Rozdział 20 Wyścig z czasem. Część II

1.2K 92 6
                                    


Ok to druga cześć trochę smutna. Dajcie jakiś komentarz. To wstawię część III.

______________________________________________

- Nie istnieje? - Hermiona zachwiała się. - Boże nie, to nie możliwe.

- Ta trucizna powstała, gdy po świecie chodziło dużo więcej czarodziei. Takich, którzy specjalizowali się innej dziedzinie transmutacji.

- Alchemicy? - Luna wtrącił się do monologu profesora. Po zapewnieniach, że jej pomoc będzie potrzebna profesor Snape zdecydował się o nią prosić. Już po chwili zorientował się, że Panna Lovegood jest inna, niż wcześniej zakładał. Co do tej dziewczyny również się pomylił. Co z niego za nauczyciel, że popełnia takie niewybaczalne błędy?

- Ma Pani słuszność panno Lovegood. Alchemicy. Ostatni, o którym wiedziałem to był Nicolas Flamel i on miał ten niedostępny składnik.

- Czyli, co to było? - Pansy nie mogła usiedzieć na miejscu. Zerwała się z krzesła i zaczęła krążyć po komnacie. - Co takiego miał ten cały Flamel?

- Kamień Filozoficzny.

- Nie. To niemożliwe! - Hermiona krzyknęła. - Harry parę lat temu trzymał go w dłoni.

- Tak, wiem, panno Granger. Sam byłem przy w zniszczeniu ostatniego egzemplarza. Po tym, jak Czarny Pan chciał go zdobyć dyrektor uznał, że istnienie tak niebezpiecznej substancji jest zbyt ryzykowne.

- A czy ten Flamel nie może mieć ich więcej? - Luna zadała drugie ważne pytanie.

- Być może i by miał, ale Nicolas Flamel od roku nie żyje.

- Nie ma więcej alchemików? - Draco nad czyś się zastanawiał. - Bo przecież Flamel nie mógł być ostatnim.

- Prawdopodobnie istnieje paru na całe kuli ziemskiej. Jednak byli zbyt często wykorzystywani, dlatego od jakiegoś czasu pozostają w ukryciu. Nikt nie wie jak ich znaleźć. A nawet jeśli znajdziesz kogoś, kto wie, to zapewne jest zobowiązany przysięga milczenia.

- Wieczysta Przysięga? - Hermiona ze smutkiem spojrzała na profesora. Znała warunki tej przysięgi. Nikt nie poświeci swojego życia, by zdradzić im te informację.

- Najprawdopodobniej.

- Więc, co teraz?

- Harry musi się dowiedzieć.

- Chce pan mu powiedzieć? - Draco nie wiedział, co z sobą począć. - Harry się załamie. Już teraz jest na granicy.

- Musi wiedzieć. Obiecałem nie okłamywać go.

- Boże, Anna umrze, nie ma ratunku. - Harmonia się rozpłakała. Blaise niezdarnie do niej podszedł i przytulił ją. - Nie ma ratunku? - Powtórzyła szlochając. Chłopak nie zwracał uwagi, że łzy dziewczyny moczą mu przód koszuli. Sam miał ochotę się rozpłatać. Przez te parę miesięcy, kiedy Potterowie przewrócili do góry nogami dom Slytherinu zdążył ich polubić. Oboje. Wcześniej uważał Harry'ego za rozpieszczonego idiotę, ale teraz, gdy go poznał wiedział, że chłopak nie miał łatwego życia. Znów ktoś go rani. Jak znajdę tego sukinsyna zabije go własnymi rękoma.

Luna i Pansy również szlochały wtulając się w siebie. Draco z zamkniętymi oczami zaciskał mocno szczęki. Miało się wrażenie, że zaraz sobie połamie zęby. Byli bezsilni. Profesor Snape wstał z krzesła odwracając się do zebranych tyłem.

- Bądźcie z nim, aż do samego końca. - Wyszeptał. - Ja mu powiem, czego się dowiedzieliśmy. Nie pozwólcie mu zostać samemu. Draco, ty... weź go do swojego pokoju i uważaj na niego. Zostało parę dni, po których... Anna umrze. Później muszę też o tym powiedzieć dyrektorowi. Być może on wie coś na temat alchemików, ale nie liczyłbym na to. Po tym jak zabronił wam opuścić lekcję, by pomóc dziewczynie. Hm, mam podejrzenia, że Albus chce jej śmierci. Przeszkadza mu.

- Profesorze, jakie jest prawdopodobieństwo, że dyrektor jest odpowiedzialny za otrucie Anny? - Blaise zadał pytanie, które każdemu przychodziło na myśl.

- Nie wiem. Albus prawdopodobnie ma kontakty, by zdobyć starożytną truciznę. Ale po, co tyle zachodu? Mógł użyć każdej.

- Na które prawdopodobnie zna pan odtrutki. A bez kamienia nie da się zrobić tej na tą, co zbija Annę. Prawda? - Zabini zamyślił się tuląc do piersi zrozpaczoną Hermionę

- Tak. - Wyszeptał mistrz eliksirów nie odwracając się. Nie chciał, by uczniowie widzieli, że jego oczy również się zaszkliły. Czuł się bezsilny, niepotrzebny i niedouczony.

- A ostatni kamień został zniszczony właśnie przez dyrektora? - Draco z gniewem w oczach wpatrywał się w opiekuna. - Doskonale, by wiedział, że nie ma składnika antidotum.

- Podobno Dumbledore i Flamel byli przyjaciółmi w młodości. Flamel mógł sam dać Dumbledore'owi te truciznę. - Hermiona wyszeptała w koszule Blaise'a nabrzmiałym od płaczu głosem.

- Ale po co? - Pansy nie widziała w tym sensu.

- Na sama wiesz kogo, by go pokonać.

- To możliwe, ale w tej chwili to tylko przypuszczenia. Nie możemy bezpodstawnie oskarżać dyrektora Hogwartu.

- Więc najpierw znajdziemy dowody.

- Tak.

Harry siedział w skrzydle szpitalnym trzymając za dłoń ciężko oddychającą Annę. Jej nerki przestały działać. Pielęgniarka zrobiła jej magiczną dializę. W przeciwnym razie toksyny zatrułyby cały jej organizm. Czekał z niecierpliwością na wiadomość od mistrza eliksirów. Nasłuchiwał każdego skrzypnięcia drzwi podskakując na krześle. W końcu doczekał się.

Do skrzydła szpitalnego wszedł profesor Snape. Harry jak tylko go zobaczył wiedział, że coś jest nie tak.

- Profesorze, proszę mi powiedzieć, że znaleźliście tę truciznę.

- Znaleźliśmy. To trucizna przerażacza. Bardzo stara i trudna do przygotowania.

- Więc może pan zrobić antidotum? - Harry z rozpaczą wpatrywał się w pogrążonego w smutku opiekuna domu.

- Nie... - wyszeptał Snape. - Nie potrafię go zrobić.

- Jak to? Przecież jest pan najlepszym mistrzem eliksirów.

- Nie mam wszystkich składników. Nie mam jednego najważniejszego.

- Czyli?

- Kamień filozoficzny.

- Co? Przecież w pierwszej klasie trzymałem go w dłoni. Dumbledore go ma.

- Dyrektor zniszczył ten kamień. Byłem przy tym. - Snape uprzedził pytanie Harry'ego o prawdziwości tej informacji. - Widziałem jak został zniszczony.

- A Flamel? Nie ma ich więcej?

- Flamel nie żyję.

- Jak pomóc Annie?

- Nie możemy jej pomóc. Przykro mi, Harry. Anna niedługo umrze.

- Nie! Nie to nie prawda! - Harry rozpłakał się. Zerwał się z krzesła i z pięściami rzucił się na profesora. Okładał go w klatkę piersiową. - To nie prawda. Musi pan wiedzieć, musi... - Severus Snape nie reagował na ciosy chłopaka. Nie były one bolesne. Pozwolił Harry'emu wyładować na nim swój ból i rozpacz.

- Przepraszam. Tak mi przykro.

- Wiem. - Harry zaniechał zadawania ciosów. Upadł na kolana przy stopach profesora, cicho szlochając. - Ja wiem...









Cienie Wiatru- DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz