Cała niedziela przebiegła Luke'owi bardzo smutno i samotnie. Spędził ten dzień w swoim pokoju słuchając muzyki, snując się po domu, a wieczorem oglądając Teen Wolfa. Przez większość nocy nie spał. Płakał. Nie chciał iść jutro do szkoły, wolał zostać w domu i płakać dalej. Miał świadomość, że jest słaby, ale nie umiał inaczej.
W poniedziałek rano, Luke wstał z łóżka ledwo przytomny. Wybrał sobie szarą czarną koszulkę i szarą bluzę, żeby ludzie nie patrzyli na niego dziwnie, przez różowe ubrania. Naprawdę je lubił, ale niestety większość tego nie rozumiała.
Blondyn wziął prysznic, ubrał się i ułożył włosy starannie. Gdy stwierdził, że wygląda nie najgorzej, opuścił łazienkę i udał się na dół. Liz przygotowała mu kanapki z dżemem, które niestety musiał zjeść, bo inaczej nie wypuściłaby go z domu. Następnie zabrał swój plecak, założył Vansy i wyszedł z domu. Dostał się do szkoły w przeciągu 15 minut spacerkiem.
Przekroczył próg jasnożółtego budynku i niepewnie skierował się pod swoją klasę. Ktoś stuknął palcem w plecy Luke'a, na co on momentalnie odwrócił się przestraszony.
Odetchnął, gdy zobaczył przed sobą uśmiechniętego Ashtona. Miał na sobie luźny tank top, czarne spodnie i trampki podobne do tych Luke'a. Blondyn stwierdził w myślach, że Ash jest naprawdę przystojny.
- Jak się czujesz? Słyszałem, że byłeś w szpitalu...
- Tak, ale już jest okay. - uśmiechnął się nieznacznie.
- To dobrze. Co teraz masz? - zaczęli iść korytarzem przed siebie.
- Biologię. - odparł krótko blondyn, nerwowo rozglądając się po korytarzu. Trochę stresował się tym, że w każdym momencie może natknąć się na Michaela.
Ash zauważył zdenerwowanie Luke'a.
- Luke? Wszystko w porządku?
- Hm? - Luke spojrzał na Ashtona - Oh, t-tak.
- Wyglądasz na zestresowanego. - stwierdził - Co się dzieje? - Luke odłożył plecak na podłogę i usiadł, a Irwin skopiował jego ruchy.
- Po prostu... - podkulił kolana i objął je ramionami - Jak byłem w szpitalu to przyszedł Michael - zaczął - Był dla mnie bardzo miły, pozwolił mi przytulić się do niego... Miał chwilę słabości, a on mnie pocieszał i... Powiedziałem mu, że chyba go kocham, a on sobie poszedł... - spuścił wzrok i pociągnął nosem.
Irwin momentalnie poczuł, jak przez jego ciało przepływa fala złości. Po chwili jednak złagodniał i spojrzał na Luke'a.
- Może chcesz dzisiaj przyjść do mnie? - uśmiechnął się przyjaźnie - Pogramy na konsoli, zamówimy pizzę, odwrócimy twoje myśli od tego, hm?
Luke popatrzył na Ashtona.
- A będziesz mieć lody?
- Jasne.
- Truskawkowe?
- Jak sobie życzysz. - uśmiechnął się Ash, a Luke zrobił to samo i zaklaskał w dłonie ucieszony.
- Dziękuję.
Rozbrzmiał dzwonek, a wszyscy udali się do klas.
*
- Nie Luke, nie możesz wbiec do bramki z piłką, oszukujesz! - zaśmiał się Ashton po tym, jak "nauczył" grać Luke'a w Fifę.
- Ale nigdzie nie jest tak napisane! - Luke pokazał mu język i "strzelił" kolejnego gola. Jego taktyka polegała na przejęciu piłki i wbiegnięciu z nią wprost do bramki. Dzięki temu wygrywał 3-1.
- Ja się poddaję. - Ash odłożył pada i spojrzał na skupionego Luke'a.
- Ups, znowu przegrywasz Ashy. - wystawił czubek języka i wbiegł do bramki. - Taaaak! Wygrałem! - pisnął ucieszony Luke, a Ashton pokręcił głową rozbawiony.
- Co chcesz teraz robić, zwycięzco?
Luke ziewnął.
- Nie wiem, która godzina? - spytał, a Ashton sprawdził godzinę na swoim telefonie.
- Um, jest po 20.
- Oh - spojrzał za okno - Odprowadzisz mnie? Boję się iść sam...
- Jasne, mogę nawet cię podwieźć, chodź. - Ashton wstał, chwytając kluczyki od auta z komody. Za chwilę siedzieli już w aucie. Luke nie potrafił stwierdzić, jakie to auto. W końcu nie znał się na tym i wiedział tylko, że jest czarne. Z głośników leciała jakaś rockowa piosenka, ale niezbyt głośno, za co Luke dziękował bogom. Jechali w ciszy, dopóki Ashton nie zaparkował pod domem Luke'a.
- Dziękuję, że zaprosiłeś mnie do siebie. - podziękował z uśmiechem Luke, zanim wysiadł z auta.
- Nie ma za co. Gdybyś potrzebował pomocy lub po prostu był smutny, możesz napisać. - posłał mu uśmiech.
Luke pożegnał się i opuścił auto, które zaraz potem odjechało z podjazdu. Wszedł do domu i zdjął trampki. Był w dobrym humorze pierwszy raz od dawna.
- Luke? Gdzie byłeś tak długo? - usłyszał głos swojej rodzicielki, wchodzącej do pomieszczenia.
- U kolegi. - skierował się na schody i zaczął wchodzić na górę.
- Michael tu był. - te słowa sprawiły, że Luke zatrzymał się i odwrócił w stronę mamy.
- Po co? - spytał niepewnie.
- Pytał o ciebie, powiedziałam mu, że wyszedłeś. - odpowiedziała kobieta i zniknęła w kuchni. Kilka sekund później wróciła z dużym bukietem róż. - Mówił, że to dla ciebie i poprosił, żebym ci przekazała. - podeszła uśmiechnięta do Luke'a i wręczyła mu kwiaty. Serce blondyna zaczęło łomotać w jego piersi, a w brzuchu pojawiły się motylki. Szeroki uśmiech wstąpił na jego twarz.
Michael tu był. Był i przyniósł kwiaty.
Luke poleciał do swojego pokoju z bukietem jasnoróżowych róż. Były piękne. Włożył kwiatki do wazonu i spojrzał na nie uśmiechnięty. Wyjął telefon z kieszeni i wszedł w ikonkę wiadomości.
Ja: Dziękuję :-)
Mikey: nie ma za co skarbie
Mikey: i przepraszam
Mikey: wybaczysz mi?
Mikey: po prostu... nie jestem pewien co czuję
Ja: Okay, nic się nie stało, ja ci wybaczam
Luke pisał z Michaelem jeszcze chwilkę, po czym umył się i szczęśliwy poszedł spać. Chciał już spotkać Mike'a jutro w szkole. Chciał przytulić się do niego i dostać buziaka. Tak, to zdecydowanie to, o czym teraz marzył.
Miał nadzieję, że nic nie popsuje mu jutrzejszego dnia.
***
Hej
Postanowiłam uszczęśliwić Luke'a, niech się chłopak nacieszy
Póki może
( ͡° ͜ʖ ͡°)
CZYTASZ
Don't hurt me // muke [ZAWIESZONE]
Fanfic"Gdyby ktoś powiedział ci, że osoba której unikasz jak ognia, stanie się sensem twojego życia, uwierzyłbyś?" bottom!Luke top!Michael #755 in ff ©lukeytouch 2017