Rozdział 8

6.3K 332 53
                                    

Ulica Pokątna nic się nie zmieniła, pomyślał z zadowoleniem. Harry zawsze lubił to miejsce, zaraz po Hogwarcie. To właśnie ona była symbolem lepszego początku. Tu dostał swój pierwszy prawdziwy prezent, a nie stare rzeczy po kuzynie. Tu zaczął rozumieć, że magia to wcale nie bajka. Tu dowiedział się, że są ludzie, których cieszy jego istnienie. Zaczerpnął głęboko powietrze - zapach tego miejsca był jedyny i niepowtarzalny.
- Co ty robisz?
- Nic, Draco. Chodź. - Nie czekając na niego, ruszył przed siebie. Już dawno rozdzielili się z resztą towarzyszy. Tylko Rabastan, jako jego strażnik, śledził ich z pewnej odległości.
Malfoy szybko zrównał z nim swój krok i zaczęli oglądać sklepowe wystawy. Szkolne sprawunki załatwili już wcześniej, więc teraz postanowili „pozwiedzać". Po chwili Draco przyśpieszył i wszedł w największy tłum. Harry nie wytrzymał i roześmiał się, ubawiony zachowaniem przyjaciela.
- Z czego znów się chichrasz? - warknął przez zęby.
- Wiesz, jeśli nie lubisz Pansy, to powiedz jej żeby zostawiła cię w spokoju. A co do twojego uciekania, to przykro mi, ale i tak cię złapie.
- Skąd... Nie! Nie mów, wolę nie słuchać o tej twojej irytującej zdolności - westchnął i z cierpiętniczą miną odwrócił się w stronę, z której miała nadejść Ślizgonka. Towarzyszył jej Blaise Zabini, który na widok Pottera, przystanął ze zdezorientowaną miną. Pansy zrobiła to samo, ale dziewczyna była wyraźnie zaintrygowana sytuacją.
- Idź się z nimi przywitać, fretko, ja za ten czas załatwię swoje sprawy. - Harry już miał się odwrócić, gdy Malfoy złapał go za ramię i przytrzymał.
- Posłuchaj, musimy załatwić to tu i teraz. Powinni się przyzwyczaić do tego, że jesteśmy w dość przyjaznej komitywie. Poza tym, nie mam zamiaru cierpieć sam.
Pchnął chłopaka przed siebie i obaj, już zgodnie, ruszyli w stronę tamtej dwójki.
- Draco, mógłbyś mi coś wyjaśnić? - Zabini znacząco spojrzał na Gryfona.
- No właśnie. Jakim cudem dwa najgorętsze towary Hogwartu, spacerują w zgodzie po Pokątnej? To zniszczy twój image, Draco! - Parkinson uśmiechnęła się złośliwie.
- Ej, ej, spokojnie! Prawdopodobnie nie uwierzysz, gdy ci powiem, że nagle stałem się miłym i kochającym wszystkich ... - nim zdążył dokończyć swoją myśl, Harry zasłonił mu usta swoją dłonią.
- Draco Malfoyu, kto uczył cię dyplomacji? Nigdy nie mów czegoś, co mogłoby zostać użyte przeciwko tobie. - Chłopak popatrzył na niego, nie rozumiejąc, co Harry ma na myśli.
Dopiero mina Pansy powiedziała mu, o co chodziło. Znana była ze swojej ekstrawagancji, a wymawianie słowa na „k" w jej obecności było samobójstwem.
- Dzięki.
- Służę uprzejmie, ale nie polecam się na przyszłość - powiedział Gryfon, wykonując zabawny ukłon.
- Draco! Jakbyś zapomniał stoję i czekam na wyjaśnienia, a jeśli nie chcesz poczuć się jak po spotkaniu z samym Czarnym Panem, to mówże wreszcie.
- To proste. Harry spędził u mnie cześć swoich wakacji i zaprzyjaźniliśmy się - wzruszył ramionami i odwrócił się by odejść, ciągnąc za sobą Gryfona. - Idziemy na kremowe piwo, a wy?! - zawołał przez ramię.

Siedzieli przed pełnymi butelkami. Przy stoliku panowała cisza. Wpatrywali się tylko w siebie uważnie. Dwójka Ślizgonów wiedziała, że nie dowiedzieli się nawet części prawdy. Teraz czekali na jakiekolwiek wyjaśnienia. Podskoczyli przestraszeni na swych miejscach, gdy ciszę zmącił dźwięk zderzenia się ze sobą dwóch obiektów. Dopiero po chwili zrozumieli, że to głowa Pottera uderzyła o blat stolika.
- Ja was nie rozumiem, to gorsze niż turniej szachowy. Jesteście jakimś nowym zakonem z klauzulą milczenia? Draco, wyjaśnij im wszystko, proszę! Jak to dłużej potrwa to zwariuję, a wtedy będzie dopiero źle. I radziłbym ci się... Cholera, za późno.
Malfoy z ledwością pohamował wybuch śmiechu, gdy zrozumiał, o co na końcu chodziło jego przyjacielowi.
- Witaj, tato, mamo. - Malfoy senior skinął synowi głową i uprzejmie przywitał się z pozostałą dwójką. Narcyza usiadła koło Harry'ego i lekko objęła go za ramiona. Chłopak przekręcił odrobinę głowę ciągle leżącą na stole i uśmiechnął się do kobiety.
- Powiedz mi, co znowu zmalował mój syn?
- Och nic. Po prostu jest Malfoyem. - Roześmieli się oboje, jakby to był dobry żart.
- Możesz mi wyjaśnić, co to znaczy? - Lucjusz spojrzał na żonę z zimnym zainteresowaniem.
- Prywatny żart, Lucjuszu. - Spojrzała na niego z miną wcielonej niewinności.
- Prywatny?
- Tak. Znany tylko elitarnemu środowisku - dodał Harry, prostując się na swoim siedzeniu.
- Draco, możesz mi powiedzieć, dlaczego zrobiłeś z niego Ślizgona? - Malfoy tym razem, poddał syna działaniu swojego retrospekcyjnego wzroku.
- Ja?! Och nie! To wada wewnętrzna, ma zmutowane geny, tylko, że wcześniej nie wiedział jak ich używać.
Zaśmiali się na widok naburmuszonej miny Harry'ego.
- Jestem niewinną ofiarą zmowy czystokrwistych kreatur z ego rozmiarów wszechświata - sarknął.
- Eeee, Harry, na pewno dobrze się czujesz? - Draco spojrzał na niego ze zmartwieniem.
- Może jesteś chory, albo szare komórki ci się przegrzały - dodał Lucjusz z wrednym uśmieszkiem.
Chłopak zmrużył oczy i patrzył na nich dłuższy czas w milczeniu. Diabelskie ogniki w jego oczach uświadomiły im, że planuje zemstę. Odwrócił się do Narcyzy i bardzo długo szeptał jej coś do ucha. W pewnym momencie oboje odwrócili się w stronę Malfoya seniora z konspiracyjnymi i bardzo złośliwymi minami.
- Na nas już czas. - Mężczyzna błyskawicznie podniósł się z miejsca i pomógł wstać swojej żonie. - Byłbym zapomniał, powinieneś to zobaczyć. - Podał Harry'emu zwiniętego Proroka Codziennego i ulotnił się.
Dwójka Ślizgonów siedziała oniemiała, patrząc na Pottera. Draco tylko się uśmiechał, ubawiony całą sytuacją.
Harry rozłożył gazetę. Na pierwszej stronie widniał wytłuszczony nagłówek.

diabeł Stróż (Nie Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz