Rozdział 21

3K 214 20
                                    

Gdy Draco wszedł do Pokoju Życzeń, nie był pewny co myśleć. Wszędzie porozrzucane były szczątki najdziwniejszych przedmiotów, od ściennych zegarów po kruchą porcelanę. Ten kto to zrobił naprawdę musiał być wkurzony. Dopiero po chwili zauważył Harry'ego - chłopak siedział na podłodze, patrząc tępo przed siebie. Malfoy zrobił krok w jego stronę, a dźwięk kruszonej w drobny mak porcelany rozniósł się w ciszy. Potter zamrugał, jakby wyrwany z transu.

- Draco? - Patrzył na Ślizgona z całkowitą dezorientacją na twarzy. - Co... ja... ty ro... - urwał, nie kończąc, a zrozumienie pojawiło się w jego oczach. - Chyba naprawdę jestem dobrym Gryfonem.

- Nie rozumiem. - Malfoy zaczął się poważnie zastanawiać, czy chłopak nie zwariował do końca, bo lekko trzepnięty to był zawsze.

- Powiedziałem Voldemortowi by spierdalał, tyle, że mniej dosadnie i jeszcze nie umarłem. Jestem Gryfonem.

- Tak, Harry. Jesteś podręcznikowym przykładem Gryfona i dziękujmy Merlinowi, że takich jak ty mimo wszystko jest niewielu. - Przyklęknął koło chłopaka i objął go, starając się równocześnie nie śmiać z komizmu sytuacji, choć może powinien, zanim Czarny Pan nie przypomni sobie, że jest wrednym sukinsynem.

- Co mu jest? - Draco odwrócił głowę i zobaczył Severusa Snape stojącego w drzwiach do komnaty.

- Chyba oszalał, ale to nic nowego. - Harry uderzył go w ramię z miną skrzywdzonej niewinności. - Na pewno to nic z czym nie mógłbym sobie sam poradzić.

Mistrz Eliksirów skrzywił się i odszedł bez słowa, zamykając drzwi.

- Panno Weasley, radziłbym ci iść na śniadanie, jeśli nie chcesz mieć szlabanu z Filtchem

- Ale Harry... - Ginewra zamilkła, widząc wściekłe błyski w oczach profesora.

- Dziesięć puntów od Gryffindoru, a teraz zejdź mi z oczu.

***

Mężczyzna zdążył już wydeptać ścieżkę, chodząc tam i z powrotem po dywanie. W dłoni ściskał list z rozkazami od Czarnego Pana. Musiał je wykonać, a nie chciał tego zrobić jak jeszcze niczego w swoim życiu. Zatrzymał się przed kominkiem z determinacją wypisana na twarzy. Może i Severus Snape jest wrednym, wkurwiającym sukinsynem, który zniszczył jego poczucie własnej wartości i powalił na ziemie, by potem wytrzeć o niego swoje ślizgońskie stopy, ale nie da mu satysfakcji napawania się tym zwycięstwem. To była bitwa, a on nie chciał przegrać wojny.

***

Mistrz Eliksirów nie dał po sobie poznać, że w jego wnętrzu rozszalało się piekło na widok mężczyzny, który pojawił się w jego mieszkaniu. Dwa dni temu wyrzucił go, sądząc, że upłyną wieki nim będzie miał okazje znów go zobaczyć, a teraz Rabastan stał przed nim z bezuczuciową maską na twarzy i ciałem spiętym ze zdenerwowania. Severus uśmiechnął się do siebie w duchu. Jeśli ten mężczyzna chce oszukać kogoś takiego jak on, powinien się jeszcze wiele nauczyć. W istocie, te dziecinne próby udowodnienia przez Lestrange'a, że tamta noc nic nie znaczyła były zabawne. Tak bardzo się starał, a takie zaangażowanie okazuje się tylko wtedy, gdy naprawdę zależy ci na rezultacie.

- Czarny Pan chce wiedzieć co z Harrym. - Rabastan nadal swojemu głosowi bezosobowe brzmienie, mimo, że na widok ironicznego uśmiechu Snape'a miał ochotę skulić się w sobie i schować gdzieś, gdzie nikt by go nie znalazł. Odwrócił Twarz, w obawie, że mógłby zrobić coś głupiego. - Coś mu jest?

- I oto jest pytanie. - Rab spojrzał na Mistrza Eliksirów, odnotowując, że gdy patrzył w przestrzeń, unikając wzrokiem Severusa, ten niezauważony stanął tuż obok niego. Teraz dzieliła ich odległość ledwie paru centymetrów. Wręcz oddychali tym samym powietrzem. Z trudem pohamował chęć cofnięcia się. Głębia oczu drugiego mężczyzny zbyt go przyciągała i nie zastanawiając się nad tym co robi, wykonał jeszcze jeden krok i pocałował go. Z chwilą zetknięcia się ich warg przyszło zrozumienie tego co się dzieje, jednak gdy spróbował się odsunąć, poczuł jak silne ramiona przyciągają go bliżej do tego tak przez niego pożądanego ciała. Nie potrafił się oprzeć. Severus Snape był dla niego mężczyzną, któremu się nie odmawia. Mistrz Eliksirów był nad wyraz zadowolony, gdy Rabastan poddał mu się bez słowa. Do tej pory zdążył się nagiąć nawet do myśli o przepraszaniu, a wierzył, że nie obejdzie się bez czegoś przynajmniej temu zbliżonego.

diabeł Stróż (Nie Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz