sobie Reinald, która stała tam z szyderczym uśmiechem, mając krew na rękach, ale to zwyczajnie mi nie pasowało. Rei, wyglądająca jak mała, urocza wróżka, ze swoją energią i radością oraz gadatliwością, a nie jak morderca, który mógłby spalić szkołę.

Ze wszystkich osób, które poznałem z takiej, a nie innej strony, po prostu nikt nie mógł być zjawą. Lecz ktoś przecież musiał, według teorii Nialla. Tylko właściwie, jaką on miał teorię? Co takiego wiedział, a co wciąż pozostawało tajemnicą?

Musiałem zadać mu te pytania, skoro mieliśmy współpracować przy zniszczeniu zjawy. Musiałem wszystko wiedzieć, inaczej to nie miałoby żadnego sensu. 

Poczułem klepanie w policzek, które zaczęło wybudzać mnie z mojego płytkiego snu, a gdy w końcu uniosłem powieki, jedyne co widziałem, to twarz Horana.

- Leżysz na mnie? - Spytałem, marszcząc brwi. Moja umiejętność myślenia na chwilę utknęła między snem, a jawą, więc zupełnie niczego nie rozumiałem

- Tak - zaśmiał się, przewracając na miejsce obok mnie. - Jak ci się spało?

- Jak wszedłeś do mojego domu? - Obróciłem się na lewy bok, by być twarzą do niego. Szeroki uśmiech rozświetlał jego twarz, kiedy patrzył na sufit. Dźgnąłem go delikatnie palcem, żeby sprawdzić, czy naprawdę tutaj jest. On, w moim domu, czego zawsze odmawiał? 

- Oknem na dole. Błogosławię twoją mamę za to, że zapomniała je zamknąć. - Usiadł gwałtownie i wskazał, bym zrobił to samo, a po tym wyciągnął apteczkę. - Będzie bolało - oznajmił, zaciskając wargi, a ja jedynie westchnąłem.

Chwilę po tym zaciskałem pięści i zęby, zgrzytając przy tym nimi niemiłosiernie, kiedy Niall przemywał ranę. Miał rację - bolało jak jasna cholera, ale przecież nie chciałem, by wdało się tam jakieś zakażenie, więc po prostu pozwoliłem mu robić to, co robił, a on patrzył na mnie z przepraszającą miną. Przecież wiem, że  nie chciał zrobić mi krzywdy, a jedynie pomóc.

Kiedy skończył, moje czoło zdobił sporych rozmiarów plaster, ale to i tak było lepsze od gigantycznego rozcięcia.

- Dziękuję - odpowiedziałem z ulgą, choć wciąż czułem pulsujący od rany ból.

- W porządku, teraz obiad i idziemy! - Wstał z łóżka, sprzątając przy tym wszystkie rzeczy, a ja zmarszczyłem brwi.

- Która tak właściwie godzina? - Spytałem, a wtedy Niall wyciągnął telefon z kieszeni. I to nie byle jaki, bo prawdziwy iphone, przez co rozszerzyłem oczy ze zdziwienia, a on, jak zwykle, swoimi przewrócił. 

Zjawa | √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz