Rozdział 3

9.1K 437 167
                                    

Wciąż czuł się niepewnie w tym wielkim domu. Przebywał w Malfoy Manor już od blisko dwóch tygodni, a jego ogrom wciąż go przytłaczał. Już po pierwszych dwóch dniach zrozumiał, że Hogwart przy tym labiryncie, to droga z paroma zakrętami. Życie tutaj okazało się zgoła inne, od tego, czego się spodziewał. W jakiś sposób z wszystkimi znalazł wspólny język. Nawet Snape nie warczał na niego już tak, jak kiedyś, choć daleko mu było do bycia miłym. Najlepiej dogadywał się - o zgrozo - z Draco. Jakoś udało im się zapomnieć o poprzednich latach, a Malfoy stał się teraz dla niego kimś na wzór strażnika. Był zupełnie inny, niż Harry myślał.
Wszystko się zmieniło. To tak, jakby dostał nową rodzinę. Kiedyś już coś podobnego czuł, to było podczas pierwszego pobytu u Weasleyów, ale teraz coś mu mówiło, że pasuje bardziej do tego miejsca, niż tam.
O wiele bardziej niepokoiła go jego własna magia. Coraz trudniej było mu nad nią panować. Skoro on był coraz potężniejszy, oznaczało to, że i Voldemort rośnie w siłę.

- Nie powinno cię to martwić - usłyszał niespodziewanie głos w swojej głowie.
- Nie? Nie jestem tego taki pewien.
- To cię nie skrzywdzi. Twoje istnienie jest bardzo ważne.
- Ta jak i wielu innych gatunków zagrożonych dla ekosystemów. Co wcale nie zmienia faktu, że kłusownicy nadal na nie polują.
- Jesteś irytujący.
- Już to mówiłeś.
- Ale teraz przerastasz sam siebie. Mówisz jak jakiś paranoik.
- Znamy to z autopsji? - Głos już się nie odezwał, co niebywale poprawiło Harry'emu humor. Choć raz udało mu się mieć ostatnie słowo.

***

Lucjusz obserwował z okien swojego gabinetu, spacerującego po jego posiadłości niskiego chłopca. Przez chwile miał wrażenie, że z kimś rozmawia, ale przecież nikogo koło niego nie było. Chłopak był dla niego, ba, dla nich wszystkich, jedną wielką niewiadomą. Całkiem inny niż kiedyś sądził. Całkowicie unikatowy i fascynujący. Przypuszczał, że to jego zmienna dusza tak ich przyciąga. Był miły, starał się wszystkich zadowolić, uszczęśliwić, jakby zapominając, że są Śmierciożercami i mogą go zabić. Czasem znów był nonsensowny, a wszystko, co robił nafaszerowane było wybitnie spaczonym poczuciem humoru i ironią. Gdyby nie to, że to niemożliwe, powiedziałby, że jest on w tajemnym spisku z Severusem, mającym na celu doprowadzenie ich do ostateczności.
Nawet jego syn uległ jego urokowi. Z początku odnosili się do siebie chłodno, jednak Draco długo nie wytrzymał. Już naturalne stało się dla niego chronienie tego chłopaka przed potknięciami i upadkami - aż dziw, że z taką koordynacją jest tak dobry w Quidditcha. Usta Malfoya uniosły się w lekkim półuśmiechu. Najbardziej cieszyło go zafascynowanie młodego Pottera Czarną Magią. Widać to było w jego oczach, za każdym razem, gdy brał z jego biblioteki jakąś książkę na ten temat. Tak, ten błysk był wiele mówiący i bardzo, bardzo znajomy. Zawsze, gdy pomyślał, u kogo jeszcze widział niektóre z naturalnych dla Harry'ego odruchów, przechodził go dreszcz. Oczy Czarnego Pana rozpalały się w ten sam sposób, ilekroć wiedział, że coś pójdzie po jego myśli. Może to i lepiej, skoro Harry był tak chętny do poznania Ciemnej Strony, czemu by mu tego nie umożliwić? Co prawda jego zmienność nie wróżyła dobrze nauce, ale za to moc... Tak, z takim potencjałem mógłby zajść bardzo daleko.

- Lucjuszu, bo jeszcze pomyśle, że nasz mały, Złoty Chłopiec cię opętał.
Malfoy odwrócił się błyskawicznie od okna, by stanąć twarzą w twarz z samym Lordem Voldemortem.
- Panie, nie wiedziałem, że się zjawisz.
- Och, nie posądzałbym cię o aż tak wyczulone zmysły - przez jego twarz przemknął ironiczny uśmiech. - Więc nasz Zbawca Świata jest cały i zdrowy, a do tego przebywa w Malfoy Manor. A myślałem, że cuda zdarzają się tylko na gwiazdkę.

Malfoy ledwo opanował parsknięcie. Patrzył jak Lord opiera się ramieniem o futrynę okna i z jakimś nieobecnym wyrazem twarzy obserwuje Pottera. Podążył za jego wzrokiem, by zobaczyć, jak chłopak unosi głowę i patrzy prosto w ich okno. Pokręcił głową. To niemożliwe. Przecież on nawet nie wiedział o istnieniu tego pokoju. Spojrzał na Czarnego Pana. Ten jednak dalej, trwając w bezruchu patrzył na chłopaka, jakby obaj byli pogrążeni w rozmowie, tak intensywnej, że aż odrywającej od rzeczywistości. Może dzieciak miał wizje i wie, że Voldemort jest w zamku? Znów wyjrzał przez okno, by zobaczyć, jak mała postać przyspieszonym krokiem, prawie biegiem, przemierza ogrody przy jego domu. Gdyby miał wizje, uciekałby stąd, a on zdawałoby się, że nie może się doczekać tego, co go tutaj czeka.
Podszedł do barku. Nalewając Czarnemu Panu wina, cierpliwie czekał aż ten wróci do niego myślami. Nurtowało go pytanie, czemu wrócił z wyprawy wcześniej niż planował. Może w jakiś sposób dowiedział się, gdzie teraz jest chłopak? Nie, to było tak wielce nieprawdopodobne, że zaraz odrzucił tę myśl.
A może jednak? Szepnął mu jakiś głos. Ten całkowity brak reakcji na obecność Złotego Chłopca, jakby się tego spodziewał. To dziwne odczucie, że wymienili nie tylko spojrzenia, co już samo było nieprawdopodobne, ale i podejrzenie o rozmowę w myślach. Nie dane było mu długo się nad tym zastanawiać.

diabeł Stróż (Nie Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz