Rozdział 1

16.6K 593 257
                                    

Wpatrywał się w niebo, widoczne z okna jego maleńkiej sypialni. Zawsze lubił ten widok. Był dla niego jak pocieszające ramie. Coś stałego i niezmiennego w jego życiu. Jego wzrok przykuł ledwo widoczny obraz w szybie - jego własne odbicie. Drobny, szczupły chłopak z włosami rozczochranymi do granic możliwości i oczami w tak jadowitym kolorze, że zbyt długie wpatrywanie się w nie, mogłoby doprowadzić do obłędu. Skrzywił się niezadowolony z rezultatu oględzin, nigdy nie lubił swojego wyglądu, był zbyt delikatny. Jednak, to nie z tego powodu postanowił, iż ta noc będzie bezsenna. Nie. Czekał, aż wyrównają się oddechy pozostałych domowników, aż zapadną w naprawdę głęboki sen. Czekał, aż będzie mógł zabrać swoje rzeczy i uciec, co miało nastąpić już niedługo.
Znów zapatrzył się w gwiazdy. Syriusz na niebie mrugał do niego... jakby kpiąco. Ze złością myślał o tym, że dyrektor czekał aż do połowy wakacji, by oznajmić mu, że udało się wyciągnąć zza zasłony imiennika tej gwiazdy. Nie powinien się spodziewać, że wydarzenia z ostatniego roku nauczą czegoś tego starca, który sądzi, że zawsze wie najlepiej. Jego wargi wykrzywił z lekka ironiczny uśmiech. Już nic nie będzie tak samo Pomyślał. Już nic.

Zebrał swoje rzeczy i cicho, jak cień wymknął się z domu. Owocowały lata praktyki w schodzeniu wujostwu z drogi. Błędny Rycerz był już tylko kolejnym etapem, na drodze do wolności. Rozmyślania przerwało mu dziwne przeświadczenie, że ktoś go obserwuje. Po chwili przeczucie zamieniło się w pewność, gdy czyjeś ramie, jak stalowa obręcz zacisnęło się na jego tali, a w rękę został włożony jakiś przedmiot. Z przerażeniem uświadomił sobie, że to świstoklik.

Nieprzyjemne uczucie wirowania ustało, kiedy został brutalnie pchnięty na wyściełaną puszystym dywanem podłogę. Próbował dojść do siebie, podczas gdy nad jego głową rozgorzała dyskusja.
- Bella, czyś ty rozum postradała? Dlaczego przyprowadziłaś tego chłopca do mnie? - Kobieta o pięknych blond włosach wpatrywała się z ogniem w oczach w Śmierciożerczynię.
- Powinnaś się cieszyć. Pan na pewno będzie uradowany, gdy dostanie taki prezent.
Chłopak oprzytomniał na tyle, by uświadomić sobie, że jest w gustownie urządzonym salonie Malfoyów, a kobieta, która go porwała to Bellatriks Lestrange. Jego uwagę przyciągnął odgłos kroków za jego plecami. Nie musiał się kłopotać odwracaniem głowy, gdyż osoba, która weszła do pokoju od razu zamanifestowała swoją obecność.
- Bella, jak zawsze najpierw działasz, a potem myślisz. Pozwól, że teraz my zajmiemy się naszym gościem. - Zimny głos Lucjusza rozniósł się z doskonałą akustyką po pomieszczeniu. Harry zastanawiał się, jak długo musiałby ćwiczyć, by osiągnąć taki efekt. Mężczyzna już po chwili stanął przed nim i bez zbędnych słów podniósł go i pchnął w stronę wygodnej sofy. Chłopak nie protestował, gdyż ciągle mu się kręciło w głowie i potrzebował chwili odpoczynku. - Witaj w naszych skromnych progach, Potter. - Wzrok Malfoya spotkał się z krystaliczną zielenią Avady. Gdyby nie lata kontrolowania odruchów, ciałem mężczyzny wstrząsnąłby dreszcz. Te oczy wwiercały się w duszę, zostawiając na niej ślady swej bytności. W swoim życiu spotkał tylko jednego człowieka, który miał taki wzrok - Czarnego Pana.
- Lucjuszu, co mamy niby z nim zrobić? Przecież...
- Spokojnie. - Usta mężczyzny wykrzywił lekki półuśmiech. - Na razie postaramy się, by naszemu gościowi niczego nie brakowało, a potem oddamy przesyłkę tam, gdzie miała zostać dostarczona. Bello - podniósł wzrok na kobietę stojącą za kanapą. - Zawołaj pozostałych, niech przywitają się z Harrym. Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko? - uśmiechnął się do chłopaka, który ku jego zdziwieniu tylko wzruszył ramionami i ułożył się wygodniej na kanapie. Zauważył, że robił to z jakąś dziwną ostrożnością, jakby oceniając, czy może wykonać każdy kolejny ruch. Intrygujące. Pomyślał.
Już po chwili do pokoju weszło trzech mężczyzn. Harry od razu ich rozpoznał. Bracia Lestrange i Severus Snape. Ten ostatni zatrzymał się w drzwiach i wpatrywał się w Harrego z wręcz komicznym wyrazem twarzy. Chłopak zastanawiał się czym to jest spowodowane.
Jak zawsze niedoinformowany - stwierdził szyderczy głos w jego głowie. - Przypominasz mu kogoś, kogo zobaczył we wspomnieniach Dumbledore'a. Jak widać nie tylko ty masz skłonność do zaglądania w cudze myślodsiewnie.
Harry wzdrygnął się. Sam wiedział aż za dobrze, że zmienił się w ciągu ostatnich miesięcy. Może nie w bardzo widoczny sposób, ale jednak, potrafił wyczuć w sobie te subtelne modyfikacje. Wiedział też, do kogo one należą, a raczej od kogo pochodzą.
- Więź, Harry, ona staje się coraz silniejsza, nigdy o tym nie zapominaj.
- Jakże bym śmiał.
- Przestańcie się w niego tak wpatrywać, biedny chłopak, musi być przerażony. - Harry spojrzał w kompletnym szoku na Narcyzę Malfoy, która, jakby nie patrzeć, strofowała właśnie w jego obronie pozostałe osoby w pokoju.
Wstał z kanapy, nie zważając na ból w plecach towarzyszący temu ruchowi i podszedł do niej.
- Nie, proszę, nic się nie stało - jego dłoń spoczęła uspokajająco na jej ręce. Kobieta popatrzyła na niego zdziwiona, tak jak i reszta obecnych.
- Pan Potter znów bawi się w orędownika światła i pokoju. - Słowa Severusa jakby przepłynęły koło kobiety, która uporczywie wpatrywała się w dłoń Pottera.
- Twoja ręka...
- Tak, widzimy, że cię dotknął. Skoro go broniłaś, to teraz nie bądź taka delikatna, nie połamie cię. - Komentarz Lucjusza mógłby się wydawać szyderczy, ale Harry słyszał w nim pozytywne emocje w stosunku do kobiety. Popatrzył na mężczyznę zaszokowany. Nigdy by się nie spodziewał...
- Ty ją kochasz... - To niedokończone zdanie wypowiedziane cichym, zdziwionym głosem, wprawiło wszystkich w konsternacje. Nawet idealna maska Malfoya - seniora zachwiała się w swej doskonałości.
- Jak odkrywczo, panie Potter.
- Lucjuszu, dość - Narcyza brutalnie przerwała mężowi, czym zaskoczyła obecnych. To była niepisana zasada, Malfoyom się nie przerywa. - Harry, twoja ręka jest zimna, lodowato zimna. - Chłopak szybko cofnął dłoń i skrzyżował obie ręce za plecami, jak małe dziecko chcące ukryć dowody ostatniej psoty.
- To nic, naprawdę. Było zimno i...
- Potter, przypominam ci, że jest lato. - Głos Mistrza Eliksirów rozbrzmiał tuż za nim. - Sadze, że powinieneś nam to wyjaśnić. - Chłopak wyraźnie się najeżył.
- Nie ma tu nic do wyjaśniania. Odsunął się od nich, cofając powoli w stronę kominka. Lekko krzywiąc twarz przy każdym ruchu.
