Luke myślał, że jeśli ostatnio z Kayą zachowywali się jak starzy przyjaciele to już tak zostanie. Niestety się mylił.
Dzisiaj miała odbyć się pierwsza wycieczka z projektu. Jak dobrze blondyn pamiętał, mieli iść do pobliskiego zoo. Super.
Plusem było zwolnienie z dzisiejszych zajęć lekcyjnych i zobaczenie pingwinów, które chłopak uwielbiał, ubóstwiał i Bóg wie co jeszcze. Gdyby ktoś niechcący zajrzał do jego szafy, zapewne zaatakowały by go pluszowe, biało-czarne zwierzęta.
Zbiórka była przed szkołą o godzinie 10, ale Luke dzięki swojej mamie był tam już od 8, przez co dwie godziny lekcyjne przesiedział na matematyce rozwiązując przykładowe testy na konkurs. Tak, blondyn startował w konkursie matematycznym, co nie wiedział czy zaliczyć do plusów czy minusów. Może i lubił obliczenia i inne takie rzeczy, ale nie był jakiś nadzwyczajny.
Stał teraz przed szkołą, dokładnie była 9.50 i nadal nie wyłapał wzrokiem brunetki. Czekał na nią, co było trochę dziwne. Ona była tylko jego podopieczną.
Kiedy wybiła 10, a dziewczyny nadal nie było, opiekun grupy czyli nauczyciel literatury ustawił uczniów w szeregu (jeśli można tak nazwać osoby stojące w zwartej "kupie") i rozdał każdemu żółtą chustkę. Jak w przedszkolu. Wszyscy zawiązywali je na głowie albo na ręce, ale Luke sobie oszczędził tego i przywiązał ją do plecaka.
- Proszę iść do swojego opiekuna.
- Ale... - usłyszał głos Kay'i i spojrzał w stronę Pana Martina, czyli opiekuna.
Brunetka także zauważyła chłopaka i w jednej chwili się skrzywiła.
- Nie mogę z Panem? - spytała prawie błagalnie.
Auć.
- Ot co! Po to masz starszego kolegę, aby się tobą zajmował, a nie ja będę sobie głowę zawracał.
Dziewczyna prychnęła i wolnym krokiem podeszła do Luke'a.
- Cześć - blondyn posłał dziewczynie uśmiech, a ta tylko odwróciła się do niego bokiem i zajęła się zawiązywaniem swojej chustki na nadgarstku. - Coś nie tak? - nie odpowiedziała. - Może ci pomogę? - podszedł bliżej i złapał jej dłoń.
Ta się jednak wyrwała z uścisku.
- Zostaw mnie, Luke.
- O co ci chodzi?
- O nic, idioto.
- Możesz mi powiedzieć co cię ugryzło? - spytał spokojnie.
- Możesz przestać się podlizywać, Hemmings? - warknęła.
- Podlizywać? Nie rozśmieszaj mnie. Po za tym od kiedy jesteśmy po nazwisku?
- Odkąd jesteś upośledzony. Czyli od zawsze - uśmiechnęła się wrednie.
Znowu auć.
- Czemu znowu jesteś...?
- No jaka? Jaka jestem? - uniosła obie brwi.
- Nie ważne.
Na szczęście blondyna - wycieczka ruszyła. Jakoś nie miał ochoty ciągnąć tej bezsensownej kłótni, jeśli tak można nazwać to co właśnie się wydarzyło.
Do zoo pojechali autobusem, bo znajdowało się prawie 10 kilometrów od szkoły. Kiedy dotarli na miejsce nauczyciele kupili bilety, aż wreszcie cała grupa mogła wejść na parcele. Nauczyciele powiadomili, że uczniowie mogą chodzić gdzie chcą do godziny 12.30, a potem mają spotkać się przy wejściu. Oczywiście upomnieli, że starsi powinni się zajmować swoimi podopiecznymi.
- To... Gdzie idziemy? - spytał Luke.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła przed siebie na dział safari. Szła po prostu przed siebie, zatrzymując się tylko na chwilę przy zwierzęciu które ją choć trochę zaciekawiło. Blondyn za to szedł posłusznie za nią.
Najdłużej chyba przystanęła przy małpach.
- Fajne, co? - spytał chłopak stając obok niej.
- Nie koniecznie, po prostu niezwykle podobne do ciebie. Zastanawiałam się, czy to nie przypadkiem twoi kuzyni.
*****
Proszę o opinie na temat rozdziału w komentarzu, to serio motywuje :)
CZYTASZ
the best || lrh
Fanfiction- Ekhem? - Co? - Gówno. To ty jesteś Luke, prawda? - Tak. Ty jesteś Kaya? - Nie, przecież Marilyn Monroe, nie widzisz? Copyright © QueenHellen 2016