-Dzień dobry- ukłoniłem się wchodząc do pokoju nauczycielskiego.
-Siadaj- nakazał mój wykładowca, jedną ręką wskazując na fotel, a drugą wycierając z twarzy resztki czekolady- przede wszystkim chciałem cię przeprosić- zaczął spokojnie, gdy już rozsiadłem się przed nim wygodnie -wiem, że temat twoich rodziców jest jeszcze dla ciebie bardzo drażliwy i nie miałem w planach ubliżyć ci swoimi słowami-położył delikatnie dłoń na moim ramieniu. Miał rację, był to dla mnie najgorszy temat na świecie i byłem na niego wściekły o to, że znów go poruszył. Lepiej by było, gdyby zostawił to tak jak było. Szybkim ruchem wycofał się widząc moje silnie zaciśnięte pięści -musimy jednak zrobić coś w sprawie twojej nagannej fryzury- wyrzucił z siebie te słowa z prędkością światła, nerwowo przy tym chrząkając.
-Skoro moja NAGANNA fryzura jest dla pana taka istotna, to niech mnie pan wyrzuci ze szkoły- burknąłem wkurzony, po czym wstałem i wybiegłem z gabinetu prosto do męskiej toalety. Zamknąłem na klucz drzwi od kabiny i opadłem na zamknięty kibelek. Było mi niedobrze, głowa wypełniła mi się różnymi obrazami. Próbowałem odpędzić niechciane wspomnienia, ale nie dałem rady. Do oczu naszły łzy i nim się zorientowałem szlochałem jak baba, krzycząc z rozpaczy "mamo, tato", niczym małe, zagubione dziecko. Nie ogarniałem już co się dzieje wokół mnie, widziałem jedynie swojego ojca leżącego na podłodze w kałuży krwi, swoją matkę siedząca nad nim, zapłakaną i brudną. Słyszałem tylko swój płacz i jej błagania o litość, następnie zemdlałem na wspomnienie dźwięku wystrzału pistoletu, który odebrał mi moją kochaną rodzinę. Obudziłem się w gabinecie pielęgniarki, młoda praktykantka uśmiechała się do mnie nie świadoma koszmaru, jaki miałem w głowie.
-Proszę, weź to- powiedziała, podając mi jakieś tabletki i wodę. Popatrzyłem na nią zdezorientowany, przez co wyjaśniła mi, że leżałem nieprzetomny przez 2 godziny i muszę wziąć witaminy. Jak nakazała, tak zrobiłem, po czym chwiejnym krokiem wyszedłem, by wrócić na lekcje. Kierując się do sali zauważyłem Jungkooka siedzącego w milczeniu pod gabinetem pielęgniarki. Czyżby też się źle poczuł? "Mam nadzieję, że nic mu nie jest" zmartwiłem się w duchu i z ciężką głową dotarłem na lekcje. Przeprosiłem za nieobecność i zajmując cicho swoje miejsce zauważyłem, że mój Anioł wszedł do sali tuż za mną. Szedł za mną przez cały czas, a ja o tym nie wiedziałem. Zmarnowałem swoją zapewne itak nie istniejącą szanse na rozmowę z nim, byłem na siebie o to zły. Licząc nerwowo sekundy czekałem, aż ten dzień się skończy.
Zanim jeszcze zadzwonił wyczekiwany dzwonek pozwoliłem sobie spojrzeć na moją miłość po raz ostatni tego dnia. "Boże, czemu on musi być taki idealny i tak nieosiągalny dla kogoś takiego, jak ja?" pomyślałem, po czym wyszedłem z sali kierując się do domu.
Uśmiechnąłem się szeroko zamykając za soba drzwi wejściowe, mieszkałem sam ponieważ dostawałem od państwa jakieś pieniądze za...nie ważne, nie chciałem o tym myśleć, nie znowu. Wyjąłem z lodówki piwo i otwierając je rozsiadłem się przed telewizorem. Oddając się procentom i lecącym w telewizji dramom, czekałem aż przywita mnie błogi sen. Nie wiem kiedy zasnąłem, ani ile wypiłem, ale następnego dnia obudziłem się tak zmarnowany, że postanowiłem nie iść do szkoły. Wyłączyłem budzik i wróciłem w objęcia morfeusza.
YOU ARE READING
Sen *Vkook*
FanfictionOstatnie dwa lata były dla Tae okropnym czasem, pełne smutku i samotności. Tylko sny trzymały go przy życiu, dając sił by przetrwać kolejne dni przy ignorującym go z powodu nienawiści Aniołem.