- Bellatriks, jeśli zabawiłaś się z tym dzieckiem na swój sposób... - W zimnym głosie Lucjusza pobrzmiewała groźba, gdy zwrócił się do kobiety.
- Nic mu nie zrobiłam, dlaczego przypuszczasz...
Nagle wszystkie głowy zwróciły się na chłopaka.
- Jesteś ranny? - to była Narcyza, która pierwsza zadała to pytanie.
Harry kompletnie nie rozumiał, co tu się dzieje. Dlaczego obchodzi ich czy coś mu się stało? Przecież jest głównym celem ich Pana. Mają za zadanie dorwać go i unieszkodliwić, czyli skrzywdzić, więc dlaczego? Kątem oka zauważył, że zbliża się do niego Rodolphus Lestrange. Szybko zrobił jeszcze parę kroków w tył, ale uderzył plecami w obramowanie kominka i zasyczał z bólu. Teraz, na twarzach zebranych pojawiła się pewność, co do przypuszczeń Lucjusza.
- Przestań się bać, nic ci się nie stanie, uwierz mi wreszcie - ponownie odezwał się głos w jego głowie.
- Nie potrafię.
- Jesteś irytujący.
- To nie ja siedzę i gadam w twojej głowie. - Harry wręcz czuł rozdrażnienie głosu, wiedział, że już dziś się nie odezwie.
- Przestańcie wszyscy, nie widzicie, że go straszycie?- Rabastan popatrzył zimnym wzrokiem po zebranych.
- Straszymy? Chcemy mu tylko pomóc, on cierpi. - Głos Narcyzy był dziwnie przytłumiony.
- Tak. I on ma w to uwierzyć. Jesteśmy Śmierciożercami, jego naturalnymi wrogami, do cholery - koniec zdania, mężczyzna wygłosił już zdecydowanie zdenerwowanym tonem.
Harry popatrzył się na nich zdezorientowany.
- Nie boję się was.
- Potter, naprawdę, oszczędź nam popisu gryfońskiej odwagi.
- Severus, dość, przestań denerwować chłopaka jeszcze bardziej. -Tym razem to Bella zabrała głos, zadziwiając wszystkich.
- Przypominam ci, kochana, że sama go tu przytachałaś. - Lucjusz był wyraźnie zirytowany zaistniałą sytuacją.
- Tak, bo uciekał. Nie mogłam mu na to pozwolić.
- Po pierwsze - nie krzycz, po drugie - jak to uciekał?
- Sądzę, że powinniśmy przestać się kłócić i zapytać Harry'ego - łagodny głos Narcyzy najwyraźniej przywołał wszystkich do porządku. Na nieszczęście chłopaka, teraz ich uwaga skupiła się na nim. - Nie bój się - dodała tym samym tonem.
Potter wpatrywał się w nich przez chwile wyraźnie skonsternowany.
- Ja się naprawdę nie boję. Och, co prawda chaotyczność waszej rozmowy przyprawia mnie o ból głowy, ale na pewno nie przeraża - uśmiechnął się do nich. - Ciężko za Wami nadążyć, tylko tyle.
- Nadążyć? Potter, tylko mi nie mów, że uderzyłeś się w głowę i spadłeś do poziomu człowieka pierwotnego, nie żebym nie podejrzewał, że już tam jesteś. - Głos Severusa był wręcz oślizgły od szyderstwa.
- Nie, proszę pana, raczej chodziło mi o to, że zbyt szybko zmieniacie zdania, bym mógł nadążyć za śledzeniem tego, co się następnie wydarzy.
- Starasz się przewidzieć, co zrobimy? - Rodolphus był, delikatnie mówiąc, niedowierzający.
- Tak.
- Brzmisz jak wróżka. - Malfoy był wyraźnie rozbawiony zaistniałą sytuacją, jednak jego kpiący uśmiech szybko zniknął zastąpiony na krótkie mgnienie konsternacją, gdy chłopak podszedł do niego i dotknął jego twarzy. Wydawało mu się, że ręka Pottera jest lodowato zimna, a po opuszkach palców przepływała jakaś energia. Miał wrażenie, że na jedno uderzenie serca wszystko zwolniło swój bieg, ziemia przestała się obracać i wirować. Jakby dotknął przyszłości.
- Nie jestem wróżką - odpowiedział spokojnie.
- Nie, nie jesteś. - Lucjusz popatrzył w oczy chłopaka, by po chwili zerknąć na jego dłoń. Chciał również dotknąć swojego policzka, by sprawdzić, czy nie pozostał na nim jakiś ślad, ale takie nieopanowanie nie przystoi Malfoyom. Musi poczekać aż będzie w swoich pokojach, może wtedy.
- Lu...? - W głosie pani Malfoy brzmiało jedno, wielkie pytanie.
- Nic się nie stało. Po prostu pan Potter był tak miły uświadomić mi, że wprowadzamy niezły zamęt w jego umyśle i naprawdę śledzi naszą przyszłość. Prawda? - popatrzył na chłopaka, czekając, by ten potwierdził jego słowa.
- Sam bym tego tak nie wyjaśnił, ale po uproszczeniu, można to tak nazwać. - Harry znów się uśmiechnął. - I naprawdę się nie boję, bo nic mi nie zrobicie, nie macie takich pragnień. Błąd, nie mieliście. - Jego wzrok spoczął na Bellatriks, której oczy zaczynały płonąć szaleństwem.
- Widzisz przyszłość, czyli pozwoliłeś mi się złapać, a teraz wiesz, że nic ci nie zrobimy, więc czujesz się bezpieczny. Oj, chyba musisz mi wyjaśnić parę rzeczy. W co ty grasz? Czego ty chcesz? - Kobieta z każdym słowem coraz bardziej się emocjonowała.
Chłopak zauważył, że każdy w pokoju zrozumiał, co to może znaczyć.
- To jakaś pułapka? - Lucjusz spojrzał na niego z zaciętym wyrazem twarzy. - Widzisz przyszłość, więc zobaczyłeś, że jak tu przyjdziesz, to nie zabijemy cię od razu i będziesz miał czas, by coś nam zrobić, mam racje?
- Nie
- Nie? - padło szydercze pytanie.
- Nie - odpowiedział twardo. - To tak nie działa, przyszłość jest względna - chłopak jęknął sfrustrowany. - Nie jestem Trelawney, nie mówię przepowiedni. Potrafię powiedzieć, co się już zdarzyło z cholerną dokładnością nawet setki lat wstecz, ale to nie działa na zawołanie, zwłaszcza jeśli chodzi o przyszłość. Każda decyzja sprawia, że przyszłość się zmienia, wszystko ma przyczynę i skutek, jak i wiele dróg. Cholera jasna. - Chłopak chwycił za głowę, lekko się zataczając, by po chwili paść na podłogę. Patrzyli zaszokowani jak zwija się w pozycji embrionalnej, oddychając ze świstem. - Zdecydujcie się wreszcie. Zabijcie mnie albo zamknijcie gdzieś, tylko zdecydujcie się na coś - wycharczał z trudem.
Popatrzyli po sobie zdezorientowani. Narcyza ostrożnie przyklęknęła koło chłopaka. Przeczesała dłonią jego włosy. Harry nagle przestał drżeć konwulsyjnie, zamiast tego chwycił jej rękę i przytulił się do niej policzkiem.
- Proszę, czy mogłabyś myśleć o czymś dobrym, błagam, coś radosnego. - Jego jadeitowe oczy wwiercały się w jej dusze z prośbą, której nie mogła odmówić.
Usiadła na ziemi przyciągając chłopca do siebie i lekko go kołysząc, wspominała w myślach najszczęśliwsze dni swojego życia. W miarę upływu czasu zauważyła, że chłopak zaczął się uspokajać, a jego dłonie stały się cieplejsze, bardziej ludzkie.
Pozostali rozsiedli się w salonie i po prostu patrzyli na tę parę, nie wiedząc, co o tym myśleć. Przynajmniej chłopak zdawał się uspokajać. Nagle otworzył szeroko oczy, w których obok niebotycznego zdumienia pojawiły się psotne iskierki.
- Przykro mi, nie dostaniesz tego, co chcesz. - Kobieta popatrzyła na niego zaskoczona, ale gdy jego wzrok dyskretnie ześlizgną się na jej brzuch, zrozumiała. - Żadnego różu - dodał.
- O czym on mówi? Jaki róż? - Lucjusz był już mocno zirytowany długim czekaniem, a teraz ta niedorzeczna rozmowa. Jaki róż, na kopniętego Merlina? Lekki rumieniec, który wpłynął na policzki jego żony, też nie podziałał na niego uspokajająco. Do tego ten cichy chichot Pottera.
- Lucjuszu usiądź - zaczęła Narcyza.
- Nie mam zamiaru...
- Lepiej usiądź, wariant ze staniem zakłada, że zemdlejesz, a to raczej nie wchodzi w krąg zachowań dozwolonych Malfoyom. - argumentował Harry.
Lucjusz przez chwile mierzył się spojrzeniem z najwyraźniej rozbawionym chłopakiem, ale w końcu usiadł, alternatywa w istocie nie była zbyt kusząca.
- Narcyzo... - Irytacja mężczyzny musiała sięgać zenitu, jednak Harry musiał przyznać, że ani na chwile nie pozwolił on swej masce opaść i ukazać tego, co tak naprawdę o tym wszystkim myśli.
Kobieta odchrząknęła lekko i uśmiechnęła się do swojego męża.
- Pamiętasz, że ostatnio kazałam skrzatom odświeżyć pokoje dziecinne?
- Tak, ale co to ma do rzeczy?
- Widzisz, miałam nadzieje, że będę mogła zmienić ich kolorystykę.
- I...? - Mężczyzna potoczył złym wzrokiem po wyraźnie rozbawionym towarzystwie.
Narcyza spojrzała pytająco na Harry'ego.
- Nie, na pewno żadnych kucyków, za to dużo radości - uśmiechnął się. - I na pewno wszystko będzie dobrze.
Nagle do Lucjusza dotarł sens całej rozmowy. Różowy, pokój dziecinny, kucyki i ten dziwny rumieniec na twarzy jego żony i błysk strachu w tych tak pięknych oczach. Zanim urodził się Draco poroniła trzy razy, a potem uzdrowiciele powiedzieli, że ich pierwsze dziecko będzie jednocześnie ich ostatnim, a ewentualna, kolejna ciąża może zakończyć się jej śmiercią. Pierwszy raz, odkąd ojciec wyjaśnił mu, co to znaczy być Malfoyem, Lucjusz na oczach kogoś innego niż najbliższa rodzina, pozwolił opaść swojej idealnej masce. W jego oczach zapłonęło przerażenie, a ze ściśniętego gardła wydobyło się tylko jedno słowo.
- Nie.
Narcyza wyglądała jakby ktoś uderzył ją w twarz. Bellatriks podniosła się ze swojego miejsca z wyraźną żądzą mordu na szwagrze.
Harry lekko dotknął policzka kobiety, która trzymała go w ramionach.
- Przypomnij sobie. On się boi, on kocha.
Lekkie kiwnięcie głowy potwierdziło, że pani Malfoy zrozumiała, o co mu chodzi. Jej wzrok spoczął, na Belli.
- Co zamierzasz zrobić? Usiądź. Pozwól mi załatwić to samej. Nie rozumiesz, co się dzieje.
- Ale... - Lestrange wyglądała na wyraźnie niezdecydowaną.
- Proszę... - Kobieta przeniosła wzrok na swojego męża, który w dalszym ciągu wpatrywał się w nią uporczywie, tyle, że teraz jego twarz była idealnym odbiciem obojętności. - Harry Potterze, zrobiłbyś coś dla mnie? - zapytała Narcyza.
Chłopak nie odpowiedział, jedynie podniósł się i podszedł do mężczyzny z delikatnym i wyrozumiałym uśmiechem na twarzy.
- Chcę ci coś pokazać, ale musisz mi na to pozwolić. - Malfoy popatrzył na niego tak zimno, że aż ciarki przeszły mu po plecach, ale nie poruszył się, czekał. Po chwili mężczyzna skinął głową. Potter drugi raz tego wieczoru dotknął twarzy mężczyzny, który znów doświadczył owego dziwnego wrażenia, jakby... bezczasu. To było najlepsze określenie. Jednak tym razem zobaczył coś dobrego, skąpanego w jasnym świetle. Widział siebie i Narcyzę w pokoju dziecinnym. Trzymał na rękach małe dziecko. Mógłby powiedzieć, że to się już stało, że tym dzieckiem był Draco, ale wiedział, że tak nie jest. Wiedział, że tego dziecka jeszcze nie ma. Nie mógł dojść skąd to przeświadczenie, ale wiedział. Świadomość tego faktu pociągnęła za sobą inną - jego żona stała obok. Ona i ich drugi syn. Oboje bezpieczni, ciągle w jego, a nie śmierci, objęciach.
Harry ostrożnie cofnął dłoń i wstrząśnięty wpatrywał się w oczy Lucjusza. Nigdy by się nie spodziewał, że metal, tak zimny z pozoru, może być tak gorący. Usta mężczyzny bez jakiegokolwiek dźwięku ułożyły się w pojedyncze „dziękuję". Po chwili wszystko było jak dawniej. Harry zastanawiał się, czy ta bardziej ludzka wersja Malfoya nie była tylko wytworem jego wyobraźni.
- Chyba powinniśmy to uczcić, prawda, kochanie? - Lucjusz podszedł szybkim krokiem do swojej żony i pomógł jej wstać. Na mgnienie sekundy dostrzegła w jego wzroku bezgraniczną radość. Zrozumiała. Dziękował jej i był szczęśliwy, ale był też Malfoyem, a dziś już raz zapomniał o tym.
Potter tylko pokręcił głowa i opadł na fotel, który dopiero co zajmował pan domu. Zapomniał, że powinien uważać i syknął z bólu odrywając plecy od oparcia. Z zakłopotaniem zauważył, że znów wszystkie oczy wpatrują się w niego.
Mistrz Eliksirów, zwinnie i cicho podszedł do chłopaka. Mierzyli się przez chwile wzrokiem aż wreszcie Harry odetchnął zrezygnowany.
- Jak mniemam oznaczało to, że pozwolisz się zbadać. - Potter tylko wzruszył ramionami w odpowiedzi na ten zimny syk Snape'a, zastanawiając się, jakie są szanse, że profesor ma utajony dar i jest wężoustym. - Sam ściągniesz tą koszule, czy mam ci pomóc?
Chłopak nadal milcząc, wykonał polecenie. Wiedział, że nawet, jeśliby się nie zgodził, to on zrobi swoje. Gdy mężczyzna zobaczył jego plecy, aż mruknął ze zdziwienia, a jego głos, gdy się odezwał, był przepełniony wściekłością. Harry wzdrygnął się na ten dźwięk i potoczył po zebranych przestraszonym wzrokiem. - Potter zadałem ci pytanie!
- Severusie, on się boi. - Rabastan stanął koło Mistrza Eliksirów, a jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki, gdy zobaczył plecy chłopaka. - Dobry Merlinie.
Snape spróbował się uspokoić, nie chciał straszyć Pottera. Nie lubił go, ale po tym, co zobaczył nie było mowy o tym, by zastosował w stosunku do niego swoje zwyczajowe zachowanie. To był dzieciak. Dzieciak ze zmasakrowanymi plecami, a rodzaj ran wskazywał wyraźnie, że ktoś nieźle zabawił się z biczem. Jednym machnięciem ręki przywołał skrzata.
- Biegacz, przynieś gorącą wodę, bandaże i eliksiry w zielonych butelkach z mojego kufra, natychmiast.
W skupieniu patrzył na rany Pottera, mgliście świadomy, że młodszy z braci Lestrange próbuje wyciągnąć coś z chłopaka. Milczenie Gryfona w tej sprawie było irytujące, ale zachowanie Rabastana jeszcze bardziej. Od kiedy to on tak bardzo przejmuje się skrzywdzonymi dziećmi? Wtedy pochwycił jego spojrzenie i tą zimną determinacje na dnie wzroku. Wiedział, co to jest. Obietnica zemsty. Nieważne, że Potter był Cholernym-Chłopcem-Który-Odważył-Się-Przeżyć. Coś w tym, co dziś się wydarzyło, sprawiło, że był im bliski. To, jak podszedł do Lucjusza, uspokajając jego strach przed utratą Narcyzy - tak, Severus dobrze wiedział, dlaczego jego przyjaciel zareagował tak, a nie inaczej, wiedział ile ich kosztowało sprowadzenie na świat Dracona, że jego przyjaciel wolałby, żeby jego linia wygasła, niż utracić żonę. W dodatku chłopak powiedział, że się ich nie boi. To było dziwne, gdy zwinięty się na podłodze, prosił, by wreszcie zdecydowali co z nim zrobić i nawet zabili, byleby tylko skończył się ten chaos w jego głowie. A teraz te rany. On nic nie mówił, nie jęczał, nie skarżył się, nie sprzeciwiał - po prostu milczał. To było najgorsze, ta całkowita akceptacja i ta pustka, która pojawiła się w jego oczach. To sprawiało, że nawet on odczuł jakiś dziwny przymus pomagania mu. Potrząsnął głową, chcąc wyzwolić się od tych myśli.
Widział teraz Narcyzę, która delikatnie przeczesywała włosy chłopca, tuląc jego głowę do swojej piersi. Jej wzrok wyraźnie mówił, że jeżeli mu nie pomoże, to nawet Czarny Pan będzie jej zazdrościł sadystycznych umiejętności, a gdy dorwie ludzi, którzy mu to zrobili, to rozszarpie ich na strzępy. Zaskoczony stwierdził, że potrafił zrozumieć tą potrzebę bronienia tego chłopca. W końcu dał jej nadzieje, pokazał, że wszystko będzie dobrze. To było coś, czego nie mogła otrzymać od nikogo innego. Ta pewność, że będzie mogła cieszyć się swoim dzieckiem. Instynkt macierzyński był czymś, nad czym wolał się nie zastanawiać i nigdy nie wchodził mu w drogę. Za bardzo cenił swoje życie. Jednak bardziej ciekawiło go, co dzieje się w umyśle Lucjusza.
Z tych rozmyślań wyrwało go ciche pyknięcie towarzyszące pojawieniu się skrzata.
- Biegacz ma wszystko, o co pan prosił. - Skrzat skłonił się nisko i zniknął odprawiony.
Severus zabrał się za opatrywanie pleców. Oczyszczając je z krwi zauważył, że są pokryte siatką cienkich blizn, jakby już wcześniej chłopak był doprowadzany do takiego stanu. Ciche warknięcie wydobyło się z jego krtani. Chłopak wzdrygną się lekko, a mordercze spojrzenia obecnych w pokoju powstrzymały Severusa przed wyrażeniem dalszych opinii. Nie był święty, co to, to nie, ale na Merlina i wszelkie ciemne stwory, nigdy nie skrzywdził żadnego dziecka. Nie żeby nie miał chęci, ale...
Z zaciętym wyrazem twarzy dokończył swoją prace i delikatniej niż początkowo zamierzał, wtarł w plecy maść przyspieszającą gojenie. Potem podał mu do wypicia całą mieszankę eliksirów. Widział, jak głowa chłopaka powoli opada bezwładnie, a oczy zamykają się. Rabastan złapał go, delikatnie unosząc w ramionach, by nie urazić jego pleców.
- Chodź za mną - Lucjusz skinął na mężczyznę i obaj szybkim krokiem wyszli z salonu.
- Zastanawiam się, kto tak urządził tego rycerzyka Jasnej Strony - szept Bellatriks oddawał myśli ich wszystkich. - Nie lubię go, ale to wyglądało tak... Cholera, on wygląda tak... Nie wiem, ale trzeba być naprawdę potworem, by mu coś takiego zrobić.
- Bell, nie jesteś chyba odpowiednią osobą, by to mówić.
- Severusie, żadna z moich ofiar nie miała mniej niż osiemnaście lat - zmroziła go wzrokiem.
- Zdajecie się zapominać, że jesteśmy Śmierciożercami, a ten chłopak jest głównym celem Czarnego Pana. - głos Rodolphusa zabrzmiał jak wystrzał, uświadamiając im, w co tak naprawdę się wpakowali.

diabeł Stróż (Nie Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz