Rozdział 11

5.3K 281 87
                                    

Gdy Severus skończył przekazywać mu wieści, oddalił go. Nie miał ochoty znosić dłużej czyjejkolwiek obecności. Gdzieś na dnie własnej świadomości, rejestrował emocje targające chłopakiem. Złość, zniechęcenie, poczucie odrzucenia i wykorzystania. Sam Voldemort, odczuwał jednak zadowolenie z takiego obrotu sprawy. Dwa potencjalne zagrożenia zostały usunięte i teraz już nic nie trzymało Pottera po Jasnej Stronie. Te Gryfiaki nieświadomie pomogły mu, jeszcze bardziej go do siebie przywiązać.

Przed oczami stanęło mu niechciane wspomnienie ich pocałunku. Dziwny smak tych warg, na pozór słodki, a jednak z gorzkawą nutką - intrygujący. Rozgrzane ciało w jego ramionach. Dokładnie wyczuł moment, w którym minęło zaskoczenie Harry'ego. Spodziewał się, że przynajmniej w pierwszym odruchu chłopak go odepchnie, ten jednak poddał się z zachwycającą uległością. Marvolo wykrzywił wargi w czymś na wzór uśmiechu. Gdy rok temu zaczynał tę grę, nie sądził, że przyniesie ona tak owocne rezultaty. Potter był niezaprzeczalnie jego, zarówno umysłem jak i ciałem. Może nawet duszą? Strzępki emocji i przemyśleń, które odnajdywał w umyśle chłopaka, pozwalały mu sądzić, że jego wręcz entuzjastyczna odpowiedz na pocałunek, ma konkretne podstawy. Nie miał nic przeciwko. Harry należał do niego, a to, że oprócz mocy otrzyma coś w bonusie, wcale go nie martwiło. Wręcz przeciwnie. Zignorował podniecenie, które poczuł na myśl o tych dodatkowych świadczeniach.

Wyszedł do stajni, ustawionych w dość dalekim sąsiedztwie Czarnego Dworu. Były ukryte za drzewami, by nikt niepowołany nie wiedział o ich istnieniu. Mógł się do nich teleportować lecz przeczuwał, że spacer rozładuje podejrzane napięcie w jego mięśniach, wywołane wspomnieniem Złotego Chłopca. W jednym z pomieszczeń trzymał bardzo ciekawe zwierzę, które wyglądało, jak zwykły czarny kot z żółtymi ślepiami. Jednak gdyby był zwykły, nie znajdowałby się w jego posiadaniu.
- Twoi pobratymcy są bardzo ciekawymi stworzeniami, wiesz? - powiedział do futrzaka, biorąc go na ręce. - Trudno was zabić i prawie wszędzie możecie wejść. - Zapiął na jego szyi obróżkę z wisiorkiem w kształcie węża. - Jesteście bardzo samodzielni. Prawda, mój mały? - szepnął kotu do ucha. - Bądź moimi uszami i oczami. Wypuścił go z rąk, nim jednak kociak upadł na ziemię, zniknął. - Miejmy nadzieję, że nikt nie będzie chciał ci nic zrobić, Harry. Ciężko będzie wytłumaczyć obecność czarnomagicznego kota, który zagryza twoich wrogów. - Uśmiechnął się.

***

Harry wrócił do komnat Severusa. Na wargach wciąż czuł smak Blaise'a. Z wściekłością uderzył pięścią w jedną z poduszek, pokrywających czarną, dużą sofę w saloniku Mistrza Eliksirów. Chcąc się uspokoić, zaczął kontemplować wystrój wnętrza. Ściany z ozdobnego kamienia, podłoga z grubo ciosanego, ciemnego drewna - prawdopodobnie z tego samego, co i belki podtrzymujące sufit. Gruby, puszysty dywan w kolorze burgunda zaścielał sam środek komnaty. Podchodził prawie pod prosty - zrobiony z tego samego kamienia co ściany - kominek z wiecznie płonącym ogniem . Jedna ze ścian zastawiona była półkami z książkami. Po przeciwnej stronie stało masywne, ale proste w konstrukcji biurko, rzec można klasyczne. Kanapa, na której siedział, stała naprzeciw kominka. Była jedynym tego rodzaju meblem w tym pomieszczeniu. Prawdopodobnie było to spowodowane znikomą liczbą osób, odwiedzających Snape'a w jego prywatnych komnatach. Zastanawiający jednak był brak jakichkolwiek przedmiotów osobistych: zdjęć, bibelotów, obrazów. Nic, całkowita bezosobowość. Zwinął się w kłębek czując, że pierwszy raz od dawna potrzebuje snu. Był zmęczony ciągłą gonitwą myśli i walką z samym sobą.

Poczuł, jak ktoś go obejmuje, jak chłodna dłoń odgarnia włosy z jego twarzy. Czyjeś usta całowały jego skroń, policzki, by w następnym ruchu spocząć na wargach w delikatnych, drażniących muśnięciach. Jego oddech przyspieszył, a serce zaczęło coraz szybciej pompować krew. Otworzył oczy. Oblicze Marvolo z tak bliska było jeszcze doskonalsze niż pamiętał. Czerwień tęczówek nie była już tak jednolita, odkrył w nich ciemniejsze, prawie czarne plamki, a pionowe źrenice były jakby lekko zaokrąglone i bardziej kocie niż gadzie. Uśmiechnął się.
- Witaj. - Głos Harry'ego był dziwnie zachrypnięty i słaby. Lordowi jednak zdawało się to nie przeszkadzać. Znów go pocałował. Tym razem mocno i zaborczo. Lekko ugryzł jego dolną wargę, by po chwili leciutko wodzić po niej językiem. Harry nie zdołał pohamować jęku rozkoszy, rozchylając przy tym usta. Voldemort skwapliwie skorzystał z okazji i pogłębił pocałunek. Badał językiem wnętrze ust chłopaka. Wodził nim po krzywiźnie zębów, muskał podniebienie. Gryfon, po pierwszym zaskoczeniu, podjął wyzwanie. Ich języki splotły się w szaleńczym tańcu, walcząc o dominację. Harry nawet nie wiedział, kiedy znalazł się pod mężczyzną. Czuł jego ciężar na sobie. To było dla niego zbyt wiele. Miał wrażenie jakby cały płonął, a Marvolo był taki kojąco chłodny. Przywarł do niego całym ciałem i już nie potrafił pozostać w bezruchu. Zaczął się o niego ocierać w zapamiętaniu. Nie kontrolował ruchów własnego ciała i kontynuowałby z żarliwością, gdyby nie stanowcze dłonie, które unieruchomiły jego biodra. Jęknął z frustracji i niezaspokojenia. Był boleśnie świadom swojej erekcji. Wiedział, że mężczyzna też ją czuje na swoim brzuchu.
- Spokojnie, Harry, ciiii - szepnął mu do ucha, wywołując kolejny, niekontrolowany dreszcz jego ciała. Harry zacisnął zęby i zamknął oczy, starając się jakoś odgrodzić od tych wszystkich bodźców. Poczuł jak Marvolo z niego schodzi, na koniec samemu ocierając się o jego ciało.
Otworzył oczy chcąc zobaczyć twarz mężczyzny, ale był już sam. Poderwał się, uświadamiając sobie nagle, że to był tylko sen. Miał jednak w swoich spodniach dość twardy dowód na to, że nie wszystko było wytworem jego wyobraźni.

***

Voldemort podniósł kieliszek kontemplując czerwień płynu. Światło w cudowny sposób załamywało się przy spotkaniu z kryształem kieliszka, nadając winu nierealnego koloru. Upił łyk, rozkoszując się cierpkim smakiem.
- Mam nadzieje, że podobał ci się sen, Harry. - Oczy Marvolo rozpalił blask zadowolenia. - Bo mi bardzo, a to dopiero początek... - Pogłaskał Nagini po głowie. - Dawno nie jadłaśśśś ludzkiego mięsssa, prawda moja piękna? Ssssądze, że będę miał cośśśś dla ciebie. - Wąż uniósł głowę. Jego zadziwiająco rozumne oczy błysnęły zainteresowaniem. - Mussszę tylko to jesssszcze przemyśśśleć. - Komnatę wypełnił jego śmiech - był to jeden z tych upiornych dźwięków, które mimo iż mroziły krew w żyłach, to jednak przyciągały swym demonicznym pięknem.

***

Harry razem z Draco wszedł do Wielkiej Sali. Miał dziwne uczucie déjà vu. Poczuł się jak w drugiej klasie, gdy wszyscy myśleli, że jest Dziedzicem Slytherina. Wtedy rozmowy też milkły, gdy pojawiał się na horyzoncie, by po chwili wznowić się i dać mu wyraźne przesłanie, czego i kogo dotyczą. Tym razem jednak to go nie denerwowało, ani nie przerażało. Już go nie obchodziło, co myślą inni. Ruszył do stołu Gryfonów, ale zanim zdążył zrobić dwa kroki, drogę zastąpił mu Zabini.
- Harry, chciałem cię przeprosić - wyszeptał, by nikt niepowołany nie usłyszał, o czym mówią. - Zachowałem się jak idiota.
- Masz rację, jak kompletny idiota. - Blaise rzucił mu urażone spojrzenie, które szybko przeszło w skruchę.
- Mam na swoje usprawiedliwienie tylko to, że było bardzo wcześnie, a ja nie byłem do końca przytomny i ty zawsze mi się podobałeś. - Chłopak starał się wyłapać każdy ślad emocji na twarzy Gryfona, jednak ten stał tam ze znudzoną miną i nawet jeśli słowa Ślizgona w jakiś sposób go poruszały, to skrzętnie to ukrywał. - Chcę powiedzieć, że to się już więcej nie powtórzy. Lubię cię, Harry i chciałbym dalej być twoim przyjacielem.
- Nie ma sprawy. - Potter wzruszył ramionami i odwrócił się by go wyminąć.
- Tak po prostu?
- Tak. - Zabini wyglądał, jakby go ktoś ogłuszył. Gdyby nie Draco, który z mieszanymi uczuciami przysłuchiwał się jego pokrętnym tłumaczeniom, prawdopodobnie przez całe śniadanie nie ruszyłby się z miejsca.

Harry usiadł przy stole Gryffindoru. Koło niego, tam, gdzie powinien być Ron, siedział Neville. Po przeciwnej stronie, zamiast Hermiony był Seamus. Jego dawni przyjaciele zajęli dalsze miejsca, ścigani ciekawskimi spojrzeniami domowników. Ginny uśmiechnęła się do niego pocieszająco, a on odpowiedział jej ironicznym toastem dyniowym sokiem czym, nie wiedzieć czemu, rozśmieszył ją do łez.
- Czy ja o czymś nie wiem, Ginny? - Uniósł brew w nader ironicznym wyrazie politowania dla jej zachowania.
- Och, może o tym, że teraz wyglądasz jak Ślizgon i to z dożywotnim patentem? - Uśmiechnęła się słodko.
- Czyżby biedna Gryfonka bała się węży?
- Czyżby wąż chciał przestraszyć biedną Gryfonkę?
Całe śniadanie upłynęło im na podobnych przekomarzaniach. Harry dziwił się samemu sobie, że z taką łatwością przyzwyczaja się do braku starych przyjaciół. Złapał się na odruchowym odkładaniu ostatniego ciasteczka wiśniowego dla Rona, jednak świadomość braku ich towarzystwa już go nie raniła. Czuł się dziwnie, jakby... wolny?

No to tak. Mamy rozdział. Następny...
Dziś mam też zamiar dodać rozdział Don't forget :) niestety Diabła stróża jest tylko ponad 20 rozdziałów.

diabeł Stróż (Nie Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz