- Że co? - Zapytał Percy, niezwracając uwagi na mopsiki, które nawiasem mówiąc były już dość blisko.
- Wkrótce umrzecie! - Hazel k.ztusiła się łzami.
- Ach, te fandomy... - Westchnął Frank.
- Co?
- Nie ważne...
Pierwszy zombie dopadł Percy'ego, ale zamiast zaatakować, zaczął tańczyć Makarene. Po chwili wszystkie pieski dołączyły do niego.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Myśleli "Ale guuuuupie te pieski!", ale nie znali ich tajnego planu.
Percy jako pierwszy dołączył do mopsów które porwały go w dzikie pogo. Śmiał się, aż zabrakło mu tchu. Po chwili cała reszta bawiła się razem z nimi.
Już po paru minutach byli zmęczeni tańcem, zwanym przez kozy śnieżne: Dance of Death... Ta nazwa była o dziwo trafna. Po kilku chwilach wszyscy byli zasapani, zmęczeni, odwodnieni, a przede wszystkim tak zaabsorbowani "zabawą", że nawet tego nie zauważyli. Nie sprzeciwili się gdy pieski zaczęły ich dokądś prowadzić.
Pot. Ból. Jakaś ciecz. Krew. Błoto. Sierść. Pot. Ból. Krew. Błoto. Sierść.
To jedyne rzeczy o których myślała Annabeth, ale i tak nie mogła przestać tańczyć. Czuła się jak zaklęta. Miała ochotę wrzeszczeć niczym Karyna której zabrało się różową szminkę, ale z jej ust wydobywał się tylko głuchy jęk dźwięczący w rytm i pasujący do melodii granej w tle na werblach. Gdy już nie miała żadnej nadziei na odpoczynek, pochód się zatrzymał, a zawody zombiaków i odgłosy bębnów ustały.
Gdy przestała wywijać tyłkiem w rytm mimo ciszy, dźwięczącej jej w uszach melodii, odetchnęła z ulgą. Niestety nie wiedziała, że te dzikie densy, to był luksus w porównaniu do tego co miało się następnie wydarzyć.
KC WAS GRZANECZKI!
CZYTASZ
Czy To Miłość? |Snowleo| I Nie Tylko Zawieszone
FanfictionMiłość jest straszna, nie tylko nieodwzajemniona, ale i ta zakazana. Właśnie ona dopadła Leona Valdeza. Czy nasz bohater skończy ze złamanym sercem? Czy swoją miłością zrani ukochaną? Teraz są tu też inne shipy. Jest to nie tylko komedia i romans...