4/10
Ponownie trwałam w koszmarze. SZPITAL. Zamknięta w czterech ścianach bez możliwości wyjścia na zewnątrz. Trzy tygodnie w jednym pomieszczeniu, gdzie śmierdzi chemikaliami, aż się rzygać chce. Najgorsze jest to, że to sala dla jednego pacjenta. Nie ma z kim porozmawiać. Zostaje tylko i wyłącznie własny mózg. W taki właśnie sposób powstała Annabeth. Zapytacie pewnie kim jest Annabeth. Otóż jest to wymysł mojej wyobraźni. Ale po co mi ktoś taki? Żeby nie zwariować. A może już zwariowałam? Trudno stwierdzić.
-Zaraz ktoś wejdzie. -Mruknęła dziewczyna latając pod sufitem.
-Co? -Zdziwiłam się.
-To co mówię, nie udawaj idiotki Meg. -Zrobiła koziołka w powietrzu.
-No tak, spokojnie. -Wypuściłam powietrze. Kilka sekund później ktoś rzeczywiście zapukał do drzwi. -Proszę! -Odparłam i poprawiłam trochę włosy.
-Witaj Meghan. -Moim oczom ukazał się sam dyrektor Hogwartu. Znowu mnie wyciągnie z tego przeklętego miejsca? Oby, bo nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam..
-Dobry.. -Mruknęłam.
-Mam jakby Déjà vu. A ty? -Zapytał staruszek i usiadł na krześle obok łóżka.
-Też.. -Przyznałam. -Czy Profesor jest w stanie mnie stąd wydostać? Nie chcę tu siedzieć. Zaczynam wariować. Mój mózg wytworzył sobie postać, która nie istnieje! Czy to schizofrenia? -Zaczęłam gadać jak najęta.
-Spokojnie Meghan, spokojnie. -Zaczął mnie uspokajać Dumbledore. -To nie jest żadna schizofrenia. Inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi. -Puścił do mnie oczko. -Za tydzień Hogwart, więc w jakiś sposób powinienem Cię stąd wydostać. -Uśmiechnął się.
-Ale jak? Przecież to nie jest Skrzydło Szpitalne i Pani Pomfrey! -Machałam rękami chcąc podkreślić jak bardzo ta sytuacja jest do dupy.
-Nie martw się, coś na to poradzimy. -Powiedział. Drzwi ponownie się otworzyły i do sali weszła moja doktorka, Pani McLie. -Dzień dobry. -Kiwnął głową Dumbledore w stronę kobiety.
-Witam dyrektorze. Co Pan tu robi? Nie wolno do tak -Pstryknęła palcami. -wchodzić do pacjentów. -Na jej twarzy pojawił się lekki grymas.
-Przepraszam, więcej się to nie powtórzy. -Dyrektor podniósł ręce w geście obronnym. -Chciałem z Panią porozmawiać. -Dodał.
-W jakiej sprawie? -Zdziwiła się.
-W kwestii wypisu Meghan..
***
Stałam przed witryną, czyli wejściem do Munga z torbą. Czekałam na dyrektora dobre dziesięć minut. Kazał mi zaczekać, żeby potem przeteleportować się do Kwatery Głównej.
-No chodź złap mnie za rękę. -Powiedział dziarsko dyrektor przechodząc prze witrynę sklepową. Chwyciłam się ramienia staruszka i poczułam szarpnięcie w okolicy pępka. W następnej chwili staliśmy już w kuchni na Grimmauld Place 12. Z kredensu wyszedł zdziwiony Syriusz.
-Nie spodziewałem się was. Hej Meghan! -Podszedł do mnie i zaczął mnie przytulać.
-Udusisz. -Wychrypiałam. Black puścił mnie natychmiast ze swoich objęć i poczochrał moje włosy.
-Dobrze to zostawiam już Pannę Roger pod twoja opieką Syriuszu. -Uśmiechnął się dyrektor i teleportował się.
-Czego szukałeś w kredensie? -Zapytałam.
-Wiesz odkąd uwięzili Cię w Mungu ktoś musi gotować.. -Podrapał się po karku. -A dzisiaj moja kolej.. -Uśmiechnął się krzywo.
-Chodź pomogę Ci. -Powiedziałam śmiejąc się i położyłam torbę na ławie. Weszłam do kredensu i wzięłam potrzebne rzeczy na gulasz. Po chwili stałam już przy garach mieszając mięso, sos itd w garnku.
-Ratujesz mi dupę. -Mruknął Syriusz i podał mi otworzoną butelkę piwa kremowego.
-Nic wielkiego. -Wzruszyłam ramionami i oparłam się o blat biorąc łyka napoju.
- No Syriuszu ciekawa jestem co nam przygotowałeś na kolację.. -Dotarł do mnie głos Pani Weasley. -Meghan! -Krzyknęła kobieta i podbiegła do mnie sprintem jakby to był wyścig.
-Ktoś powiedział Meghan? -Na dole od razu zjawili się bliźniacy. Oni chyba też brali udział w biegu po kuchni na czas. Po chwili byłam duszona przez dwóch rudych osobników. Fred pocałował mnie namiętnie, a reszta tylko uśmiechała się głupkowato.
-No siadajcie do stołu. -Powiedziałam i zaczęłam nakładać potrawę do misek.
-KOLACJA! -Wrzasnęli bliźniacy. Jak na zawołanie pojawiła się reszta osobników domu. Wszyscy się ze mną witali, pytali jak się czuję itd, a ja po prostu byłam zadowolona, że siedzę z nimi tutaj, a nie samotnie w czterech ścianach.
***
-Mam nadzieje, że nie przyniesiecie mi wstydu w tym roku. -Mówiła Pani Weasley, kiedy wychylaliśmy się całą siódemką przez drzwi Express Hogwart. -Wszyscy maci być grzeczni i nie wpadać w żadne kłopoty. -Ciągnęła swój monolog kobieta.
-Spokojnie mamo. Nic wielkiego się nie stanie. -Przewróciła oczami Ginny.
-Już lećcie zajmijcie sobie miejsca. -Powiedziała i pomachała na pożegnanie. Miałam zamiar już iść wraz z Harry'm i Ginny poszukać przedziału, gdyż Ron i Hermiona byli zmuszeni usiąść z Prefektami, kiedy dotarł do mnie głos Lupina.
-Meghan poczekaj. -Odwróciłam się. Przede mną stała przynajmniej połowa Zakonu. Patrzyli na mnie z politowaniem.
-Tak? -Zapytałam podenerwowana.
-Uważaj na siebie. Masz wyjść z anoreksji. -Powiedział Moody ostro.
-Oj Szalonooki nie bądź taki ostry. -Mruknęła Tonks w stronę mężczyzny. -Po prostu postaraj się z tego wyjść . -Uśmiechnęła się do mnie.
-Dobra.. -Mruknęłam.
-No leć już. -Ponaglił mnie Moody. Posłałam im uśmiech i odwróciłam się idąc powoli. Chciałam znaleźć przyjaciół.
-Miałeś jej powiedzieć.. -Usłyszałam pełen pretensji głos Pani Weasley.
-Jeszcze no to nie czas Molly, jeszcze nie.. -Odpowiedział.
~~~~
Meghan: Czemu nam to robisz?!
Meghan: *milczy i wypatruję się w ścianę*Remus: Remuuus pamiętasz mnie jeszcze? XD
Remus: Co do..?Syriusz: Może ty mnie pamiętasz?
Syriusz: Eeeee my się znamy?Cedrik: Wiesz co? Rozejm.
Cedrik: *podaje rękę na znak rozejmu*
~~~~
Ludzie! _syr97_ ,która sprawdza każdy rozdział ma dzisiaj urodziny! Złóżcie jej życzenia uro 😉
CZYTASZ
Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred Weasley
FanfictionZanim zaczniesz czytać musisz wiedzieć, że jest tu pełno błędów ortograficznych, gramatycznych itp. Kiedy zaczynałam to pisać moje zdolności pisarskie nie były zbyt dobre, co nie znaczy, że teraz takie są. Poprawiona wersja znajduje się na moim prof...