Rozdział 4

8.8K 437 39
                                    

Harry obudził się z uczuciem, że czegoś mu brakuje. Odruchowo wyciągnął rękę w stronę miejsca, gdzie  powinien znajdować się Marvolo, jednak poza wgłębieniem w poduszce, nie było żadnego śladu jego bytności. Podniósł się z niedającym się do końca sprecyzować uczuciem rozczarowania.
- Przecież to nie tak, że chciałem by on tu nadal był, przecież ja go w ogóle nie lubię - jednak bardzo dobrze wiedział, że te słowa są tylko pobożnym życzeniem. - Kiedy to wszystko się stało? - Wolał nie znać odpowiedzi na to pytanie. Pospiesznie się ubrał i biegiem ruszył w stronę głównej części dworu. Nie zauważył Draco, który najwyraźniej zmierzał w tym samym kierunku, ale w dużo wolniejszym tempie. Zderzyli się i upadłby, gdyby nie szybka reakcja Malfoya.
- Hipogryf cię goni, że się tak uwziąłeś złamać wszelkie ograniczenia prędkości? - Draco był więcej niż rozbawiony.
- Nie... to znaczy, nie.
- Więc? - z premedytacją przeciągał zgłoski, by jeszcze pogłębić zakłopotanie Pottera. Chłopak był doprawdy słodki, gdy się rumienił.
- Nie uciekam, nic mnie nie goni. No, to tylko tak. Właśnie, to tak dla przyjemności biegam. - Sam nie wiedział, dlaczego tak pędził, ale wolał przed nikim nie uzewnętrzniać swoich podejrzeń. - Draco?
- Yhm?
- Mógłbyś mnie już puścić?
Draco dopiero teraz zauważył, że dalej trzyma chłopaka w żelaznym uścisku. Wcześniej miał wymówkę, że chronił go przed upadkiem, ale teraz... Cóż był Malfoyem i nie potrzebował wymówek. Poza tym ten dzieciak tak często sobie coś robił, że po prostu należało go trzymać krótko i...
- Chronię cię - dokończył myśl.
- Przed czym? - Harry był niezmiernie czymś ubawiony, co niezmiernie irytowało Draco.
- Przed tobą samym, ciamajdo. Co chwile w coś się pakujesz. - Zwinnie owinął swoją rękę wokół jego tali tak, by stali teraz ramie w ramie. - Idziemy na Pokątną, więc nie mogę spuścić z ciebie oka, Harry. -
Chłopak tylko wzniósł oczy do góry w wymownym geście, ale nic nie powiedział i potulnie dał się poprowadzić.

***

- Jak ja nienawidzę podróżować siecią Fiu - Harry zawzięcie otrzepywał swoje ubranie z resztek sadzy, która, czego był pewny, została magicznie zamieniona w samoprzylepną, upierdliwą masę. Na pewno też nie pomagał mu, krztuszący się ze śmiechu Draco. Mógłby też dać sobie rękę uciąć, że nawet Malfoy i Snape, którzy byli z nimi, z ledwością powstrzymują rozbawienie. Wreszcie Lucjusz umiłował się nad chłopakiem i wypowiedział zaklęcie czyszczące. Malfoyowie od razu ruszyli w stronę zakładu Madame Malkin, Harry co jakiś czas próbował się ulotnić, przerażony wizją tego, co planowali dla niego ci dwaj arystokraci. Na swoje nieszczęście nie udało mu się
Wybierali, przebierali, dobierali, jednym słowem torturowali. Draco i Lucjusz mieli przednią zabawę kompletując garderobę dla Harry'ego, który z cierpiętniczą miną znosił ich zachcianki, a połowa z nich - był pewien - nastawiona była na dręczenie go. Trzeba tutaj dodać, że Severus już wcześniej zastosował taktyczny odwrót, twierdząc, że musi uzupełnić składniki eliksirów.
Księgarnia była ich ostatnim przystankiem przed powrotem do Dworu. Harry'emu jawiła się niczym chatka z piernika bez złej wiedzmy - istny raj, po przeżyciu całego dnia z tymi dwoma... Nie znajdował na nich nawet dostatecznie dosadnego określenia. Dziwiło go tylko, że jeszcze nie wpadł na nikogo znajomego, mimo, że mignęły mu parę razy rude włosy. Podejrzewał jednak, że ma to coś wspólnego z jego towarzystwem.
Już w środku księgarni odłączył się od grupy. Chciał poszukać czegoś o wymianie myśli, leglimencji bądź czymkolwiek pokrewnym. Chciał się czegoś o tym dowiedzieć, a Marvolo konsekwentnie bronił tej części swego umysłu, w której było coś na ten temat. Dodatkowo nie rozmawiał z nim przez cały dzień. Było to bardzo dziwne i nie podobne do niego. Choć może, gdy przebywa ze Śmierciożercami, czuje się na tyle pewny bezpieczeństwa Harry'ego, że nie musi go non stop kontrolować? Nie wpłynęło to na poprawę jego humoru. Zdążył się przyzwyczaić do ich słownych utarczek. Teraz ta cisza w jego głowie napawała go lękiem. Nagle jego wzrok stał się pusty, matowy. W jego głowie pojawiła się wyraźna wizja. Rudowłosa dziewczyna właśnie zmieniła swoje plany i postanowiła wejść pomiędzy regały gdzie stał on, czym związała ze sobą ich losy.
- Jeden, dwa, trzy - chłopak zaczął liczyć pod nosem sekundy. Jeszcze pięć i dziewczyna go zobaczy.
- Harry?!
Westchnął i odwrócił się do źródła dźwięku, starając się wyglądać na zdziwionego.
- Ginny... Nie spodziewałem się ciebie - uśmiechnął się szczerze.
- Otwarcie? Ja ciebie też nie. Podobno zniknąłeś. Wszyscy o tym mówią, a ty, jak gdyby nigdy nic, chodzisz z głową w chmurach - puściła mu oczko. - Gdzie ty byłeś?
Policzki chłopaka lekko się zarumieniły.
- Widzisz ja - odchrząknął - uciekłem od Dursleyów...
- No wiesz, tyle to zdążyłam się domyślić - przerwała mu z ironicznym błyskiem w oku.
- Och daj mi skończyć - chłopak zamilkł na chwile, zastanawiając się ile powinien jej powiedzieć. - Widzisz, ja teraz mieszkam... - zamilkł, a jego czoło zmarszczyło się w wyrazie irytacji.
- Ze mną Weasley. On mieszka ze mną. - Ginewra podniosła zaskoczona głowę i wlepiła nic nie rozumiejący wzrok w Malfoya.
- Draco. - Karcący ton Harry'ego w żaden sposób nie wpłyną na zmianę zadowolonego wyrazu twarzy Ślizgona. Co więcej, stanął za chłopakiem i oplótł go luźno rękami w pasie, a brodę oparł o jego ramię i z anielskim wyrazem twarzy, przypatrywał się wyraźnie zmieszanej dziewczynie.
Ginewra przerzucała swe spojrzenie od jednego do drugiego, wyraźnie nie mogąc zrozumieć, co się dzieje.
- Chcesz mi powiedzieć, że mieszkasz z Malfoyami? - Jej wymowny wzrok spoczął na dłoniach splecionych na jego brzuchu.
- Tak, to znaczy... To nie tak jak myślisz! - Potter był coraz bardziej zawstydzony tą sytuacją.
- Ach tak? A co ja myślę? - Giny powoli zaczynała się dobrze bawić, chodź trochę było jej szkoda jej przyjaciela.
- Ja, my, cholera - wziął głęboki oddech i przekręcił głowę tak, że teraz patrzył Draco w oczy. - Mógłbyś mnie z łaski swojej puścić?
- Nie
- Nie?
- Nie - Draco uśmiechnął się pobłażliwie.
- Och, dobrze, więc, sam tego chciałeś. - Wargi Harry'ego wykrzywił paskudny uśmieszek.
- Co planujesz? - Blondyn nie był już tak pewny swojej dominującej pozycji. Wiedział, że gdy Harry jest wkurzony, potrafi rozprawić się z kimś iście po ślizgońsku.
- Nic, co by miało trwałe skutki dla twojego rodu. - Malfoy odetchnął uspokojony. - Skoro masz mieć brata.
Draco z lekkim okrzykiem puścił chłopaka i stanął za śmiejącą się w głos panną Weasley, zasłaniając się nią jak tarczą.
- No, no, synu. Od kiedy to mężczyzna, że nie wspomnę, że Malfoy, zasłania się kobietą? - Lucjusz, który wraz z Severusem właśnie nadszedł zrobił minę idealnego, zblazowanego arystokraty.
- Od czasu, gdy zagraża nam siła nieczysta w niewinnym opakowaniu Złotego Chłopca.
- On zawsze taki zniewieściały? - pytając, Ginny wymownie zerknęła w stronę Dracona. Wyraźnie starała się ukryć zmieszanie za butną naturą Gryfonki.
- Teraz to on jest wybitnie męski, jak na swoje możliwości, panno Weasley. - Dziewczyna spojrzała zaszokowana na Mistrza Eliksirów. Po kim jak po kim, ale po nim nie spodziewała się takiego komentarza. Zauważyła jednak, że tylko ona była zaskoczona. Resztę to jedynie rozbawiło. No poza obiektem kpiny, który stał naburmuszony z dłońmi skrzyżowanymi na piersi. Harry już jawnie śmiejąc się w głos, rzucił się na niego, przytulając go jak zabiedzonego misia bez uszka.
- Oj Draco, nie bocz się, nie do twarzy ci z tym, a poza tym wiesz, że my cię kochamy, w sensie, eee... twój tata na pewno cię kocha - szelmowskie chochliki w oczach Harrego rozpaliły się na dobre. - Co do mamy, to nie byłbym już taki pewien, nowy dzidziuś i te sprawy. W sumie, to jakbyś trochę popracował nad swoim charakterem, no wiesz był miły, jak wiesz w ogóle co to słowo znaczy, to może ludzie zaczęliby cię tolerować.
Młody Malfoy odepchnął go od siebie, z wyrazem totalnego przerażenia na twarzy.
- Czyś ty rozum postradał? Ja jestem Malfoyem, a Malfoyowie nie są mili - prychnął z oburzeniem.
- Skoro tak twierdzisz. - Nagle zmrużył groźnie oczy. - Nawet się nie waż - syknął na tyle cicho, że tylko Ślizgon go usłyszał.
Draco wybuchnął śmiechem, odrzucając głowę do tyłu.
Ginewra patrzyła na to z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony cieszyła się, że Harry jest wreszcie taki wesoły i beztroski, jednak lękiem napawała ją myśl, z kim on się zadaje. Dyskretnie popatrzyła na dwóch dorosłych czarodziei. To, co ją zaskoczyło, to ich wyraźna aprobata dla poczynań chłopaka. Nie omieszkała też zauważyć faktu, że wszyscy trzej ustawili się wokół Harry'ego tak, by łatwiej było go w razie czego bronić. Znała ten sposób, bo często musieli go stosować wobec chłopaka w przeszłości. To było zdecydowanie bardzo dziwne.
- Musimy już iść. - Głos Severusa wyrwał ją z zamyślenia. Harry podszedł do niej i przytulił mocno.
- Pozdrów ode mnie wszystkich, dobrze? - Pokiwała głową w odpowiedzi. - Uważaj na siebie - szepnął i już go nie było. Cała grupa bardzo szybko przemknęła miedzy półkami i zniknęła.

- Ginny jest moją przyjaciółką, nie zapominaj o tym - warknął, gdy już wyszli z księgarni.
- Przecież nic jej nie zrobiłem - Draco przybrał minę skrzywdzonej niewinności.
- Nie, co nie znaczy że nie planowałeś. - Młody Malfoy wyglądał przez moment, jakby nie wiedział o co chodzi, gdy nagle na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia i zażenowania.
- Mógłbyś to wyłączyć? Choć przez chwile nie wiedzieć co się stanie? To doprawdy irytujące.
- Ja nie mam wizji non stop. Zazwyczaj muszę się na kimś konkretnym skupić, albo ktoś musi podjąć decyzje związaną ze mną. Z tobą jest łatwiej, jesteś moim przyjacielem. Gdybyś był obcą osobą, prawdopodobnie nie zobaczyłbym nic, dopóki w jakiś sposób twoja decyzja nie wpłynęłaby i na mój los.
- A więc tak to działa - szepnął zamyślony
- Poniekąd. Jedno jest pewne, nie mam wizji o wszystkim i co chwilę, to nawet fizycznie niemożliwe.

***

Harry znów nie mógł spać, albo raczej nie chciał. Od czterech dni był sam. Och, oczywiście Malfoy Manor było wręcz przeludnione, ale on był s a m. Sam w umyśle. Tak bardzo przyzwyczaił się do obecności Marvolo w swojej głowie. Wcześniej nie chciał tego zrobić, ale teraz już był gotów przyznać, że po prostu tęskni za Tomem i jego wiecznie zgryźliwymi komentarzami. Za uczuciem euforii, które wywoływał, by oderwać go od wspomnień czy wizji. Ciągłymi pytaniami o jego życie, jakby wcześniej nie przeglądał jego wspomnień. Oto, co robi i dlaczego to robi.
Odkąd odkrył jak można wykorzystać ich połączenie, rozmawiał z nim przynajmniej raz dziennie. W pewnym momencie zauważył, że wyczekuje tych chwil. T ę s k n i ł za tą cichą, uśpioną obecnością na dnie jego umysłu. Do tej pory blokowali przed sobą tylko konkretne wspomnienia, albo milczeli. Pierwszy raz Tom zamknął się przed nim całkowicie. Nie podejrzewał, że będzie mu z tym tak źle.

- Twój umysł wygląda, jak jedna wielka kupka nieszczęścia, coś ty z nim robił?
- Nic. - Harry'emu ledwo się udało ukryć w zakamarkach świadomości, jak wielką radość sprawiło mu usłyszenie tego głosu.
- I tak wiem co chowasz, więc się nawet nie wysilaj.
- Arogant.
- Po prostu Ślizgon. A teraz mów, co się dzieje...
- Bo kiedy ciebie nie ma...

diabeł Stróż (Nie Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz