- Luke?! - chłopak usłyszał podniesiony głos jego matki.
Był w 70% pewny o co chodzi. Opuścił dzisiejszą matematykę... przez Kayę. Kiedy wyszedł z tej damskiej łazienki było już po połowie lekcji i nie było sensu iść na tą lekcję. Poszedł dlatego do biblioteki i tam przesiedział 20 minut.
Blondyn przeszedł przez salon i trafił do kuchni, w której odbywała się połowa życia rodziny Hemmingsów. W tym pomieszczeniu prawie zawsze panował lekki chaos - niepozmywane naczynia w zlewie, niewytarty stół czy kapka dżemu na podłodze. Dlatego Luke się zdziwił gdy nie zauważył żadnego brudu, nic.
- Coś się...?
- Jeszcze się pytasz? Lucasie Robercie Hemmingsie, czemu cię nie było na mojej lekcji?!
- Po pierwsze - Liz zmierzyła go wzrokiem, za ton jego głosu. - Mamusiu... Nie mam na imię Lucas, tylko Luke.
- Urodziłam cię, chyba wiem jak masz na imię.
- A po drugie, przepraszam?
- Przepraszasz? Czy ty byłeś na wagarach?!
Z każdym słowem starszej blondynki, chłopak kulił się coraz bardziej. Zła Liz nie była najprzyjemniejsza.
- Nie, po prostu... - kobieta spojrzała na niego wyczekująco. - Tak - spuścił głowę.
- Wiedziałam - powiedziała.
- Nie dasz mi żadnej kary? - spytał z nadzieją chłopak.
- Oho nie myśl sobie, do domu wracasz przed 19 albo w ogóle nie wychodzisz.
Co? Luke kiedy wychodził do znajomych zawsze wracał przed północą. To była norma, a teraz...
- Okej mamo - westchnął i zawrócił się do salonu. - Hej Molly - chłopak podrapał za uchem swojego psa, który zajmował połowę kanapy. - Powiedz mi, co ja mam robić?
Molly przechyliła głowę w lewo i położyła łapę na udzie chłopaka, tuż na telefon w jego kieszeni. Mądry pies.
Luke wyjął urządzenie i przejrzał swoje kontakty, aż w końcu wystukał na klawiaturze krótką wiadomość.
Do: Mikey, Cal
Męski wieczór u mnie. Będzie pizzaPo około 3 minutach otrzymał jedną zwrotną wiadomość.
Od: Mikey
Otwórz mi choleraBlondyn uśmiechnął się i podszedł do frontowych drzwi. Wpuścił do środka granatowowłosego chłopaka. Ten od razu wpadł na korytarz i rozejrzał się jakby czegoś szukał.
- To gdzie ta pizza?
Luke automatycznie prychnął.
- Będzie jak ją zamówimy.
Mikey spuścił głowę.
- To mogłeś zaprosić mnie dopiero kiedy już byś ją miał.
- Gdzie Calum?
- Będzie później, podpadł siostrze.
- Rozumiem - blondyn kiwnął głową. - To co? Gramy w coś?
Przyjaciel nawet nie odpowiedział tylko po prostu ruszył do salonu, gdzie rozwalił się wygodnie obok suczki Hemmingsów. Przed tym wziął do dłoni kontroler. Luke tylko westchnął, ruszając za Cliffordem i włączając FIFĘ. Wziął drugi pad i usiadł przy kanapie na dywanie.
- Słyszałem, że wreszcie znalazłeś sobie jakąś foczkę - powiedział Mike.
- Co? Skąd dowiedziałeś się o takich bzdurach?
- Calum.
- Oh - blondyn zmarszczył brwi. - To się pomylił.
- Ja o wszystkim wiem, ta brunetka na 'k'.
- Kaya?
- Chyba ta.
- Przestań - prychnął. - Ta małolata jest moją podopieczną.
- Podobno nie taka małolata, Calum mówił że przygruba trochę, ale mega laska. Wiesz o co mi chodzi - podniósł dłoń na wysokości swojej piersi.
Kaya nie jest gruba...
- Boże, ona ma 14 lat, pedofilu.
- A czy ja coś mówię? Szybciej Azjacie wpadła w oko niż mi, po za tym jej nie kojarzę.
- Nie ma na co liczyć.
- A jednak, wpadła ci w oko - Michael się uśmiechnął znacząco.
- Nie prawda - wypuścił ze świstem powietrze i wykonał szybki ruch kontrolerem.
- TY MOTŁOKU! STRZELIŁEŚ MI BRAMKĘ! - krzyknął Mike.
- Ciszej Clifford - usłyszeli stłumiony głos Liz, na co kolorowowłosy od razu ucichł.
Luke tylko się na to cicho zaśmiał.
*****
Prawie 1K wyświetleń! Dziękuję wam!
Mam nadzieję, że taki luźny, przejściowy rozdział wam się podoba :D.
Hela
CZYTASZ
the best || lrh
Fanfic- Ekhem? - Co? - Gówno. To ty jesteś Luke, prawda? - Tak. Ty jesteś Kaya? - Nie, przecież Marilyn Monroe, nie widzisz? Copyright © QueenHellen 2016