Avalon Cześć IV

516 46 9
                                    

Ok to kolejny rozdział. Mam trochę poślizgu b planowałam go wstawić w niedzielę. Niestety się nie udało. Wybaczcie. Ale nareszcie jest i tu się strasznie cieszę. Rozdział jest nie betowany. Ale mam nadzieję, że nie ma za wiele błędów. No wiec zachęcam do lektury.

- Wszystko mnie boli. Co to miało być? - Chłopak z trudem otwarł jedno oko. Jednak światło które go otaczało było tak jaskrawe, ze na powrót je zamknął z jękiem bólu. - Dlaczego tu jest tak jasno? W cholerę zgaście światło. Po chwili do uszu chłopaka dotarł delikatny śmiech.  Młody znowu próbował rozewrzeć oczy by rozeznać się w sytuacji. Teraz poszło sprawniej. Blask światła nie był już taki ostry. A może był tylko jego oczy się przyzwyczaiły. Sam nie wiedział, ale wszystko jedno grunt, że nie boli. Chłopak z zaciekawieniem rozejrzał się po okolicy. Siedział na łące usianej kwiatami pod złotym niebem. Stamtąd bił ten osobliwy blask. Po chwili na chwiejnych nogach wstał i obracając się w koło rozejrzał się za przyjaciółmi. Nikogo nie było w pobliżu jednak słyszał czyjś śmiech.

- Halo jest tu kto?- Chłopak z paniką w głosie krzyknął. Ostatnie co pamiętał to droga w ciemności i ogromne drzwi do Avalonu. To jet Avalon?

- Ja jestem. - Rozległ się dźwięczny głos tuż obok ucha zdenerwowanego młodzieńca. Chłopak natychmiast odwrócił się w jego stronę, ale nikogo nie zauważył. Stał sam na środku ukwieconej polany.

- Kim jesteś? - Zapytał roztargniony rozglądając się wokoło.

- Ja jestem aniołem. Pytanie kim ty jesteś i co tu robisz? Odstajecie od grupy. Nie wszyscy wam ufają.

- Odstajemy? Jestem Fred Wesley. A mając na myśli, że odstajemy to znaczy ja i mój brat?

- Tak ty i drugi ty.

- Jesteśmy bliźniakami. - Szepnął urażony.

- Nie gniewaj się. Nie widziałam jeszcze bliźniaków.

- Rozumiem. Jesteśmy w Avalonie?

- Nie. - Odparł kobiecy głos. Ty i drugi ty, twój bliźniak. Nie wszyscy wam ufają. Ja mam sprawdzić czy warto ci zaufać.

- A jak nie? - Fred bał się odpowiedzi, ale musiał znać prawdę.

- Przepadniesz w drodze. Nikt cie nie znajdzie.

- Jak mam udowodnić swoja wartość? Jak mam zasłużyć na zaufanie?

- Znam twoje myśli człowiecze. Zaufała ci kobieta z rodu Lucyfera. Mimo, że twoja rodzina skrzywdziła jej bratanka. I nadal chcą go skrzywdzić. Wyrzekniesz się rodziny?

- Już to zrobiłem. Moi rodzice mój brat Percy i siostra Ginewra nic dla mnie nie znaczą. W naszym świecie próba zniewolenie drugiego człowieka jest najczarniejszą magią. Rodzice gdy podpisali kontrakt małżeński, w którym chcieli zniewolić Harry'ego złamali najświeższe prawo. Prawo ustanowione jeszcze za czasów Merlina. Prawo wolności. - Fred z powagą której rzadko można zobaczyć na jego twarzy oczerniał własnych chciwych rodziców. - Znasz moje myśli. Ja i George będziemy walczyć z własną krwią jeżeli będzie trzeba. Bill i Charlie również. Po tym co zrobili Ronowi. Oni nigdy im tego nie wybaczą. Ja nigdy im tego nie wybaczę.

- Rozumiem. Twoja postawa, twoje myśli podobają mi się. Nie mam zastrzeżeń do twoich motywów. Jesteś godzien zaufania dziedziców Lucyfera. Święte dziecko już przekroczyło bramy Avalonu. Teraz ty i twój brat do niego dołączycie. Przed Fredem zmaterializowała się piękna kobieta o blond włosach i złotych oczach.

- Wow jesteś piękna. - Fred z otwartymi ustami wpatrywał się w zjawisko przed nim. Po chwili zobaczył brata idącego obok równie pięknego mężczyzny. Ciekawym był dlaczego do Georga poszedł anioł płci męskiej. Kobieta uśmiechnęła się przez co chłopak  znów zwrócił na nią uwagę.

- To przez wasze preferencje.

- Preferencję? - Fred spojrzał na zarumienionego brata. Czekaj co? George woli facetów?!

- Tak. Teraz ruszajmy. Anielica chwyciła go za dłoń i poprowadziła do zbliżającej się pary.

- Czas na nas...

W tym samym czasie Harry Potter wpatrywał się w ogromny zamek majaczący na końcu drogi. Teraz dróżka prowadziła w górę, ale otoczenie było zupełnie inne niż przed brama. Blask wydobywał się złotego nieba, ale nie podrażniał oczu. Był ciepły i przepełniony miłością, tak wielką. że chłopcu chciało się płakać z radości. Otulał niczym wełniany koc. Harry rozejrzał się po twarzach zebranej z nim młodzieży. Zauważył, że Uriel gdzieś zniknął, ale wcale go to nie zdziwiło. Anioł pewnie wyruszył na spotkanie brata i rodziny. Zauważył również coś innego.

- Gdzie Fred i George? - Wszyscy zaczęli ich nawoływać, ale odpowiadał im głucha cisza. Nigdzie nie było bliźniaków.

- Byli zaraz za mną - Hermina ze zdenerwowania zaczęła wyginać palce. -  Jak rozległ się ten wiatr to porwało nas w rożnych kierunkach. Ale w ostateczności znaleźliśmy się tu wszyscy. Tylko ich nie ma.

- Masz rację. -  Draco podszedł do skołowanego Harry'ego i chwycił go za dłoń. Brunet z zaciekawieniem spojrzał na ich złączone palce. - Nigdzie mi nie znikniesz. Nie pozwolę na to.  - Harry delikatnie ścisnął dłoń blondyna dając mu niema akceptację. Nie chciał się rozdzielać z Draco.

Chwilę później w przestrzeni rozległ się dźwięk trąby. Z złotego nieba delikatnie ku nim opadały dwie uskrzydlone osoby. Młodzież po chwili zobaczyła, że w ramionach aniołów znajdują się zaginieni bliźniacy. Chłopcy uszczęśliwieni z entuzjazmem machali zebranym na dole przyjaciołom.

- Jak dobrze, że się znaleźli. To znaczy, że można im ufać. - Luna swoimi błękitnymi oczami spoglądała na uradowanych braci.

- Witajcie. - George uśmiechnął się. - Możemy teraz ruszyć ku pałacowi.

- Tak masz rację. - Harry założył miecz na plecy ten magicznie przylgnął do nich. Bez pochwy czy jakichkolwiek zabezpieczeń Ekskalibur trzymał się prostych pleców chłopaka.

- Już nic mnie nic zdziwi. - Pansy uśmiechnęła się do Pottera.

- Oj zdaje się, że jeszcze wiele rzeczy nas zaskoczy w tym piękny królestwie. - Draco wpatrywał się w dwójkę aniołów, które od przybycia nie odezwały się ani słowem. Jakby czytając w jego myślach rozległ się melodyjny głos mężczyzny.

- Jestem Lariel miło was poznać. Jednak najbardziej czekaliśmy na ciebie potomku Lucyfera. Władco miecza światła. - Anioł skierował swe kroki ku Harry'emu głęboko mu się kłaniając. Po chwili podeszła do nich również kobieta. Jednak ona padła na kolana przyciskając czoło do białej drogi.

- Na Merlinia nie kłaniajcie mi się. Proszę nie jestem nikim wyjątkowy. - Harry zawstydził się na tak jawne uwielbienie.

- Jesteś Harry Potterze. Dla nas jesteś Święty. - Rozległ się głos z wielu gardeł.

Cienie Wiatru- DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz