8. Krucze proroctwo

1.1K 80 14
                                    


Z niemałym rozbawieniem patrzyłem na zieloną twarz Sosenki, kiedy po przeteleportowaniu nas pod dom jego wujów, próbował opanować odruch wymiotny. Doprawdy, ludzie są tacy słabi... Ley o wiele lepiej znosiła te podróże, co bardzo mnie ucieszyło. Wszystko szło po mojej myśli; im więcej czasu ze mną spędzała, tym bardziej rosła w siłę. Wiedziałem jednak, że jest to proces powolny i póki sama nie zauważy pewnych zmian, w niczym jej nie uświadomię. Z westchnieniem podałem dłoń Dipperowi, którą on z wdzięcznością chwycił, po chwili jednak odskoczył ode mnie jak oparzony i fuknął, żebym go nawet nie dotykał. Posłałem mu tylko szyderczy uśmiech i wziąwszy pod ramię Ley, ruszyliśmy w stronę Chaty. Nie zrobiliśmy jednak nawet kilku kroków, kiedy drzwi się otworzyły, a Stanley wybiegł w naszą stronę, dzierżąc w pomarszczonych dłoniach starą dubeltówkę. Tuż za nim pojawił się Ford, także trzymając wycelowaną we mnie broń.

- No, no, Cipher, widzę, że dorobiłeś się ludzkiej formy. Dobrze ci w blondzie, pasuje ci do oczu.- zażartował, choć wyraźnie widać było, że nie jest mu do śmiechu.- A teraz zjeżdżaj stąd, najlepiej na samo dno piekieł!

Przewróciłem oczami i uniosłem dłonie w uspokajającym geście.

- Rety, o co tyle szumu? Było, minęło. Nie możemy o tym zapomnieć i tak jak kiedyś współpracować?- Odparłem, unosząc jedną brew do góry.

- Zapomnij, parszywy demonie! Już nigdy nie dam ci się omotać!- krzyknął Ford, niebezpiecznie wymachując bronią. Niespokojnie zmarszczyłem brwi. Miałem nadzieję, że ten kretyn nie zacznie mi tutaj zaraz strzelać. Zwykłe pociski nic mi nie zrobią, martwiłem się jednak o Ley, której ludzka powłoka nie gwarantowała żadnego bezpieczeństwa. Dla pewności odsunąłem ją nieco za swoje plecy. Ta jednak wyrwała się z mojego uścisku i powoli podeszła w stronę starca. Jak zwykle, musiało być po jej myśli.

- Fordzie, opuść broń. W tej jaskini natrafiliśmy na coś bardzo dziwnego i koniecznie musisz to teraz zobaczyć. Bill chce tylko pomóc...

- Nie potrzebujemy jego pomocy. Niech lepiej stąd spada, albo wpakuję mu moją dubeltówkę prosto w ten demoniczny zadek!- warknął Stanley, a ja poczułem wzbierającą we mnie złość. Jak ten cholerny, słaby człowiek śmie tak się do mnie odzywać?!

Nagle Dipper wysunął się do przodu i szeroko rozkładając ręce, zakrył mnie swoim ciałem.

- Wujku, on uratował mi życie. Wiem, co było kiedyś i też mu nie ufam, ale według mnie Wodogrzmoty są w niebezpieczeństwie i on może nam pomóc.

Z osłupieniem patrzyłem się na Sosenkę. Od naszego ostatniego spotkania wyraźnie urósł i nabrał nieco muskulatury. Nie był już dzieckiem, a młodym, silnym mężczyzną. Uśmiechnąłem się w duchu; wygląda na to, że jednak Dziwnogeddon na coś się przydał. Przynajmniej on w końcu uwierzył w siebie i swoje możliwości.

Ford niechętnie opuścił spluwę, a za przykładem brata podążył też Stanley. Ley uśmiechnęła się do nich z wdzięcznością, kiedy bliźniacy rozsunęli się, pozwalając wejść nam do Chaty. Kiedy jednak się do nich zbliżyłem, Ford złapał mnie za koszulę i zniżył do swojego poziomu.

- Nie wiem, co kombinujesz, ale ze względu na miasto pozwolę ci tutaj wejść. Pamiętaj jednak, że cały czas mam cię na oku, więc nie próbuj żadnych sztuczek, jasne? I zdejmij buciory, bo mi naniesiesz błota na dywan.- syknął i mnie puścił.

Wyprostowałem się z godnością, ale pokiwałem głową i wyciągnąłem do niego rękę.

- Obiecuję ich wszystkich chronić.- powiedziałem dumnie, jednak ze szczerą chęcią pomocy.

R u mine | Gravity FallsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz