14 - Zaskakujące zakończenie

200 41 5
                                    

Niedzielny poranek był deszczowy, chłodny i wietrzny jak nigdy w Aprench. Tak jakby natura czuła, że dziś wszystko dobiegnie końca. Byłem w jakimś stopniu podekscytowany, choć nie do końca wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Mimo wszystko, czułem się tak gotów, jak nigdy. 

- Twoja mama jest w pracy? - Spytał Niall, kiedy przygotowywałem śniadanie. Miałem nadzieję, że nie śledzi każdego mojego ruchu, kiedy krył do stołu. Ręce mi się trzęsły, gdy odmierzałem krople nasenne, bojąc się, że je przeleję, lub że będzie ich za mało. Nie było tutaj miejsca na żadną, nawet najmniejszą pomyłkę, co nieco mnie stresowało.

- Tak - odparłem krótko, zalewając kubki z herbatą gorącą wodą. Nie było mowy, żebym pomylił naczynia, ale i tak pociłem się ze stresu. Dosypałem cukru i przemieszałem, biorąc głęboki oddech.

Postawiłem je na stole, ostatni raz sprawdzając, czy się nie mylę, tak w razie czego, a po tym posłałem mu delikatny uśmiech. Pocałował mnie przelotnie, nim usiadł na krześle i zaczął jeść naleśnika. 

- Spędzimy dziś leniwy dzień w łóżku? - Spytałem, przełykając z trudem ślinę. Bałem się, że głos mi zadrży, ale na szczęście nic takiego się nie stało, więc mogłem być z siebie dumny.

- Jeśli chcesz - mruknął, upiwszy pierwszy łyk herbaty. Serce podeszło mi do gardła, kiedy go obserwowałem, więc postarałem się wymusić ładny uśmiech. 

Szybko skończyliśmy posiłek, pozmywaliśmy i udaliśmy się do mojego pokoju, gdzie od razu położyliśmy się na łóżku, a Niall ziewnął przeciągle. Powoli zacząłem się rozluźniać, ponieważ jeszcze chwilę temu Horan był pełen energii, która zdawała się go rozsadzać, a teraz miałem pierwszy sygnał tego, że krople zaczynają działać.

- Jesteś spięty - mruknął sennie, układając się wygodniej w moich ramionach.

- Wydaje ci się - odpowiedziałem cicho, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni.

- Mhm, kocham cię - powiedział chwilę przed tym, jak jego oddech się unormował.

Czułem ogromne wyrzuty sumienia, kiedy szczelnie przykrywałem go kołdrą, ale wiedziałem, że dobrze robię, bo jeśli coś poszłoby nie tak, nigdy bym sobie nie wybaczył. Tutaj był bezpieczny.

- Ja ciebie też - mruknąłem, całując jego czoło. - Przepraszam.

Pozbierałem wszystkie potrzebne mi rzeczy do plecaka, ubrałem się ciepło i modliłem, żeby wszystko poszło po mojej myśli.

Droga na cmentarz wydawała się okropnie długa i stresująca, a ja już w połowie byłem przemoczony - miałem wrażenie, że z moich butów zrobiły się gąbki i chodzenie było niezwykle nieprzyjemne, ale determinacja wynagradzała mi każdą niedogodność. Szedłem to zakończyć i nic nie mogło mnie powstrzymać. I choć był dzień, cmentarz był opustoszały, co było kolejną przyjemnością, ponieważ musiałem rozkopać grób. 

Robiłem wszystko szybko i sprawnie, czekając tylko, aż się zjawi. Czułem, że będzie tutaj całkiem niedługo, ale miałem na szczęście czas, żeby wszystko zorganizować.

Położyłem ząb w pudełku w dziurze, na nagrobku umieściłem imię i nazwisko, mając nadzieję, że nic się nie zmyje. A potem usiadłem na ławeczce obok grobu i czekałem, patrząc na zdjęcie, które ze sobą zabrałem. Czułem się dziwnie spokojny i szczęśliwy, że mi się udało. Przechytrzyłem go, ale zdawałem sobie również sprawę, że odpuścił. Poddał się.

- To nie musiało tak wyglądać - powiedziałem po chwili, nie odrywając wzroku od jego twarzy, kiedy poczułem przenikliwy chłód.

- Wiem - odpowiedział. Uniosłem wzrok i spojrzałem na niego ze smutkiem w oczach, który i tak nie mógł się równać z tym, który widniał w tych jego.

Zjawa | √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz