Ciemna, wilgotna cela przesiąknięta cierpieniem i krzykiem. Biała, obdarta suknia do połowy ud, czarna blizna, niczym roślina oplatające całe chude jak patyk ciało i rany, z których sączy się krew. Stoję naprzeciw NIEGO. Bezbronna, słaba, z ostatkiem sił. Nic nie mogę zrobić. On ma różdżkę, której nie posiadam. On jest w miarę silny, a ja nie.-Dlatego właśnie tutaj tkwisz. -Z jego ust wychodzą te cztery nic nie znaczące dla mnie w tej chwili słowa.
Zrywam się oddychając ciężko. To tylko sen, tylko sen powtarzam w głowie dwa słowa jak mantrę. Uspokój się Meghan.. Siedzę na łóżku w Skrzydle Szpitalnym, a wokół mnie stoi Harry, Hermiona, Ron i Dumbledore.
-Co się stało? -Patrzę na każde z nich po kolei z przerażoną miną. Do pomieszczenia wchodzi Severuse Snape ze swoją kamienną twarzą.
-Masz. -Mówi oschle i wciska mi w dłonie fiolkę z fioletową miksturą w środku. -Wypij. -Patrzę na dyrektora, który przytakuje pewnie głową, a jego kąciki ust lekko opadają w dół. Biorę łyk ohydnej substancji na raz i zaraz potem kaszle, gdyż smakiem jest bardzo zbliżona do eliksiru wielosokowego.
-Co to było? -Krzywię się.
-Eliksir wzmacniający. -Warczy Sanpe i siada na krześle obok dyrektora, który wstaje w tej samej sekundzie gdy Nietoperz usadawia swoje cztery litery na drewnianym meblu.
-Tak jak myślałem Exitus wysysa z ciebie praktycznie wszystko. -Wypowiedź Profesora zostaje przerwana, a drzwi ponownie się otwierają. Do środka wbiegają bliźniaki (kto się za nimi stęsknił? xd).
-Meghan! -Krzyczą jednocześnie i podbiegają do mnie szybko. Fred siada obok mnie i przyciąga do siebie, a George usadawia się w nogach.
-Jak już mówiłem -Odchrząkuje Dumbledore. -Exitus wysysa z ciebie życie i pozostawia trwały ślad w postaci blizny, która jak na razie jest mało widoczna. -Spoglądam na znamię.
-To ją niszczy! -Oburza się mój chłopak i przytula strasznie mocno, tak że ledwo mogę się ruszyć.
-Ale tym samym niszczy też kontakt z Czarnym Panem. -Fuka Snape. -A tego i tak mamy już nad to przez Pottera. -Dodaje.
-Ale.. -Zaczyna George. Nie słyszę jednak o czym zgromadzeni dyskutują później, bo najzwyczajniej w świecie moje powieki opadają w dół, a ja odpływam do krainy snów.
***
Otwieram oczy i widzę klatkę piersiową Freda. Déjà vu. Wtulam się w mojego mężczyznę, a z mojego gardła wydobywa się dźwięk niezadowolenia.
-Ciii. -Szepcze i zaczyna gładzić moje plecy. -Dumbledore stwierdził, że to czy użyjesz Exitusa czy nie będzie zależne tylko i wyłącznie od ciebie. -Patrzę na niego.
-Skoro to zapobiega kontaktowi z tym debilnym Marmurem to chyba nie mam zbyt wielkiego wyboru (tak, nazwałam Voldzia Marmurem :')).
***
Pani Pomfrey przetrzymała mnie jeszcze przez kilka dni w swojej świątyni. Bliźniacy musieli wrócić do swojego sklepu, który niby też był mój i zaraz po moim przebudzeniu w dni dyskusji zniknęli. Malfoy przychodził do mnie codziennie po kilka razy. Dziwnie to wyglądało, ale to w końcu mój przyjaciel, nie? Wróciłam na zajęcia w piątek, a w sobotę miał się odbyć mecz Quidditcha Gryffindor vs Slytherin.
-Nie zagrasz po użyciu Exitusa. -Powtarzał mi Harry w kółko. Moja odpowiedź zwykle brzmiała tak:
-Luzuj banana młody. -Zaraz po tym zmieniałam temat. Najbardziej, o dziwo zamiast Pottera, denerwowały mnie jednak wypowiedzi na mój temat: "To dziwne, że tak znika co jakiś czas.", "Zastanawia mnie gdzie była.", "Ciekawe co jej się znowu stało.", "To jakiś dziwoląg."
Sobotniego ranka wstałam bardzo wcześnie. Założyłam szaty drużyny Gryfonów i wyszłam z wieży. Podczas drogi do Wielkiej Sali spotkałam Draco. Nie była to jego część zamku, nie miał również szaty swojej drużyny.
-Co ty tu robisz? -Zapytałam i oparłam się o swoją miotłę.
-Ja.. Emm.. No.. Szukam łazienki. -Zaczął drapać się po karku. Ślizgońska lewa brew, choć powinnam ją teraz nazwać Gryfońską brwią, powędrowała do góry. -W mojej części skończył się papier. -Dodał szybko.
-Masz. -Podałam mu chusteczki.
-Dlac..
-Mam katar. -Wyjaśniłam. -Leć, poczekam na ciebie i pójdziemy razem na śniadanie.
-No dobra.. -Mruknął. Czekałam na niego dość długo, ale w końcu wrócił. Ruszyliśmy do Wielkiej Sali. Moje pechowe nogi plątały mi się i kilka razy prawie zaliczyłam glebe. Smok na szczęście mi pomagał, aż w pewnym momencie wziął mnie na barana.
-Draco postaw mnie. -Zaczęłam się śmiać.
-Wywalisz się. -Powiedział poważnym głosem, ale nie do końca.
-Załamiesz się. -Próbowałam go przekonać.
-Jasne, jasne suchelcu. -Odparł i w taki oto sposób dotarliśmy na miejsce. Postawił mnie ostrożnie na ziemi i uśmiechnął. -Powodzenia na meczu.
~~~~
Lily&James:
Lily ja doprecyzuję: czy było kilku facetów tak skrajnie zdesperowanych, że rozmawiali o tym jak zaciągnąć dziewczynę gdziekolwiek i zgwałcić, bo żadna nie poszłaby z nimi z własnej woli? Poza tym że James miewał dziwne odpały w stosunku do Ciebie, ale to się nie liczy, bo on tylko pytał o rady Syriusza i Remusa a nie gadał z innymi desperatami. No i... James, nie chodziło Ci wtedy przypadkiem o uwiedzenie a nie gwałt?
Lily: Co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą..
James: Uwiedzenie..
Rokwood: Wara od Freda!No chyba że.........AVADA KEDAVRA
Rookwood: *teleportuje się w bezpieczne miejsce*
Fred&George: Mam do was propozycję nie do odrzucenia!Wbijamy do Hogwartu i robimy tyle kawałów ile się da!A tak przy okazji FRED UWAŻAJ NA ŚCIANY I ROKWOODA!!!!!!!!!
Fred&George: Nie uczęszczamy już do Hogwartu, ale chętnie posłuchamy twoich pomysłów. Tak btw..
Fred: Odczepcie się od tego idioty i jego ścian, bo mam to już wyryte w pamięci..
CIEKAWOSTKA!
Eliksir odporności stworzony przez Snapea usypia na jakiś czas, więc Meghan nie zemdlała, czy coś..
CZYTASZ
Ja nie szukam żadnych kłopotów - to kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred Weasley
FanfictionZanim zaczniesz czytać musisz wiedzieć, że jest tu pełno błędów ortograficznych, gramatycznych itp. Kiedy zaczynałam to pisać moje zdolności pisarskie nie były zbyt dobre, co nie znaczy, że teraz takie są. Poprawiona wersja znajduje się na moim prof...