Prolog

687 34 4
                                    

Był zwykły zimowy poranek w Obozie Herosów. Gdzieś w oddali słychać było satyrów grających na fletniach i śpiewy nimf. Niebo było bezchmurne, więc do domku Hefajstosa z łatwością wpadł jasny strumień światła, tym samym budząc Leo Valdeza. Nastolatek otworzył oczy i przeciągną się leniwie. Usiadł na łóżku i spojrzał na swoje ubranie. Wyglądał okropnie. Wczorajszego dnia nie miał sił nawet się przebrać w czyste ubrania, tak był zajęty tworzeniem nowego tostera dla swojego rodzeństwa. No nic. Takie były konsekwencje przepracowywania się. Przejechał ręką po włosach ale były całe posklejane od smaru, więc nie był wstanie ich przeczesać, a na dodatek ugryzł go zimowy komar, bo takie były w Obozie.

Leo nie spodziewał się niczego dobrego po tym dniu. Już na starcie czuł się źle. Podszedł do okna i przetarł je, bo było zaparowane. Kiedy zobaczył to co było na dworze, już wiedział, że już nigdy jego życie nie będzie takie same.

Więc piszę to chyba od nowa... Jestem załamana tym co tu pisała m kiedyś.

Czy To Miłość? |Snowleo| I Nie Tylko ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz