Rozdział 9

5.9K 330 21
                                    

Patrzył, ale jego oczy nie widziały ludzi. Jak w filmie, przeglądał swoje wspomnienia. Rozrywał na części, klatka po klatce, kolejne dni ostatniego roku własnego życia. Szukał momentu, w którym przestał być dawnym sobą. Chwili, o której mógłby powiedzieć „Tak, tego dnia, tego miesiąca, o tej godzinie, minucie, sekundzie, zaufałem mu. Stałem się jednym z nich"'. Ale nie potrafił. Proces jego przemiany powinni skatalogować, jako majstersztyk ślizgońskiej wirtuozerii. Jednak nikt o tym nie napisze, nie dowie się, by nie musiał umrzeć. Nie, dopóki kłamstwa będą treścią jego życia. Zawsze były, szepcze jakiś zjadliwy głosik w jego głowie. Gdy był dzieckiem, uważał, że wszystko jest czarne. Że świat jest pełen złych ludzi. Że tacy jak on nie zasługują na nic, są gorsi, niechciani i powinni w każdej sekundzie swojej egzystencji przepraszać za to, że ośmielają się oddychać. Myślał, że wróżki są tylko dla dzieci, które mają rodziców, a Kopciuszek to tylko kiepski żart z takich jak on, by poczuli się jeszcze bardziej samotni i odepchnięci.

Gdy miał jedenaście lat, uwierzył w baśnie. Dostał bilet do wesołego miasteczka i zrozumiał, że w ludziach są dwa kolory - biel i czerń. Potem spotkał Jego i świat znów się zmienił. Teraz występowała w nim szarość. Biali nie byli już nieskazitelni. Teraz widział, że wydawali się tacy tylko dlatego, iż żyli w świetle dnia. Noc jest czarna, lecz ma tysiące odcieni szarości. Noc jest stała i lojalna. Noc nigdy nie zdradza. Noc trzyma się razem. Nie uważa, że jesteś gorszy bo czegoś nie miałeś. Wśród nocy sam wyznaczasz swoją wartość. Świat jest inny niż mu się kiedyś wydawało. Jest słodko - gorzki, w zależności od momentu, w którym go próbujesz. Jest nieprzewidywalny. Jednak podobał mu się. Poczuł wolność, która razem z krwią docierała do każdej komórki jego ciała. Nie wiedział, czy to co robi na pewno jest jego drogą, ale wiedział, że jest lepsza od tej, którą dotychczas podążał.

Nowe życie pozwoliło mu lepiej poznać samego siebie. Dało więcej niż kiedykolwiek miał. Wie już teraz, że cierpienie jest odwieczną częścią bytu. Nie skupia się więc na eliminowaniu go, stawia mu czoło. Swoją postawą odbiera mu jego destrukcyjną moc. Ciągle nosi w sobie strach i przerażające demony. Teraz jednak nie walczy z nimi sam. Jego tarcza jest potężna i zawsze jest z nim. Gdy widzi czerwień, uśmiecha się.

Spogląda na towarzyszy podróży. Od wydarzeń na Pokątnej stali się jego najlepszymi przyjaciółmi. Poczuł lekkie ukłucie w sercu na wspomnienie Rona i Hermiony. Wyjaśnił im swoje powody, zrobił to najlepiej jak umiał, jednak ciągle pamiętał te zawiedzione spojrzenia. Powiedzieli, że rozumieją, że ciągle jest ich przyjacielem, ale on wiedział, że coś jest nie tak. Nic nie mówili, nieświadomie będąc wymowniejszymi właśnie przez milczenie. Na początku myślał, że potrzeba im czasu. Teraz sądził, że oni po prostu ciągle widzą świat przez pryzmat dwóch walczących sił - dobra i zła. Nie zauważają, że oprócz tego jest jeszcze tysiące innych rzeczy i motywów. Myślą, że zdradził pamięć swoich rodziców. Nie zrobił tego. Jeśli jest cokolwiek winny swoim rodzicom, to przeżyć, a akurat to wychodziło mu najlepiej.

Draco kolejny raz walnął Zabiniego w głowę. Śmiali się z jakiegoś komentarza Pansy. Pewnie znów dyskutowali o Gryfonach. Zdążył przyzwyczaić się do ich specyficznych skłonności. Nie przeszkadzała mu już ich niechęć do jego Domu. Sam nie czuł się już jego członkiem. Malfoy odwrócił się do niego i uśmiechnął. Harry odpowiedział mu tym samym, uspokajając niepokój w jego oczach. Wszystko było dobrze. Wracał do Hogwartu, miał przyjaciół - Ślizgonów, którzy są przebiegli i cyniczni, ale przed nimi nie trzeba udawać. Dla nich możesz być nawet największym sukinsynem na świecie. Jednak, jeśli raz przyjęto cię do rodziny, zostajesz w niej na zawsze. Niektórzy uważają to za przekleństwo. Podejrzewał, że to ci, którzy nigdy tego nie doświadczyli. Wyciągnął się na siedzeniu, kładąc głowę na kolanach Dracona. Nikogo już nie dziwiło, ich bezpośrednie zachowanie w stosunku do siebie. Zamknął oczy i pozwolił sobie na sen. Pierwszy raz od bardzo dawna.

- Hej! Obudź się, śpiochu. - Poczuł lekkie dotknięcie na ramieniu. - Dojeżdżamy.
- Siedziałeś ze mną przez cały czas? - zmartwił się, przecież Draco był prefektem.
- Nie, głuptasie. A teraz wstawaj - pociągnął go lekko do pionu. Harry z trudem otworzył oczy. Obok niego, na siedzeniu leżała ulubiona marynarka Malfoya, w którą był dziś ubrany. Uśmiechnął się, z jakąś dziwną delikatnością. Podał mu ją, nadal wyczuwając na niej, pod dłonią, swoje własne ciepło.
- Dziękuję - szepnął.
- Nieważne. - Draco machną ręka zbywając go.
- Ważne - powiedział już do siebie. Codziennie zauważał te drobne dowody przywiązania, troski i prawdziwej przyjaźni. Ślizgon opiekował się nim, jakby był jakimś skarbem. To było dla niego coś nowego. Jednak podobało mu się, mimo, że czasami czuł się jak dziewczyna. - Gdzie reszta? - spytał, gdy zauważył, że są sami w przedziale.
- Poszli się przebrać. Ty też powinieneś. - Podał mu jego szaty i sam schylił się po swoje.
Ubrali się w milczeniu. Milczeli nadal, gdy pociąg się zatrzymał, a oni wysiedli na peronie. Już po chwili wyłowili w tłumie Pansy i Zabiniego, którzy machali do nich, stojąc przy jednym z powozów. Ruszyli do nich, nie zwracając uwagi na wlepiane w siebie spojrzenia i szepty, które z siłą tornada rozprzestrzeniały się wśród uczniów. Złoty Chłopiec Gryffindoru i Książę Slytherinu ramię w ramię? I nie skaczą sobie do gardeł. Precedens, iluzja, oszustwo, czy może któremuś z nich zrobiono pranie mózgu? Do rana w szkole będzie więcej wersji niż mieszkańców, a każda bardziej nieprawdopodobna od poprzedniej.

Gdy jego stopa dotknęła kamiennej posadzki Hogwartu, zatrzymał się. Zamknął oczy i wciągnął głęboko powietrze. Napełnił nim płuca, pozwolił rozprzestrzenić się w ciele, razem z krwią. Tlen działał jak narkotyk.
- Dlaczego, gdziekolwiek jesteś, pierwsze co robisz to ...wąchanie? - Draco był autentycznie zaciekawiony.
- Wiesz, nie zwróciłam na to uwagi, ale masz rację. - Pansy zamyśliła się na chwile. - Może to jakiś fetysz?
- Ty jak zawsze myślisz tylko o jednym!
- Blaise, uważaj żebym ja nie powiedziała, o czym ty myślisz.
- To powietrze. - Szept Harrego przywrócił ich do porządku.
- Co?
- Powietrze, Draco. Zapach. Przyzwyczajenie z dzieciństwa. Jako dziecko dużo czasu spędzałem w ciemności. - Mroczny cień przesłonił jego oczy na wspomnienie tych lat. - Nic nie widziałem, więc wyostrzyły się inne moje zmysły. Od tego czasu wącham.
Na przykład ty, Draco, pachniesz jak miód i drzewo cedrowe. Pansy to polne kwiaty, niezależne, ale piękne. Blaise, cóż Blaise to jabłko. Hogwart też ma swój zapach: smażona dynia, palone drewno, stary papier i życie. - Otworzył oczy i wyminął ich, śmiejąc się pod nosem z ich komicznie zaskoczonych min. - Chodźcie, bo jeszcze ktoś pomyśli, że was zaczarowałem. - Nagle przypomniał sobie jeszcze jeden zapach... Cierpki jak grejpfrut, przypominający dom - dębu, męski - piżma, pobudzający zmysły - jaśminu, arystokratyczny - czerwonego wina, ekstrawagancki - powietrza i kruszonego lodu oraz jego prywatny - deszczu. Tylko jeden człowiek na świecie tak pachnie. Tylko jeden...

Draco poczochrał mu włosy i ramię w ramię, śmiejąc się weszli do Wielkiej Sali. Jak zawsze głośnej, radosnej i aż pękającej od energii. Rozdzielili się i każdy podążył do swojego stołu.
Harry niepewnie stanął koło Rona. Nie wiedział, czy jego stary przyjaciel ma ochotę na jego towarzystwo.
- Mogę? - Patrzyli sobie w oczy dłuższy czas, wreszcie rudzielec skinął potakująco głową i zrobił mu miejsce. Hermiona po drugiej stronie uśmiechnęła się nieśmiało. To takie niepodobne do niej. Nie pamiętał, by kiedykolwiek była zakłopotana...

{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}{}
I kolejny :)

diabeł Stróż (Nie Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz