Wysiadłam z autobusu i mocno wciągnęłam powietrze nosem. Od razu uderzyła mnie świeża, czysta, nieco sosnowa, leśna woń, tak różna od nieco zatęchłego i ciężkiego zapachu Chicago. Wiatr tańczył w koronach drzew, wprawiając w ruch igły. Chmury wolno płynęły po niebie, a popołudniowe słońce malowało na nich pomarańczowe refleksy. Odetchnęłam głęboko i rozejrzałam się dokładnie. Przede mną rozciągała się panorama Wodogrzmotów Małych- niewielkiego, położonego wśród gęstych oregońskich lasów miasteczka. Dosrzegłam imponujący wodospad; spieniona woda wpadała z impetem do okazałego jeziora. W tle rozciągał się skąpany w słońcu most, łączący ze sobą dwa, przypominające twarze dziwnego stworzenia, klify. Daleko za nimi, spowite mgłą, rosły góry, okryte grubą pierzyną lasów.
-Idziemy?- rzucił Dipper, sprowadzając mnie na ziemię.
Zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam za bliźniakami.
Droga do miasteczka nie była długa, mimo to trasa dała mi się we znaki- w końcu niosłam parę ładnych kilo mojego bagażu. Dipper co prawda zaoferował pomoc, ale nie chciałam go obarczać- sam dźwigał pożądny plecak. Gdy dotarliśmy do Wodogrzmotów, rodzeństwo w miarę możliwości zaznajomiło mnie z układem miasta; Mabel wskazała mi bar, bibliotekę, zaś Dipper poinstruował, jak dotrzeć do Tajemniczej Chaty, gdzie zamieszkiwali. Następnie odprowadzili mnie do mojego nowego domu. Co prawda oglądałam ofertę za pośrednictwem internetu, ale i tak byłam wdzięczna Pinesom za wskazanie mi najszybszej drogi. Sama pewnie szukałabym chatki kilka dobrych godzin.
Domek znajdował się na obrzeżach Wodogrzmotów, tuż koło lasu. Według Dippera, do Tejemniczej Chaty miałam jakieś dziesięć minut drogi piechotą, co niezmiernie mnie ucieszyło, wszak polubiłam serdeczne rodzeństwo i miałam nadzieję, że najbliższe dwa miesiące spędzimy razem. Bliźniaki obiecali odwiedzić mnie wieczorem i zapoznać z miejscową młodzieżą i pożegnawszy się, zniknęli między drzewami. Dopiero gdy zostałam sama, miałam okazję bliżej przyjrzeć się budynkowi. Przypominał domek letniskowy, mimo to sprawiał wrażenie solidnego i bezpiecznego. Już na zdjęciach urzekł mnie swoim urokiem ,a zarazem prostym wyglądem- dwupiętrowa, niewielka chata, cała z drewna. Weszłam na werandę i przesunęłam dłonią po surowym drewnie, chłonąc jego teksturę i zapach żywicy. Panele zatrzeszczały cicho pod moim ciężarem, mimo to nie zwolniłam tempa i wyciągnąwszy z kieszeni dżinsowej kurtki kluczyk, który właściciel domu wysłał mi pocztą, otworzyłam drzwi. Zawiasy nieznacznie jęknęły, jakby od dawna nie były używane, ale o dziwo wnętrze chatki było zadbane i czyste- nie widziałam śladu kurzu czy pajęczyn.Wydało mi się to trochę dziwne, że niezamieszkały dom jest tak dobrze utrzymany, myśl ta jednak wyleciała z mojej głowy tak szybko, jak tylko się w niej pojawiła. Postawiłam torbę na podłodze i postanowiłam nieco rozejrzeć się po mieszkaniu. Drzwi wejściowe prowadziły bezpośrednio do salonu, wyposażonego w obitą kraciastym materiałem kanapę, stolik kawowy, regał na książki i niewielki telewizor. Po prawej stronie znajdował się aneks kuchenny, po lewej zaś łazienka. Obok niej dostrzegłam strome, drewniane schody, prowadzące na drugie piętro. Z entuzjazmem weszłam na górę, gdzie jedynym pomieszczeniem była ogromna sypialnia z tarasem, z którego rozciągał się widok na las i jezioro. Wyszłam na świeże powietrze i oparłam o balustradę balkonu, po czym uśmiechnęłam się szeroko.
- Rany, jak tutaj pięknie... - szepnęłam z podziwem, a wiatr zaszumiał w odpowiedzi sosnowym lasem. Przeciągnęłam się leniwie i poszłam rozpakować swoje rzeczy.
* * *
Dipper i Mabel mnie nie zawiedli. Zmrok jeszcze na dobre nie zapadł, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Uchyliłam je, a moim oczom ukazały się dwie znajome twarze.
CZYTASZ
R u mine | Gravity Falls
Fanfiction-Oh, czyżbym zapomniał się przedstawić? Nazywam się Bill Cipher.- powiedział, wbijając we wzrok, a jego spojrzenie od razu przywiodło mi na myśl tygrysa, wpatrującego się w swoją ofiarę, zanim odbierze jej życie. Przyjęłam pomocną dłoń, a Cipher z d...