13.

1.7K 115 9
                                    

Marinette:
Alya natychmiast się ożywiła. Nie zwracając kompletnie na mnie uwagi pobiegła w stronę dochodzących krzyków. Podbiegłam do niej.
- Alya! Co ty robisz?!
- Coś się dzieje! Zaraz będą Biedronka i Czarny Kot! Nie mogę tego przegapić!
Włączając telefon pobiegła przed siebie.
Zawołałam ją jeszcze, lecz ona mnie miała w tzw. głębokim poważaniu. Westchnęłam i schowałam się za rogiem jakiegoś budynku. Z torebki wyleciała Tikki.
- Marinette! Opuścisz lekcje!
- Władca Ciem zaatakował i muszę pomóc Kotu!
Kwami pokiwała głową, a ja powiedziałam:
- Tikki, kropkuj! Tak!
Na moim ciele pojawił się strój biedronki. Od kilku dni nie miałam go na sobie. Nawet nie wiedziałam jak bardzo mi tego brakowało.
Za pomocą swojego Jo-Jo dotarłam na plac przed Wieżą Eiffela. Czarny Kot już tam był i unikał pocisków z farby. Doskoczył do mnie i powiedział:
- Już myślałem, że nie przyjdziesz.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
- Nie śmiałbym.
Spojrzałam się na niego, a on wyszczerzył się jak głupi. Wywróciłam oczami i odwróciłam głowę do naszego wroga.
- Jestem Malarzem! Sprawię, że już nikt nie będzie mi przeszkadzał w pracy! Wy natomiast musicie mi oddać swoje miracula!
- Jeśli chcesz, to je sobie weź!
Wkurzony strzelił do mnie z pędzla. Zakręciłam moją bronią i odbiłam atak. Czarny Kot zrobił to samo, tyle że swoim kijem.
Odskoczyłam w bok i spróbowałam mu podciąć nogi. Niestety bezskutecznie.
Cały czas atakowaliśmy go z różnych stron. On się skutecznie bronił i my. Spojrzałam na chwilę na Alyę, żeby się upewnić czy nic jej nie jest. To był mój błąd. Malarz trafił mnie i po chwili byłam przytwierdzona do ściany przez lepką maź. Krzyknęłam zwracając na siebie uwagę Chata. Gdy ten mnie zobaczył rzucił się w moim kierunku. Jednak malarz go skutecznie odepchnął. Szybko do mnie podszedł i sięgnął ręką do moich kolczyków. O nie! Desperacko  próbowałam mu uniemożliwić ich zdjęcie.
Słyszałam jak Kot krzyknął "kataklizm".
- Kocie! Szybciej!
- Nareszcie wszyscy się dowiedzą kim jesteś.
- Nie!
Ledwo dotknął ich palcem jednak nie zdążył zdjąć. Chat zapomocą swojego kija odepchnął go i przyłożył dłoń do farby. Cała się rozkruszyła i nareszcie byłam wolna.
- Dzięki! W samą porę!
- Do usług My Lady!
Przed oczami stanęła mi sytuacja sprzed trzech dni. Jednak szybko się ocknęłam, bo Malarz już zdążył się podnieść.
Bez wachania krzyknęłam:
- Szczęśliwy traf!
Do rąk wpadła mi... chustka?! Co ja mam z tym zrobić? Jednak po chwili użyłam mojego "wzroku biedronki" i  już doskonale wiedziałam co.
- Kocie! Odwróć jego uwagę!
- Już się robi!
Pobiegł i stanął za nim. Puknął go w ramię swoim kijem i powiedział:
- Ej, artysta! Tu jestem!
Odwrócił się i aż cały poczerwieniał ze złości.
- Śmiesz drwić z mojego wielkiego potencjału! Zaraz ci pokażę...
Nie dokończył bo zarzuciłam mu chustę na twarz. On zdezorientowany potknął się i wypuścił z rąk pędzel.
Złapałam go i przełamałam. Oczyściłam Akumę i podrzuciłam chustkę do góry. Wszystko był o tak jak wcześniej. Usłyszałam pikanie moich kolczyków oraz pierścienia Kota. Szybko przybiliśmy ze sobą żółwika i popędziliśmy w dwie różne strony. Za budynkiem wróciłam do normalnej postaci i przed moją twarzą zobaczyłam Tikki.
- Uff... O mały włos!
- Masz rację. Muszę być bardziej ostrożna, bo niedługo już wszyscy będą wiedzieć kim jest biedronka.
- Dobra, a teraz wracaj do klasy, bo przecież lekcje trwają!
Schowała się do torebki, a ja pobiegłam do szkoły. W środku zobaczyłam Alyę rozmawiającą z Adrienem. Podbiegłam do nich. Słysząc moje kroki dziewczyna się odwróciła.
- Marinette! Gdzie byłaś?
- Ja... To znaczy... Zostałam zaatakowana przez tego malarza! A ty A-Adrien?
Chłopak spojrzał na mnie przez co zmiękły mi kolana.
- Ja? Mnie też zaatakował...
Dziwne... Nie widziałam go tam.
- Chodźmy już lepiej do klasy!
Po czym pobiegliśmy do sali od angielskiego.
Gdy wpadliśmy do środka wszyscy na nas spojrzeli. Nauczycielka odwróciła się do nas i zapytała:
- Gdzie się podziewaliście? Całą lekcję was nie było.
- My...-zaczęłam
- Poszliśmy zobaczyć co się dzieje na placu i zostaliśmy zaatakowani przez tamtego złoczyńcę. Na szczęście uratowali nas Biedronka i Czarny Kot.
Dokończył za mnie chłopak. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Mrugnął do mnie przez co moje policzki pokryły się rumieńcem.
- Nie wolno wam wychodzić poza teren szkoły podczas przerw i zajęć. Daruję wam to... Ale jeśli jeszcze raz to zrobicie to będziecie mieli do czynienia z dyrektorem, jasne?
Pokiwaliśmy głowami i usiedliśmy na swoich miejscach.
Cała lekcja minęła zwyczajnie jak reszta zajęć.

Narrator:
Władca Ciem ze złością uderzył laską o podłogę.
- Nie! Już prawie i byłaby moja! Myślałem, że poradzę sobie w ten sposób. Niestety będę musiał użyć innych środków... Hmm... Chyba już nawet wiem jakich..
Ruj motyli gwałtownie wzbił się w powietrze. Niespokojnie tańczyły wokół niego kiedy on się śmiał.

Marinette:
Gdy już byłam w domu zjadłam obiad i udałam się do mojego pokoju w celu odrobienia lekcji. Jak zwykle najwięcej miałam z chemii. Z niezadowoleniem zabrałam się do pracy. Tikki mi pomagała jak mogła i wspólnymi siłami w końcu nam się udało. Rozciągnęłam się na fotelu.
- Skończyłyśmy! Co teraz powiesz na mały patrol?
 - Jasne!
- Tikki, kropkuj! Tak!
W stroju biedronki wyskoczyłam przez okno.
Przeskakiwałam z budynku na budynek. Rozglądałam się uważnie jednak niczego podejrzanego nie zauważyłam. Postanowiłam trochę odpocząć. Stanęłam na prawie że szczycie Wieży Eiffela i oglądałam lśniącą tarczę księżyca. Co by było gdybym nie została Biedronką? Na pewno byłabym zwykłą nastolatką. Nie byłoby też  Tikki. Na samą myśl przeszył mnie dreszcz. Ona jest dla mnie oparciem. Nie dałabym sobie rady bez niej. 
W pewnym momencie poczułam małe łaskotanie na ramieniu. Przekręciłam głowę, żeby zobaczyć co to.Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, kiedy zobaczyłam na moim ramieniu Akumę. Odskoczyłam od niej i zanim cokolwiek zdążyłam zrobić doleciały następne ciemne motyle. Sięgnęłam po moje Jo-Jo. Jednak zanim go użyłam Akumy wytrąciły mi je z ręki. Patrzyłam jak się poturlało za nimi. Miałam po nie pobiec, ale przeszkodziły mi motyle. Były coraz bliżej. Cały czas cofałam się o krok. Z przerażeniem zorientowałam się, że jest ich coraz więcej. W końcu zrobiłam o jeden krok za dużo i straciłam grunt pod nogami.


 

Uuuuu.... Kto uratuje Mari?

Sorki, że dodałam tak późno, ale szczerze się przyznam, że zapomniałam.

Mam mały harmider w domu i tak wyszło:)

Zapraszam do komentowania i oceniania;)

Do niedzieli!


 

Nasza słodka tajemnica/Miraculum [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz