63.

880 63 6
                                    




Ciemna, wilgotna cela przesiąknięta cierpieniem i krzykiem. Biała, obdarta suknia do połowy ud, czarna blizna, niczym roślina oplatające całe chude jak patyk ciało i rany, z których sączy się krew. Stoję naprzeciw NIEGO. Bezbronna, słaba, z ostatkiem sił. Nic nie mogę zrobić. On ma różdżkę, której nie posiadam. On jest w miarę silny, a ja nie.

-Dlatego właśnie tutaj tkwisz. -Z jego ust wychodzą te cztery nic nie znaczące dla mnie w tej chwili słowa.

Zrywam się oddychając ciężko. To tylko sen, tylko sen powtarzam w głowie dwa słowa jak mantrę. Uspokój się Meghan.. Siedzę na łóżku w Skrzydle Szpitalnym, a wokół mnie stoi Harry, Hermiona, Ron i Dumbledore.

-Co się stało? -Patrzę na każde z nich po kolei z przerażoną miną. Do pomieszczenia wchodzi Severuse Snape ze swoją kamienną twarzą.

-Masz. -Mówi oschle i wciska mi w dłonie fiolkę z fioletową miksturą w środku. -Wypij. -Patrzę na dyrektora, który przytakuje pewnie głową, a jego kąciki ust lekko opadają w dół. Biorę łyk ohydnej substancji na raz i zaraz potem kaszle, gdyż smakiem jest bardzo zbliżona do eliksiru wielosokowego.

-Co to było? -Krzywię się.

-Eliksir wzmacniający. -Warczy Sanpe i siada na krześle obok dyrektora, który wstaje w tej samej sekundzie gdy Nietoperz usadawia swoje cztery litery na drewnianym meblu.

-Tak jak myślałem Exitus wysysa z ciebie praktycznie wszystko. -Wypowiedź Profesora zostaje przerwana, a drzwi ponownie się otwierają. Do środka wbiegają bliźniaki (kto się za nimi stęsknił? xd).

-Meghan! -Krzyczą jednocześnie i podbiegają do mnie szybko. Fred siada obok mnie i przyciąga do siebie, a George usadawia się w nogach.

-Jak już mówiłem -Odchrząkuje Dumbledore. -Exitus wysysa z ciebie życie i pozostawia trwały ślad w postaci blizny, która jak na razie jest mało widoczna. -Spoglądam na znamię.

-To ją niszczy! -Oburza się mój chłopak i przytula strasznie mocno, tak że ledwo mogę się ruszyć.

-Ale tym samym niszczy też kontakt z Czarnym Panem. -Fuka Snape. -A tego i tak mamy już nad to przez Pottera. -Dodaje.

-Ale.. -Zaczyna George. Nie słyszę jednak o czym zgromadzeni dyskutują później, bo najzwyczajniej w świecie moje powieki opadają w dół, a ja odpływam do krainy snów.

***

Otwieram oczy i widzę klatkę piersiową Freda. Déjà vu. Wtulam się w mojego mężczyznę, a z mojego gardła wydobywa się dźwięk niezadowolenia.

-Ciii. -Szepcze i zaczyna gładzić moje plecy. -Dumbledore stwierdził, że to czy użyjesz Exitusa czy nie będzie zależne tylko i wyłącznie od ciebie. -Patrzę na niego.

-Skoro to zapobiega kontaktowi z tym debilnym Marmurem to chyba nie mam zbyt wielkiego wyboru (tak, nazwałam Voldzia Marmurem :')).

***

Pani Pomfrey przetrzymała mnie jeszcze przez kilka dni w swojej świątyni. Bliźniacy musieli wrócić do swojego sklepu, który niby też był mój i zaraz po moim przebudzeniu w dni dyskusji zniknęli. Malfoy przychodził do mnie codziennie po kilka razy. Dziwnie to wyglądało, ale to w końcu mój przyjaciel, nie? Wróciłam na zajęcia w piątek, a w sobotę miał się odbyć mecz Quidditcha Gryffindor vs Slytherin.

-Nie zagrasz po użyciu Exitusa. -Powtarzał mi Harry w kółko. Moja odpowiedź zwykle brzmiała tak:

-Luzuj banana młody. -Zaraz po tym zmieniałam temat. Najbardziej, o dziwo zamiast Pottera, denerwowały mnie jednak wypowiedzi na mój temat: "To dziwne, że tak znika co jakiś czas.", "Zastanawia mnie gdzie była.", "Ciekawe co jej się znowu stało.", "To jakiś dziwoląg."

Sobotniego ranka wstałam bardzo wcześnie. Założyłam szaty drużyny Gryfonów i wyszłam z wieży. Podczas drogi do Wielkiej Sali spotkałam Draco. Nie była to jego część zamku, nie miał również szaty swojej drużyny.

-Co ty tu robisz? -Zapytałam i oparłam się o swoją miotłę.

-Ja.. Emm.. No.. Szukam łazienki. -Zaczął drapać się po karku. Ślizgońska lewa brew, choć powinnam ją teraz nazwać Gryfońską brwią, powędrowała do góry. -W mojej części skończył się papier. -Dodał szybko.

-Masz. -Podałam mu chusteczki.

-Dlac..

-Mam katar. -Wyjaśniłam. -Leć, poczekam na ciebie i pójdziemy razem na śniadanie.

-No dobra.. -Mruknął. Czekałam na niego dość długo, ale w końcu wrócił. Ruszyliśmy do Wielkiej Sali. Moje pechowe nogi plątały mi się i kilka razy prawie zaliczyłam glebe. Smok na szczęście mi pomagał, aż w pewnym momencie wziął mnie na barana.

-Draco postaw mnie. -Zaczęłam się śmiać.

-Wywalisz się. -Powiedział poważnym głosem, ale nie do końca.

-Załamiesz się. -Próbowałam go przekonać.

-Jasne, jasne suchelcu. -Odparł i w taki oto sposób dotarliśmy na miejsce. Postawił mnie ostrożnie na ziemi i uśmiechnął. -Powodzenia na meczu.

~~~~


Lily&James:

Lily ja doprecyzuję: czy było kilku facetów tak skrajnie zdesperowanych, że rozmawiali o tym jak zaciągnąć dziewczynę gdziekolwiek i zgwałcić, bo żadna nie poszłaby z nimi z własnej woli? Poza tym że James miewał dziwne odpały w stosunku do Ciebie, ale to się nie liczy, bo on tylko pytał o rady Syriusza i Remusa a nie gadał z innymi desperatami. No i... James, nie chodziło Ci wtedy przypadkiem o uwiedzenie a nie gwałt?

Lily: Co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą..

James: Uwiedzenie..



Rokwood: Wara od Freda!No chyba że.........AVADA KEDAVRA

Rookwood: *teleportuje się w bezpieczne miejsce*



Fred&George: Mam do was propozycję nie do odrzucenia!Wbijamy do Hogwartu i robimy tyle kawałów ile się da!A tak przy okazji FRED UWAŻAJ NA ŚCIANY I ROKWOODA!!!!!!!!!

Fred&George: Nie uczęszczamy już do Hogwartu, ale chętnie posłuchamy twoich pomysłów. Tak btw..

Fred: Odczepcie się od tego idioty i jego ścian, bo mam to już wyryte w pamięci..






CIEKAWOSTKA!

Eliksir odporności stworzony przez Snapea usypia na jakiś czas, więc Meghan nie zemdlała, czy coś..

Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz